-
321. Data: 2012-12-02 15:23:32
Temat: Re: Potyczki [OT]
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-02, Jacek <a...@o...pl> wrote:
> Ale Ty jesteś uparty.
> Czytanie ze zrozumieniem Ci nie wychodzi.
> Stoi w ogłoszeniu, że takie i siakie wymagania, a Ty swoje...
No i co z tego że "stoi w ogłoszeniu"?
Powtarzam: pracodawca nie ma interesu w tym, żeby zatrudnić gorszego
specjalistę z lepszym dyplomem.
Byłem w życiu na 3 poważnych rozmowach rekrutacyjnych i żadne z ogłoszeń
nie zawierało słowa "fizyka". I zatrudniłem się u jednego z tych
pracodawców. Co więcej: jestem otoczony osobami, których wykształcenia
też nie było w ogłoszeniu na ich stanowiska. No i co na to poradzisz?
> Jak będzie w ogłoszeniu o uprawnieniach do 1kV, to kandydat powie, mnie tam
> 1kV tylko gilga.
Trudno porównywać uprawnienia techniczne i licencje (konkretne papiery,
wymagane przez Państwo), do wymaganego wykształcenia, które jest
"widzimisię" pracodawcy.
pozdrawiam,
PK
-
322. Data: 2012-12-02 15:56:31
Temat: Re: Potyczki
Od: e...@g...com
W dniu niedziela, 2 grudnia 2012 03:04:21 UTC+1 użytkownik Andrzej Jarzabek napisał:
> On 02/12/2012 01:38, e...@g...com wrote:
> > W dniu sobota, 1 grudnia 2012 20:27:01 UTC-5 użytkownik Andrzej Jarzabek napisał:
> >> On 02/12/2012 01:05, e...@g...com wrote:
> >>> praca programisty wymaga rzeczy typu "radzenie sobie ze zlozonoscia",
> >>> "uczenie sie nowosci natychmiast" itp.
> >> A to jest coś, czego można się nauczyć tylko na studiach?
> > Nauka poslugiwania sie wlasnym umyslem jest domena uczelni wyzszych.
> Nauka posługiwania się własnym umysłem to coś, co człowiek robi od
> pierwszego roku życia do co najmniej lat dwudziestu-paru, praktykujący
> programiście nierzadko dłużej.
Malpy tez, ymmv.
> Nauczyć się programować w stopniu wystarczającym do rozpoczęcia pracy
> zawodowej z całą pewnością się da, doszlifować się możnaby w pracy.
> Probleem jaki ja widzę jest raczej w rozwoju społeczno-emocjonalnym,
> mówiąc w skrócie taki nastolatek to przecież straszny gówniarz,
> powierzyłbyś mu odpowiedzialną pracę w zespole z innymi ludźmi?
Ogolnie tak, oczywiscie musi miec odpowiednie mozliwosci i umiejetnosci.
Ja przez 20tka zepsulem rzeczy za kilka tys eur, zamowilem nie to co trzeba
na chyba kilkanascie. Przed 25 moje bledy liczyc mozna w dziesiatki tys. eur
jak nie w setki. I bardzo dobrze, ze nikt mnie nie trzymal pod kloszem,
pomimo wszystkich glupot, ktorych wole nie pamietac bilans tego
okresu jest pozytywny. Teraz mam trudniejsza prace, ale mniej odpowiedzialna,
przynajmniej pod wzgledem mozliwych bezposrednich strat finansowych.
Nie rozumiem podejscia "mlody ma nic nie robic, bo cos zepsuje". Student
ktory nic nie zrobil nic nie umie, co najwyzej teoretycznie cos umie,
ale kiedys przyjdzie moment zweryfikowania wiedzy - to taki kredyt,
ktory warto miec pod kontrola.
--
Edek
-
323. Data: 2012-12-02 16:08:32
Temat: Re: Potyczki [OT]
Od: Jacek <a...@o...pl>
Dnia 02 Dec 2012 14:23:32 GMT, PK napisał(a):
> On 2012-12-02, Jacek <a...@o...pl> wrote:
>> Ale Ty jesteś uparty.
>> Czytanie ze zrozumieniem Ci nie wychodzi.
>> Stoi w ogłoszeniu, że takie i siakie wymagania, a Ty swoje...
>
> No i co z tego że "stoi w ogłoszeniu"?
Ty masz QQ?
Stoi, to stoi.
Mam już dosyć Twojego pieprzenia.
> Powtarzam: pracodawca nie ma interesu w tym, żeby zatrudnić gorszego
> specjalistę z lepszym dyplomem.
Ty se możesz powtarzać. Powtarzaj swoim dzieciom, że mają jeść pierwsze
śniadanie, a nie pisz tutaj takich bzdur.
Załóż firmę, stań się pracodawcą, to pogadamy.
Twoje wypowiedzi są na zasadzie 'tak mi się wydaje, a skoro ja tak myślę,
to tak musi być i kropka'.
Co do dzieci, to mam nadzieję, że jak już będziesz je mieć, to
zmądrzejesz...
-
324. Data: 2012-12-02 16:11:07
Temat: Re: Potyczki [OT]
Od: e...@g...com
W dniu niedziela, 2 grudnia 2012 06:16:35 UTC+1 użytkownik Jacek napisał:
> Dnia Sat, 01 Dec 2012 22:51:15 +0100, Kviat napisał(a):
> Zatrudniłbyś programistę przekwalifikowanego z mechanika?
> Jak się czyta ogłoszenia o pracę dla programisty, to zazwyczaj ukończone
> studia informatyka, telekomnunikacja i pokrewne, no i 2 lata doświadczenia
> na podobnym stanowisku...
Sa dwie przyczyny. Czesc klepalni kodu to niby R&D, co jest politycznie
wskazane, moga tez byc ulgi i dotacje (rozwoj regionu i takie tam).
Druga jest taka, ze ma czesc odfiltrowac wstepnie, finalnie trzeba z reszta
porozmawiac, sprawdzic, a to kosztuje sporo czasu. I tak "na koniec dnia"
dobry student moze sie okazac gorszy od przekwalifikowanego mechanika,
ale statystycznie jest na odwrot, stad takie ogloszenie.
Kazdy przekwalifikowany mechanik bedzie mial ciezko z powodu braku zaufania
na poczatku (lepiej miec dyplom niezlej uczelni w odpowiednim kierunku),
ale to nikogo nie dyskwalifikuje. Znam kilka osob, ktore sie przekwalifikowaly,
moze akurat nie z mechaniki, ale z dobrym skutkiem. Mowia najczesciej,
ze sie w koncu odnalezli.
--
Edek
-
325. Data: 2012-12-02 16:20:45
Temat: Re: Potyczki [OT]
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-02, Jacek <a...@o...pl> wrote:
> Mam już dosyć Twojego pieprzenia.
I od kilku dni obiecujesz, że przestaniesz mi odpisywać.
> Załóż firmę, stań się pracodawcą, to pogadamy.
Ale mówimy o szukaniu pracy, a nie o dawaniu pracy. Czy moje
zdanie jako pracownika nie jest wystarczające?
Własnej firmy nie planuję nigdy zakładać, więc naprawdę możesz
spokojnie przestać do mnie pisać.
> Twoje wypowiedzi są na zasadzie 'tak mi się wydaje, a skoro ja tak myślę,
> to tak musi być i kropka'.
Ale wyciąłeś fragment, w którym napisałem o moich doświadczeniach i tym,
że pracuję na stanowisku "nie dla mnie" i mam wokół osoby na
stanowiskach "nie dla nich". Czemu do tego się nie ustosunkujesz? Bo
jesteś rozżalonym bezrobotnym? Masz kompleksy? O co Ci chodzi właściwie?
pozdrawiam,
PK
-
326. Data: 2012-12-03 07:44:36
Temat: Re: Potyczki
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On 02/12/2012 12:13, PK wrote:
> On 2012-12-02, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
>> Dlaczego? Prywatne uczelnie są akredytowane przez państwo. Bez tej
>> akredytacji nadal wolno im prowadzić zajęcia i pobierać opłaty, nie
>> wolno im tylko nazwać tego wykształceniem wyższym, a swoich absolwentów
>> magistrami.
>
> Ale podstawą akredytacji jest jakość zajęć, a nie ich przydatność
> dla rynku pracy. Państwu nie wolno zamknąć uczelni dlatego, że jej
> absolwenci za 5 lat nie będą przydatni. A jakby się okazało, że będą?
> Wiesz jakie by były odszkodowania?
Już na samej jakości można wyciąć przecież ogromną większość. Uzupełnić
to obowiązkiem prowadzenia badań (też na odpowiednim poziomie) i problem
masz z głowy.
> Państwo nie wolno nawet powiedzieć "nie idzcie do tej szkoły - po niej
> nie będzie pracy". I bardzo dobrze - to jest wprost działanie na szkodę.
> To tak jakby premier powiedział "nie kupujcie niczego od firmy Andrzeja
> Jarzabka, bo i tak się zaraz popsuje". Byłbyś zadowolony? :)
Na pewno może wymagać znacznie wyższego poziomu dla otrzymania
akredytacji, niż wymaga obecnie. A ponieważ wyższy poziom oznacza wyższe
koszta, to wiele z tych uczelni traci finansową rację bytu.
I zanim zjedziesz na ten temat, tak, również uważam, że na państwowych
uczelniach powinno się podnieść poziom.
>> Wolałbym prawdę mówiąc mieć do tego Chińczyka.
>
> Chińczyka, który wie coś o Polsce, czy takie nie rozumiejącego Twoich
> zwyczajów ani języka? Z którym by Ci się lepiej pracowało? :)
Nie wprowadzam polskich produktów do Chin ani odworotnie, więc na ten
konkretni temat się nie wypowiem, natomiast na codzień dobrze mi się
pracuje z ludźmi, którzy nie wiedzą zbyt wiele o Polsce, nie znają ani
polskich zwyczajów ani tym bardziej języka polskiego.
>> Wydaje mi się, że nie do tego się na kulturoznawstwie uczy.
>
> No własnie cały czas o tym mówię.
>
>> I zanim powiesz, że się powinno, to ja napiszę jeszcze raz: nie uważam,
>> że uczelnie (pomijając ewentualnie techniczne) powinny być po to, żeby
>> szkolić przyszłych pracowników korporacji. Uczelnie są po to, żeby
>> rozwijać nauki.
>
> Oczywiście. Ale obok "rozwijania nauki" powinny też szanować
> swoich studentów. Przecież wiedzą, że nie każdy absolwent zostanie
> naukowcem. Jeśli skoncentrują się na produkowaniu przyszłej kadry
> dla wydziału, to automatycznie skazują resztę (większość) na niebyt.
Odwrotnie - o ile jest zapotrzebowanie na absolwentów w przemyśle,
kulturze, administracji, oświacie i tak dalej, to sobie uczelnie mogą
kształcić więcej studentów. No i to zapotrzebowanie przecież jest, ale
na ile go nie ma, to trzeba zmniejszyć rekrutację albo zwiększyć nakłady
na naukę.
> I nie pomyśl sobie, że uważam, iż każdy powinien iść na studia jak na
> kurs sklejania długopisów. Od początku planowałem finanse, ale poszedłem
> na fizykę. Po prostu miałem to nieźle poukładane, wiedziałem, że ciężką
> pracą osiągnę jakiś rezultat.
> Nie mniej większość maturzystów nie ma tak dobrze określonych planów
> życiowych. Wybierają jakieś studia, bo są "modne" albo "fajne".
Ale nic na to nie poradzisz, przecież ogólnie planować takie rzeczy jest
ciężko, a już zwłaszcza jak się ma 18 lat. To, że tobie się udało, nie
znaczy, że każdemu się może udać.
> I fakt
> jest taki, że jak w takim prawie losowym procesie wybiorą SGH, to
> ta uczelnia (także bardzo aktywna naukowo) pomoże im szybko
> wybrać ścieżkę kariery i się w niej rozwijać. Mało jest studentów
> na 2 roku SGH, którzy nie wiedzą, co będą chcieli robić w życiu.
> Na Kulturoznawstwie UW ludzie zaczynają przeglądać oferty pracy
> po złożeniu magisterki. Na jakiejś imprezie spytałem 2 studentki
> (chyba 4 roku) czy już szukały pracy, to zrobiły wielkie oczy
> i powiedziały "Praca?". Jakby musiały znaleźć to w słowniku :/.
I co w tym dziwnego? O ile się ma taką możliwość, to na studiach
dziennych zdecydowanie lepiej poświęcić czas na studiowanie (a nawet na
imprezy) niż na szukanie pracy.
>> Na przykład dlatego, że czasy się zmieniły, i zawody, na które był
>> jakiśtam popyt kilka lat wcześniej, w międzyczasie powoli przestają istnieć.
>
> Właśnie dlatego trzeba pytać mądrzejszych od siebie. Trzeba wybierać
> wykształcenie, które będzie atrakcyjne za 10 lat, a nie to, które jest
> teraz modne. Przeciętny człowiek nie ma informacji, aby świadomie
> podjąć taką decyzję.
Nikt nie ma takiej informacji. Są tylko ludzie mający różne teorie na
ten temat.
>> Ale rozumiesz, że dla większości ludzi nawet dotarcie do takich
>> praktyków i porozmawianie z nimi oznacza dojście do wniosku, że szansę
>> na pracę w takim zawodzie są znikome, i że albo zaryzykują i
>> prawdopodobnie zostaną bezrobotnymi, albo pójdą robić coś innego niż
>> wymarzony zawód.
>
> Możesz jaśniej? Nie łapię.
> Próbę poznania kogoś z branży nazywasz "zaryzykowaniem"?
Nie. CHodzi o to, że poznany praktyk z branży powie ci "praca w ... jest
naprawdę fajna, ale mało komu udaje się w tym biznesie przebić".
Ryzykiem jest kształcenie się w tym kierunku mimo tego, co się usłyszało.
>> Wiesz, cała ta filozofia właśnie polega na tym, że się dyskutuje i pisze
>> książki o filozofii. Ta patologia trwa od dwóch i pół tysiąca lat z okładem.
>
> Niestety nie. Przez pierwsze "dwa tysiące lat z okładem" z okresu, który
> podajesz, filozofowie zajmowali się wszystkim.
Co to znaczy zajmowali się wszystkim? W ramach uprawiania filozofii
zajmowali się właśnie tym, że oprócz tego być może uprawiali winogrona
nie ma raczej większego znaczenia.
> Z filozofii wyszła reszta dziedzin, które rozwinęły się ta bardzo, że
> są zupełnie poza zasięgiem studentów filozofii.
Nie widzę problemu, przecież ogólnie wszystkie dziedziny nauki rozwinęły
się tak, że są poza zasięgiem kogokolwiek, poza ścisłymi specjalistami w
danym temacie badań. A studenci to po pierwsze jednak tylko studenci, a
po drugie studiują przecież filozofię, więc czemu mieliby mieć
specjalistyczną wiedzę w innej dziedzinie.
> Nie znaczy to, że np. studenci matematyki nie idą
> na filozofię równolegle i mogą zajmować się filozofią nauki. Tyle że
> oni po studiach zostaną matematykami. Niestety studenci filozofii
> (wyłącznie) nie mają takich możliwości.
Student matematyki może zostać matematykiem, a student filozofii -
filozofem.
> Zajmują się sensem życia,
> religii, wzdychaniem, gdybaniem itp. A przede wszystkim: cytowaniem
> klasyków. Jeśli gadasz z prawdziwym pasjonatem filozofii, to co kilka
> minut usłyszysz coś w stylu "Kant nazwał to..." lub "Nietzsche
> powiedziałby, że..." - nawet jeśli dyskusja jest o zakupach lub planach
> na wakacje :).
Cały sens filozofii jest taki, żeby nie powtarzać w kółko tych samych
argumentów, które filozofowie wymyślili już setki czy tysiące lat temu.
>> Nie wiem jakie właściwie kryteria proponujesz do porównania czy bardziej
>> potrzebni są fizycy, czy filozofowie. Ja na dzień dobry mogę tylko
>> zwrócić uwagę, że bez filozofiinie byłoby fizyki.
>
> Jakie kryteria? Niestarcza Ci fakt, że dla fizyków jest praca,
> a dla filozofów nie ma?
Zakładając w ogóle, że nie ma (nie wiem), to zdecydowanie jest to słaby
argument. Jeśli rząd decyduje o redukcji etetów w oświacie, to znaczy,
że nauczyciele są niepotrzebni? Jeśli likwiduje szpitale, to lekarze są
niepotrzebni? Jeśli urzędnik nie zdecyduje o wybodowaniu mostu, to
znaczy, że most nie jest potrzebny, a jeśli zdecyduje o wybudowaniu to
znaczy, że jest?
> O pochodzeniu fizyki już pisałem wyżej. 2000 lat temu świat posuwał
> się naprzód dzięki filozofom, ale nie tym gdybającym o sensie życia,
> tylko tym tworzącym matematykę i robiącym pierwsze eksperymenty (nawet
> jeśli w międzyczasie próbowali to połączyć z sensem życia).
Dyskusja o tym dzięki komu posuwał się świat do przodu 2000 lat temu
jest bezcelowa. Z całą pewnością ludzie, którzy kilkaset lat temu
tworzyli nowożytną naukę opierali się na filozofach, i nie tylko tych,
którzy tworzyli matematykę i robili eksperymenty, ale także tych, którzy
gdybali o tym, jakie wnioski z eksperymentu (empirii) są uprawnione, czy
i jak można cokolwiek wiedzieć i tak dalej.
>> Nie mam żadnych danych, ale chyba też sobie radzą. Znaczy raczej w
>> większości chyba nie jako filozofowie. Tylko że nawet jeśli trudno być
>> filozofem poza uczelnią, to może jednak powinno się stworzyć więcej
>> etatów dla filozofów na uczelniach, a nie przestać kształcić filozofów?
>
> Ale po co? Tzn. co by Ci filozofowie mieli robić? Kształcić coraz
> więcej nowych filozofów?
Uprawiać filozofię.
> Za 500 lat chyba byłby to jedyny kierunek
> na świecie. Pewnie nauczany w jaskiniach, przy płonącej gałęzi
> ofiarowanej przez boga piorunów.
Nie każdy chce i może być filozofem.
-
327. Data: 2012-12-03 15:30:07
Temat: Re: Potyczki
Od: "Stachu 'Dozzie' K." <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid>
On 2012-12-02, e...@g...com <e...@g...com> wrote:
> W dniu sobota, 1 grudnia 2012 20:03:49 UTC-5 użytkownik Stachu 'Dozzie' K. napisał:
>
>> Bo że na kryptologów w przemyśle nie ma zbyt wielkiego popytu, to akurat
>> wiem dość dobrze.
>
> Mi raczej chodzi o to, ze wiekszosc debili uzywajacych SSLa czy hasha
> do autentykacji nie wie ani co to jest Chain Of Trust, ani nie potrafi
> zlozyc przyslowiowego 2+2. Natomiast teoria kryptografii jest mocno
> zbedna, jezeli ktos sie w tym nie specjalizuje.
Primo, już mnie krew zalewa, gdy widzę jak używasz nieakcentowanego
zaimka "mi" na akcentowanym początku zdania.
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=523
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5842
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5696
Secundo, nie ma czegoś takiego jak "autentykacja". Jest
"uwierzytelnianie".
A jeśli chodzi o teorię kryptografii, to dokładnie to samo możesz
powiedzieć o teorii języków formalnych: jest zbędna, dopóki ktoś się tym
nie zajmuje. Czego ten komentarz miał dowieść?
>> > Glosowanie droga elektroniczna, wedlug dzisiejszej wiedzy, jest bardzo
>> > trudnym zagadnieniem, praktycznie dzisiaj nie majacego znanego rozwiazania.
>> > Bierze sie to ze specyfiki glosowania, moge dac link do pracy. Oczywiscie
>> > pokazanie "dlaczego praktycznie sie nie nadaje" jest ciekawym tematem.
>
>> Tylko wiesz, jeszcze dochodzi weryfikowalność takiego głosowania (ja mam
>> móc policzyć na palcach, że mój głos został prawidłowo policzony). Ale
>> sam widzisz, że temat zaawansowany teoretycznie.
>
> Jest tez prymitywniejszy aspekt calej sprawy, odwieczny zreszta: jak
> udowodnic, ze dana osoba moze z jednej strony sprawdzic swoj glos,
> a z drugiej nie zmienic zdania po fakcie, gdy przegladarka, telefon
> i inne narzedzia moga zyc wlasnym hackerskim zyciem, lub tez dana osoba
> moze twierdzic, ze ktos zhackowal mi przegladarke, glosowanie niewazne.
> A hackowac mozna masowo, wplywajac na glosowanie.
>
> Wbrew intuicji, jest tu pare roznic pomiedzy glosowaniem a przelewami
> bankowymi, umowami czy skladaniem PITa, zupelnie poza kryptografia.
Oczywiście że jest. Kryptolodzy, którzy się zajmują e-wyborami, biorą
pod uwagę również i to. To nie jest tak, że osoby zajmujące się
matematyczną stroną kryptografii ignorują aspekty praktyczne. Jest
dokładnie odwrotnie.
--
Secunia non olet.
Stanislaw Klekot
-
328. Data: 2012-12-03 15:33:29
Temat: Re: Potyczki
Od: "Stachu 'Dozzie' K." <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid>
On 2012-12-02, e...@g...com <e...@g...com> wrote:
> W dniu sobota, 1 grudnia 2012 20:14:31 UTC-5 użytkownik Stachu 'Dozzie' K. napisał:
>> On 2012-12-02, e...@g...com <e...@g...com> wrote:
>
>> > Ja watpie, zeby technikum moglo ksztalcic programistow. Ten zawod
>> > wymaga ciagle zmieniajacej sie wiedzy i sporych umiejetnosci. Co
>> > prawda to samo jest prawda w wielu dziedzinach techniki, ale
>> > praca programisty wymaga rzeczy typu "radzenie sobie ze zlozonoscia",
>> > "uczenie sie nowosci natychmiast" itp.
>
>> Przesadzasz. To tylko obiegowa opinia, że w naszej branży wszystko się
>> zmienia jak w kalejdoskopie i wiedza sprzed roku zupełnie przestaje być
>> wartościowa. Prawda jest taka, że część wiedzy uczniowie mogą spokojnie
>> zdobywać u nauczyciela, który nie pracuje bezpośrednio z przemysłem,
>> a pozostałą część, która jest już bardziej na czasie i bliżej praktyki
>> rynkowej, powinni nabyć podczas praktyk. Bo w technikum odbywało się
>> ('90s) również praktyki zawodowe.
>
> Uzywajac adekwatnych do problemu okreslen: autobusy wszystkie robi
> sie mniej wiecej tak samo, raz na kiedys ulepszajac, a tak na codzien
> powielajac znane rozwiazania. W pracy programisty trzeba non-stop
> kombinowac, domyslac sie, analizowac... Mi chodzi raczej o umiejetnosci,
> niz o zmiennosc wiedzy.
Ale na jakim poziomie? Na poziomie przeciętnego klepacza kodu? Te twoje
"raczej umiejętności niż wiedza", czyli -- jeśli dobrze tłumaczę --
zdolności analityczne, na poziomie przeciętnego klepacza kodu raczej nie
są krytyczne. Technikum takiego klepacza kodu spokojnie jest w stanie
wyszkolić, a to właśnie techników programistów najwięcej potrzeba na
rynku. Co ma taki delikwent niby analizować przy pisaniu kolejnej
pehapowej czy dotnetowej nakładki na bazę danych? On ma tylko nie
popełniać głupich błędów w żmudnym, mało ciekawym kodzie.
--
Secunia non olet.
Stanislaw Klekot
-
329. Data: 2012-12-03 19:05:06
Temat: Re: Potyczki
Od: Roman W <r...@g...com>
W dniu sobota, 1 grudnia 2012 23:54:34 UTC użytkownik PK napisał:
> To niech wezmą pożyczkę, poproszą rodzinę albo zatrudnią się na pół roku
> w Biedronce. Nie jest prawdą, że człowiek nie jest w stanie skombinować
> kilku tysięcy złotych na kurs obsługi Excela czy wózka widłowego.
Owszem, dla wielu ludzi to bedzie bariera nie do przejscia.
RW
-
330. Data: 2012-12-03 19:44:00
Temat: Re: Potyczki
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-03, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
> Już na samej jakości można wyciąć przecież ogromną większość. Uzupełnić
I uwierz mi: najgorsze szkoły są wycinane, ale to nie zmienia sytuacji.
Szkoła może nawet uczyć wymarłego zawodu. Jeśli robi to dobrze, to jest
nietykalna.
> Na pewno może wymagać znacznie wyższego poziomu dla otrzymania
> akredytacji, niż wymaga obecnie. A ponieważ wyższy poziom oznacza wyższe
> koszta, to wiele z tych uczelni traci finansową rację bytu.
Ale w wielu dziedzinach (także tych bez przyszłości) poziom nauczania
w szkołach prywatnych nie odbiega od tego na uniwersytetach. Ta sama
kadra, te same podręczniki. Studenci są zazwyczaj dużo głupsi i stąd
bierze się końcowy efekt w postaci słabych studiów.
> I zanim zjedziesz na ten temat, tak, również uważam, że na państwowych
> uczelniach powinno się podnieść poziom.
Ja tak nie uważam, ale to osobna kwestia.
> Nie wprowadzam polskich produktów do Chin ani odworotnie, więc na ten
> konkretni temat się nie wypowiem, natomiast na codzień dobrze mi się
> pracuje z ludźmi, którzy nie wiedzą zbyt wiele o Polsce, nie znają ani
> polskich zwyczajów ani tym bardziej języka polskiego.
Mi także. Nie zmienia to faktu, że w kontaktach z ludźmi o zupełnie
innym tle kulturowym (czyli nie z Czech lub Niemiec, ale np. z Korei
lub Zimbabwe, czy bliżej: z Arabami) problemy się czasem pojawiają.
> Ale nic na to nie poradzisz, przecież ogólnie planować takie rzeczy jest
> ciężko, a już zwłaszcza jak się ma 18 lat. To, że tobie się udało, nie
> znaczy, że każdemu się może udać.
Ale w krajach z innym podejściem do nauczania udaje się to na masową
skalę. Np. w UK, gdzie student wybiera specjalizację (zawód) właściwie
na drugim roku. W Polsce nie musi. Dopiero od kilku lat wprowadzono
obowiązkowe praktyki zawodowe, co oburzyło sporo osób. I studenci
unikają tego, jak tylko mogą (nawet sprzątając wydział czy pomagając
przy organizacji Festiwalu Nauki).
Nie wiem czy w UK jest powszechny obowiązek odbycia praktyk, ale raczej
nie byłby potrzebny :).
> I co w tym dziwnego? O ile się ma taką możliwość, to na studiach
> dziennych zdecydowanie lepiej poświęcić czas na studiowanie (a nawet na
> imprezy) niż na szukanie pracy.
Nie wiem na czym polega to "lepiej".
> Nikt nie ma takiej informacji. Są tylko ludzie mający różne teorie na
> ten temat.
To nie jest prawda. Prognozy zatrudnienia na 10 lat do przodu
są bardzo dokładne w większości przypadków. Reszty po prostu lepiej
unikać. Np. mój wydział otworzył niedawno studia pod kątem
energetyki jądrowej. Branża fajna, praca na pewno niezła i dobrze
płatna. I horyzont 5-10 lat, więc akurat. Niestety w tej sprawie
rządzą politycy, a oni nie są tak przewidywalni jak pracodawcy. Ja
bym tych studiów nie wybrał i wszystkim pytającym odradzałem
(tym bardziej, że wydział ma w ofercie dużo ciekawsze propozycje).
> Nie. CHodzi o to, że poznany praktyk z branży powie ci "praca w ... jest
> naprawdę fajna, ale mało komu udaje się w tym biznesie przebić".
Chyba jest to fakt na tyle oczywisty, że nie trzeba nikogo pytać.
Wszystkie lepsze zawody są przeznaczone dla wąskiej grupy. Jeśli
chcesz mieć pracę dobrze płatną, ciekawą i wyzywającą, to musisz
być przygotowany na dużą konkurencję - od pierwszej rekrutacji.
Jeśli ktoś boi się takiego ryzyka ( co jest zrozumiałe i ekonomicznie
uzasadnione ), może wybrać bezpieczniejszą ścieżkę kariery. Nie mniej
istnieje tylko jeden typ szkoły, który gwarantuje pracę: seminarium
duchowne (i rzeczywiście trafia tam sporo osób, które nie miały
lepszego pomysłu lub np. skończyły wcześniej filologię i wolały
sutannę niż podartą koszulę).
> Zakładając w ogóle, że nie ma (nie wiem), to zdecydowanie jest to słaby
> argument. Jeśli rząd decyduje o redukcji etetów w oświacie, to znaczy,
> że nauczyciele są niepotrzebni? Jeśli likwiduje szpitale, to lekarze są
> niepotrzebni? Jeśli urzędnik nie zdecyduje o wybodowaniu mostu, to
To oznacza, że tych lekarzy/nauczycieli/mostów jest zbyt wiele. Zbyt
wiele dla istniejącego popytu lub zbyt wiele dla budżetu.
pozdrawiam,
PK