eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.comp.programmingPotyczkiRe: Potyczki
  • Data: 2012-12-05 00:06:40
    Temat: Re: Potyczki
    Od: PK <P...@n...com> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    On 2012-12-04, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
    > Na Harvardzie też są podobno nijakie wydziały, a jest w światowym
    > top100. Przeczysz sobie.

    Ależ skąd. W USA jest w ogóle zupełnie inny system. Nie dostajesz się
    na kierunek tylko na uczelnię, a dopiero potem wybierasz sobie
    dziedzinę. Na Harvardzie masz do wyboru około ~10 pozycji. Biznes,
    medycynę, zdrowie publiczne, prawo, design, stomatologię, szkolnictwo,
    administrację publiczną i "divinity" (powiedzmy, że teologię).
    Prawdopodobnie coś pominąłem.
    W każdej z tych dziedzin Harvard jest najlepszy lub prawie najlepszy
    na świecie, dlatego wygrywa rankingi "jako całość".

    Oczywiście nauczanie jest prowadzone bardzo indywidualnie, więc pewnie
    można się zajmować dziedzinami mniej zarobkowymi (choćby filozofią
    podpiętą pod tę "teologię"), ale generalnie idą tam najlepsi i wydają
    mnóstwo kasy po to, żeby szybko się zwróciła, a nie żeby za cenę
    mieszkania czytać książki w zabytkowej bibliotece.

    W każdym razie Harvard wypuszcza co roku głównie prawników, lekarzy,
    polityków, dentystów i przyszłych prezesów, a nie po kilkudziesiąt osób
    ze 100 kierunków. I jest to chyba najbardziej wyspecjalizowana uczelnia
    w USA. Na innych wybór jest znacznie szerszy

    BTW: system "studiowania na uczelni" i wybierania sobie "jednostki
    prowadzące", to także idea powoli kiełkująca w Polsce. Jest duża szansa,
    że pierwsze uczelnie zmienią organizację w najbliższych latach, choć
    "hamulcowym" jest (jak zazwyczaj) proces legislacyjny w parlamencie.

    > I powiedz mi jeszcze: jakie Polska ma osiągnięcia naukowe z dziedziny
    > informatyki, fizyki, chemii, ekonomii i biologii

    Byłbyś zdziwiony jak duże. Polscy naukowcy z tych dziedzin rozmawiają
    jak równy z równym z kolegami ze UK, Niemiec, Francji, Rosji czy USA.
    Nie mniej są to zazwyczaj kwestie niemedialne, bardzo niszowe. A nawet
    jeśli dosyć medialne (np. mamy duży zespół w LHC), to zainteresowanie
    opinii publicznej nie schodzi głebiej niż "czy to może zniszczyć świat".

    Naukowcy z dziennikarstwa nie rozmawiają jak równy z równym z kolegami
    z zagranicy. Czasem przez brak pieniędzy na wyjazdy. Czasem przez
    zupełne oderwanie od rzeczywistości naukowej. A czasem po prostu przez
    barierę językową...

    Kilka lat temu byłem w Radzie Wydziału i miałem kilka razy przyjemność
    oglądać jakieś raporty dotyczące wydatkowania pieniędzy. Na UW (niezłej
    uczelni przecież) są instytuty, które wydają kilka/kilkanaście tysięcy
    złotych rocznie na udział kadry w konferencjach. Nie na osobę tylko w
    sumie. A zatrudniają kilkadziesiąt osób, w tym profesorów tytularnych.
    I jeśli spytasz mnie, jak to jest możliwe, to szczerze: nie mam
    zielonego pojęcia.

    > Nie wiem jak rozumiesz "normalną karierę", moje doświadczenie wskazuje,
    > że normą jest praca przez 7-8 godzin dziennie i przychodzenie do biura
    > w, like, godzinach pracy. O ile nie potrafisz się rozdwoić, to jest to
    > raczej trudne do pogodzenia ze studiami dziennymi.

    Raczej łatwe, bo na uniwerkach obowiązkowych zajęć jest mniej niż
    na uczelniach techicznych (pewnie taką skończyłeś. Mam rację?).
    Po drugim roku na prawie każdych studiach da się upchnąc zajęcia w 2
    dniach, co pozwala na pracę w tradycyjnym w korporacjach wymiarze 3/5
    etatu. Oczywiście to wymaga dobrej organizacji pracy i - jeśli
    studiujesz coś wymagającego - nietęgiego umysłu. No i umiejętności
    samodzielnej nauki, jeśli jednak część zajęc będzie kolidowała.

    Znam kilka osób, które w tygodniu upychały studiowanie matmy, fizyki
    i pracę np. w E&Y. I wszędzie szło im bardzo dobrze, część robi teraz
    doktorat i też łączy go z wymagającą pracą.

    > Zatem twoja propozycja uniknięcia bezrobocia przez wymarzenie sobie
    > zawodu a potem wykonanie wszelkich wysiłków w celu dostania się do niego
    > jest dla większości niedobra - bo jakby się nie starali i z kim by nie
    > rozmawiali, to większość z nich będzie księgowymi i referentami.

    Oczywiście.

    > Nie takim, który się z tego utrzymuje, i to jeszcze na przyzwoitym poziomie.

    Właśnie takim. Dużo łatwiej żyć (na niezłym poziomie) z muzyki
    niż np. z wyspecjalizowanej matematyki finansowej. Muzyków jest naprawdę
    sporo. A przecież nie mówimy o dziedzinach naprawdę wąskich. Ilu jest
    w Polsce potrzebnych speców od kryptografii kwantowej czy wulkanologii?
    :)

    > Podobno ogromna większość małych firm szybko upada (w ciągu roku na
    > przykład). Poza tym jeśli chodzi o małe firmy i prawdziwe

    Oczywiście i to jest zupełnie normalne, wręcz konieczne. Co nie
    zmienia faktu, że aby być np. szewcem wystarczy dobrze szyć buty
    i jakoś dać się poznać klientom. Możesz to robić sam, w domu
    lub o znajomego, który ma warsztat (np. wynajmując go w nocy - to
    dość powszechna praktyka). Możesz być szewcem w dowolnym miejscu
    pod warunkiem, że nosi się tam buty.

    Jednak wiele zawodów wymaga (na początek) przeprowadzenia się w miejsce,
    gdzie są dostępne. Do dużych miast, w góry, nad morze itp. A potem
    musisz jeszcze dopchać się do stołka. Rekrutacje w firmach bywają
    krzywdzące, niesprawiedliwe, przypadkowe. Na pewno rywalizacja z innymi
    szewcami jest dużo bardziej przewidywalna i "rynkowa" (w sensie że
    wygrywa lepszy lub tańszy, a nie ten, który miał szczęście).

    > samozatrudnienie (w przeciwieństwie do śmieciówki), to zwykle trzeba
    > jakiś kapitał w to włożyć, co bywa problemem.

    Jak już pisałem w innym miejscu: dla jednych bywa, dla innych nie.
    Zdobycie stosunkowo niewielkiej sumy na szkolenie czy podstawowe
    narzędzia pracy (powiedzmy do 20kPLN) naprawdę nie jest zadaniem
    niewykonalnym. Na pewno łatwiej skombinować taką kasę niż
    skończyć studia, a dobry szewc może zarabiać lepiej niż większość
    absolwentów polskich uczelni wyższych.

    > Tym niemniej, gdyby zniesiono NFZ i powszechną służbę zdrowia, to by się
    > okazało, że większość lekarzy jest "niepotrzebnych", bo masa ludzi
    > przestałaby się leczyć. To samo z oświatą.

    Owszem. Państwowe instytucje są dla klienta tańsze dzięki redystrybucji,
    czyli fundowaniu z budżetu.
    Pisząc o racjonalizowaniu, miałem na myśli dostępność, a nie ceny.
    Tzn. gdyby uczelnie publiczne wycofały się z kształcenia marketingowców,
    (bo premier powiedział, że będą bezrobotni i nie warto) niszę
    (mturzystów, którzy jednak chcą studiować marketing) przejęłyby uczelnie
    prywatne. Zresztą tak właśnie stało się w Polsce. Państwowe uczelnie
    nie miały możliwości uczenia "biznesu" (choćby przez brak kadry).
    To bardzo przyspieszyło rozwój prywatnych szkół wyższych.

    pozdrawiam,
    PK

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: