eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.comp.programmingPotyczkiRe: Potyczki
  • Data: 2012-12-02 13:13:49
    Temat: Re: Potyczki
    Od: PK <P...@n...com> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    On 2012-12-02, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
    > Dlaczego? Prywatne uczelnie są akredytowane przez państwo. Bez tej
    > akredytacji nadal wolno im prowadzić zajęcia i pobierać opłaty, nie
    > wolno im tylko nazwać tego wykształceniem wyższym, a swoich absolwentów
    > magistrami.

    Ale podstawą akredytacji jest jakość zajęć, a nie ich przydatność
    dla rynku pracy. Państwu nie wolno zamknąć uczelni dlatego, że jej
    absolwenci za 5 lat nie będą przydatni. A jakby się okazało, że będą?
    Wiesz jakie by były odszkodowania?

    Państwo nie wolno nawet powiedzieć "nie idzcie do tej szkoły - po niej
    nie będzie pracy". I bardzo dobrze - to jest wprost działanie na szkodę.
    To tak jakby premier powiedział "nie kupujcie niczego od firmy Andrzeja
    Jarzabka, bo i tak się zaraz popsuje". Byłbyś zadowolony? :)

    Państwu wolno tylko (i aż) dać ogólną informację: nie idźcie na
    marketing, bo bardzo ciężko po nim znaleźć pracę. I Państwo to robi,
    choc być może trochę zbyt nieśmiało. Co ważniejsze: robią to eksperci,
    pracodawcy, naukowcy itp. Media są wypełnione informacją, że po Wyższych
    Szkołach Marketingu nie ma pracy. I co? I nic! :D

    > Wolałbym prawdę mówiąc mieć do tego Chińczyka.

    Chińczyka, który wie coś o Polsce, czy takie nie rozumiejącego Twoich
    zwyczajów ani języka? Z którym by Ci się lepiej pracowało? :)

    Inaczej mówiąc: może polska firma wchodząca do Chin nie powinna
    zatrudniać polskiego sinologa tylko chińskiego slawistę?
    Dla mnie to bez różnicy. Chodzi mi tylko o to, aby była to osoba
    "rozumiejąca oba światy". Dlatego porównałem to do pracy tłumacza.

    > Nie mam pojęcia, ale znane mi przypadki radzą sobie bez :)

    A ja znam przypadki, gdzie zatrudniają, choć pewnie poradziliby
    sobie bez. Niestety w ten sposób nie rozstrzygniemy tego sporu :D.

    > Wydaje mi się, że nie do tego się na kulturoznawstwie uczy.

    No własnie cały czas o tym mówię.

    > I zanim powiesz, że się powinno, to ja napiszę jeszcze raz: nie uważam,
    > że uczelnie (pomijając ewentualnie techniczne) powinny być po to, żeby
    > szkolić przyszłych pracowników korporacji. Uczelnie są po to, żeby
    > rozwijać nauki.

    Oczywiście. Ale obok "rozwijania nauki" powinny też szanować
    swoich studentów. Przecież wiedzą, że nie każdy absolwent zostanie
    naukowcem. Jeśli skoncentrują się na produkowaniu przyszłej kadry
    dla wydziału, to automatycznie skazują resztę (większość) na niebyt.
    Szczególnie na studiach, które naprawdę nie przekazują wielu
    przydatnych umiejętności.

    I nie pomyśl sobie, że uważam, iż każdy powinien iść na studia jak na
    kurs sklejania długopisów. Od początku planowałem finanse, ale poszedłem
    na fizykę. Po prostu miałem to nieźle poukładane, wiedziałem, że ciężką
    pracą osiągnę jakiś rezultat.
    Nie mniej większość maturzystów nie ma tak dobrze określonych planów
    życiowych. Wybierają jakieś studia, bo są "modne" albo "fajne". I fakt
    jest taki, że jak w takim prawie losowym procesie wybiorą SGH, to
    ta uczelnia (także bardzo aktywna naukowo) pomoże im szybko
    wybrać ścieżkę kariery i się w niej rozwijać. Mało jest studentów
    na 2 roku SGH, którzy nie wiedzą, co będą chcieli robić w życiu.
    Na Kulturoznawstwie UW ludzie zaczynają przeglądać oferty pracy
    po złożeniu magisterki. Na jakiejś imprezie spytałem 2 studentki
    (chyba 4 roku) czy już szukały pracy, to zrobiły wielkie oczy
    i powiedziały "Praca?". Jakby musiały znaleźć to w słowniku :/.

    > Na przykład dlatego, że czasy się zmieniły, i zawody, na które był
    > jakiśtam popyt kilka lat wcześniej, w międzyczasie powoli przestają istnieć.

    Właśnie dlatego trzeba pytać mądrzejszych od siebie. Trzeba wybierać
    wykształcenie, które będzie atrakcyjne za 10 lat, a nie to, które jest
    teraz modne. Przeciętny człowiek nie ma informacji, aby świadomie
    podjąć taką decyzję.

    > Na przykład dlatego, że okaże się, że się po prostu nie nadajesz do tej
    > pracy, którą sobie wymyśliłeś. Np. chciałeś być chirurgiem, a mdlejesz
    > na widok krwi. Zresztą np. do pracy programisty wiele osób się też nie

    I to jest niestety dość częste. Na I roku medycyny są zajęcia
    w prosektorium i ich celem jest właśnie selekcja studentów. Wtedy
    jest wystarczająco wcześnie, aby porzucić marzenia o chirurgii
    i zastanowić się nad pediatrią albo interną. I to działa.

    Niestety najwyraźniej wykładowcy kulturoznawstwa nie mówią studentom,
    żeby uczyli się języków i myśleli nad zajęciem, bo dla większości
    z nich dalekie podróże będą wydatkiem, a nie źródłem dochodu.

    > To może jednak lepiej jak ktoś chce się przyuczać do zawodu, to niech
    > się przyucza poza studiami, a na studia niech idą ci, którzy są
    > zainteresowani pracą akademicką (pomijając znowu praktyczne kierunki jak
    > inżynieria, filologia itd.)

    Co nie zmienia faktu, że studia mogą dawać podstawy. Ja do swojego
    zawodu uczyłem się sam (może poza 3-4 przedmiotami, które robiłem
    na innych wydziałach). Nie mniej wydział nauczył mnie matmy, analizy
    danych i ciężkiej pracy. Po prostu na studiach patrzyłem na wyniki
    eksperymentów, a teraz patrzę na kursy walut i przepływy. Ale wiedza
    zdobywana na wielu kierunkach nie jest tak praktyczna, dużo trudniej
    ją wykorzystać.

    > Ale rozumiesz, że dla większości ludzi nawet dotarcie do takich
    > praktyków i porozmawianie z nimi oznacza dojście do wniosku, że szansę
    > na pracę w takim zawodzie są znikome, i że albo zaryzykują i
    > prawdopodobnie zostaną bezrobotnymi, albo pójdą robić coś innego niż
    > wymarzony zawód.

    Możesz jaśniej? Nie łapię.
    Próbę poznania kogoś z branży nazywasz "zaryzykowaniem"?

    > Wiesz, cała ta filozofia właśnie polega na tym, że się dyskutuje i pisze
    > książki o filozofii. Ta patologia trwa od dwóch i pół tysiąca lat z okładem.

    Niestety nie. Przez pierwsze "dwa tysiące lat z okładem" z okresu, który
    podajesz, filozofowie zajmowali się wszystkim. Z filozofii wyszła reszta
    dziedzin, które rozwinęły się ta bardzo, że są zupełnie poza zasięgiem
    studentów filozofii. Nie znaczy to, że np. studenci matematyki nie idą
    na filozofię równolegle i mogą zajmować się filozofią nauki. Tyle że
    oni po studiach zostaną matematykami. Niestety studenci filozofii
    (wyłącznie) nie mają takich możliwości. Zajmują się sensem życia,
    religii, wzdychaniem, gdybaniem itp. A przede wszystkim: cytowaniem
    klasyków. Jeśli gadasz z prawdziwym pasjonatem filozofii, to co kilka
    minut usłyszysz coś w stylu "Kant nazwał to..." lub "Nietzsche
    powiedziałby, że..." - nawet jeśli dyskusja jest o zakupach lub planach
    na wakacje :).

    Ja absolutnie nie twierdzę, że rozmyślanie o tym, co dzieje się z nami
    po śmierci, nie jest fajne. Można o tym napisać fajną książkę, doktorat.
    Łatwiej poderwać laskę na "życie po życiu" niż na "całkę po trajektorii"
    (wiem bo sprawdzałem:]). Ale pracodawcy na to nie "poderwiesz".

    > Nie wiem jakie właściwie kryteria proponujesz do porównania czy bardziej
    > potrzebni są fizycy, czy filozofowie. Ja na dzień dobry mogę tylko
    > zwrócić uwagę, że bez filozofiinie byłoby fizyki.

    Jakie kryteria? Niestarcza Ci fakt, że dla fizyków jest praca,
    a dla filozofów nie ma?

    O pochodzeniu fizyki już pisałem wyżej. 2000 lat temu świat posuwał
    się naprzód dzięki filozofom, ale nie tym gdybającym o sensie życia,
    tylko tym tworzącym matematykę i robiącym pierwsze eksperymenty (nawet
    jeśli w międzyczasie próbowali to połączyć z sensem życia).

    > Nie mam żadnych danych, ale chyba też sobie radzą. Znaczy raczej w
    > większości chyba nie jako filozofowie. Tylko że nawet jeśli trudno być
    > filozofem poza uczelnią, to może jednak powinno się stworzyć więcej
    > etatów dla filozofów na uczelniach, a nie przestać kształcić filozofów?

    Ale po co? Tzn. co by Ci filozofowie mieli robić? Kształcić coraz
    więcej nowych filozofów? Za 500 lat chyba byłby to jedyny kierunek
    na świecie. Pewnie nauczany w jaskiniach, przy płonącej gałęzi
    ofiarowanej przez boga piorunów.

    pozdrawiam,
    PK

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: