-
331. Data: 2012-12-03 19:45:24
Temat: Re: Potyczki
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-03, Roman W <r...@g...com> wrote:
> Owszem, dla wielu ludzi to bedzie bariera nie do przejscia.
Tylko dla osób, które nie radzą sobie w życiu. I pewnie pracownicy
z nich nie byliby najlepsi, więc możemy to traktować jako pierwszy
"etap" rekrutacji.
pozdrawiam,
PK
-
332. Data: 2012-12-03 20:19:41
Temat: Re: Potyczki
Od: "Stachu 'Dozzie' K." <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid>
On 2012-12-03, PK <P...@n...com> wrote:
>> [...] natomiast na codzień dobrze mi się
>> pracuje z ludźmi, którzy [...]
>
> Mi także.
Ci także?
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=523
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5842
>> Ale nic na to nie poradzisz, przecież ogólnie planować takie rzeczy jest
>> ciężko, a już zwłaszcza jak się ma 18 lat. To, że tobie się udało, nie
>> znaczy, że każdemu się może udać.
>
> Ale w krajach z innym podejściem do nauczania udaje się to na masową
> skalę. Np. w UK, gdzie student wybiera specjalizację (zawód) właściwie
> na drugim roku. W Polsce nie musi. Dopiero od kilku lat wprowadzono
> obowiązkowe praktyki zawodowe, co oburzyło sporo osób.
A nie czułbyś się oburzony, gdybyś miał obowiązek (obłożony sankcjami)
zrobić coś, czego nikt nie ma obowiązku ci *umożliwić*? Jeśli uczelnia
wymaga ode mnie odbycia praktyk, to niech dostarczy listę miejsc,
w których mogę te praktyki odbyć. Sale wykładowe i laboratoryjne też mam
sam sobie znaleźć?
> Jeśli ktoś boi się takiego ryzyka ( co jest zrozumiałe i ekonomicznie
> uzasadnione ), może wybrać bezpieczniejszą ścieżkę kariery. Nie mniej
"niemniej" (http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=niemniej) --^^^^^^^^^
> istnieje tylko jeden typ szkoły, który gwarantuje pracę: seminarium
> duchowne [...]
>> Zakładając w ogóle, że nie ma (nie wiem), to zdecydowanie jest to słaby
>> argument. Jeśli rząd decyduje o redukcji etetów w oświacie, to znaczy,
>> że nauczyciele są niepotrzebni? Jeśli likwiduje szpitale, to lekarze są
>> niepotrzebni? Jeśli urzędnik nie zdecyduje o wybodowaniu mostu, to
>
> To oznacza, że tych lekarzy/nauczycieli/mostów jest zbyt wiele. Zbyt
> wiele dla istniejącego popytu lub zbyt wiele dla budżetu.
Trochę wydaje się przesadna twoja wiara w rozsądek urzędników. Tacy sami
urzędnicy decydują o wielkości kontraktów (liczby pacjentów i kosztów
utrzymania pojedynczego pacjenta) dla służby zdrowia, a skutek jest
taki, że przychodnie i szpitale potrafią już w czerwcu roczne limity
przekraczać. I jakoś trudno mi uwierzyć, że ludzie mieliby drastycznie
częściej chorować niż w poprzednich latach albo że jednostki służby
zdrowia wszystkie jak jeden mąż nagle zaczęły zawyżać koszty utrzymania.
--
Secunia non olet.
Stanislaw Klekot
-
333. Data: 2012-12-03 21:55:45
Temat: Re: Potyczki
Od: Roman W <r...@g...com>
On Monday, December 3, 2012 6:45:24 PM UTC, PK wrote:
> On 2012-12-03, Roman W <r...@g...com> wrote:
>
> > Owszem, dla wielu ludzi to bedzie bariera nie do przejscia.
>
>
>
> Tylko dla osób, które nie radzą sobie w życiu.
A, to spoko. Do pieca z nimi.
RW
-
334. Data: 2012-12-03 22:29:52
Temat: Re: Potyczki
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On 03/12/2012 14:33, Stachu 'Dozzie' K. wrote:
>
> Ale na jakim poziomie? Na poziomie przeciętnego klepacza kodu? Te twoje
> "raczej umiejętności niż wiedza", czyli -- jeśli dobrze tłumaczę --
> zdolności analityczne, na poziomie przeciętnego klepacza kodu raczej nie
> są krytyczne. Technikum takiego klepacza kodu spokojnie jest w stanie
> wyszkolić, a to właśnie techników programistów najwięcej potrzeba na
> rynku.
Au contraire - klepaczy kodu nie potrzeba w ogóle.
> Co ma taki delikwent niby analizować przy pisaniu kolejnej
> pehapowej czy dotnetowej nakładki na bazę danych?
Po co komu kolejna nakładka na bazę danych?
Chyba że mówisz o aplikacji spełniającą jakieś potrzeby biznesowe, którą
ktoś wymyślił jako bazę danych, którą najpierw architekt bazodanowy
zaprojektuje jako entity-relatioship diagram, potem ją opisze w
dokumencie projektowym, potem dziesięciu klepaczy w SQL wklepie w
miesiąc na podstawie tego projektu kod tej bazy, a potem trzydziestu
klepaczy w PHP czy dotnet zaimplementuje aplikację jako "nakładkę".
No więc otóż co taki delikwent mógłby zanalizować to to, że jest to
prawdopodobnie najgłupszy sposób stworzenia tej aplikacji, który
spowoduje, że będzie ona powstawała trzy razy dłużej, kosztowała 10 razy
więcej, była trzy razy mniej warta i pięć razy bardziej kosztowna w
utrzymaniu niż aplikacja robiona przez niewielki zespół myślących ludzi.
> On ma tylko nie
> popełniać głupich błędów w żmudnym, mało ciekawym kodzie.
I tak popełni.
-
335. Data: 2012-12-03 23:59:47
Temat: Re: Potyczki
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On 03/12/2012 18:44, PK wrote:
> On 2012-12-03, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
>> Już na samej jakości można wyciąć przecież ogromną większość. Uzupełnić
>
> I uwierz mi: najgorsze szkoły są wycinane, ale to nie zmienia sytuacji.
Nie zmienia sytuacji, bo wycinanych jest za mało.
> Szkoła może nawet uczyć wymarłego zawodu. Jeśli robi to dobrze, to jest
> nietykalna.
Tylko że bezrobocie jest problemem ilościowym, więc problemem nie jest
ta jedna w kraju Wyższa Szkoła Budowy Piramid, która uczy na znakomitym
poziomie, tylko setki szkół uczących różnych nawet teoretycznie
przydatnych rzeczy, ale na poziomie beznadziejnym.
I nawet nie może być tak, że jak ministerstwo podniesie wymagania, to te
wszystkie szkoły podniosą poziom. Bo podniesienie poziomu kosztuje, a to
oznacza, że te uczelnie przestaną ze swoją ofertą trafiać w "target
demographic".
Dodatkowo wyższy poziom nie oznacza tylko wyższego poziomu zajęć, ale
też wyższe wymagania, co oznacza, że studenci zbyt głupi lub nie
zainteresowani tematem może i zostaną na studia przyjęci, ale ich nie
ukończą.
No i ostatnia sprawa - niezależnie od inteligencji, absolwent nawet
"nieżyciowych" studiów typu kulturoznawstwo czy filozofia, łatwiej
znajdzie pracę
>> Na pewno może wymagać znacznie wyższego poziomu dla otrzymania
>> akredytacji, niż wymaga obecnie. A ponieważ wyższy poziom oznacza wyższe
>> koszta, to wiele z tych uczelni traci finansową rację bytu.
>
> Ale w wielu dziedzinach (także tych bez przyszłości) poziom nauczania
> w szkołach prywatnych nie odbiega od tego na uniwersytetach. Ta sama
> kadra, te same podręczniki. Studenci są zazwyczaj dużo głupsi i stąd
> bierze się końcowy efekt w postaci słabych studiów.
Sorki, ale kadra i podręczniki nie stanowią o poziomie studiów.
>> I zanim zjedziesz na ten temat, tak, również uważam, że na państwowych
>> uczelniach powinno się podnieść poziom.
>
> Ja tak nie uważam, ale to osobna kwestia.
Piszę po to, żebyś mi nie odpowiedział, że jakto tak, wycinać prywatne
uczelnie za niski poziom, a państwowe na równie niskim pozwalać działać.
No więc nie popieram pod tym względem stosowania podwójnych standardów.
Natomiast że się ze mną nie zgadzasz, trudno. Ja tylko zauważę, że cała
twoja teza o dobrym poziomie prywatnych szkół w Polsce pada, kiedy się
popatrzy na jakiekolwiek światowe rankingi uczelni. Jeśli przyjąć
kryterium na ich podstawie, to się okazuje, że dobrych szkół nie ma w
Polsce wcale, jest kilka przyzwoitych, a reszta jest raczej słaba (w
żadnych rankingach się nie mieszczą). I to, że jakieś prywatne uczelnie
mają dobry poziom "jak na Polskę" nie ma większego znaczenia - słaby
poziom uczelni oznacza nie tylko że absolwentom trudno znaleźć pracę bo
mniej potrafią, ale przede wszystkim skutkiem jest słabo rozwinięta
gospodarka oparta na uprawie buraków, w której z związku z tym pracę
można również znaleźć głównie przy wykopie buraków.
>> Ale nic na to nie poradzisz, przecież ogólnie planować takie rzeczy jest
>> ciężko, a już zwłaszcza jak się ma 18 lat. To, że tobie się udało, nie
>> znaczy, że każdemu się może udać.
>
> Ale w krajach z innym podejściem do nauczania udaje się to na masową
> skalę. Np. w UK, gdzie student wybiera specjalizację (zawód) właściwie
> na drugim roku. W Polsce nie musi.
Specjalizacja to nie zawód. Wyobraź sobie, że w UK też się studiujee
filozofię, i student może się w związku z tym specjalizować w etyce albo
w metafizyce.
Co nie znaczy, że w UK nie ma problemu braku pracy dla
absolwentów:http://www.telegraph.co.uk/education/edu
cationnews/9599883/Graduates-fill-menial-jobs-as-pos
t-university-unemployment-rises.html
http://www.guardian.co.uk/society/2012/sep/29/jobs-s
hortage-threat-for-graduates
>> I co w tym dziwnego? O ile się ma taką możliwość, to na studiach
>> dziennych zdecydowanie lepiej poświęcić czas na studiowanie (a nawet na
>> imprezy) niż na szukanie pracy.
>
> Nie wiem na czym polega to "lepiej".
Na tym, że kontakty, jakie zdobędziesz na studenckich imprezach zapewne
będą bardziej wartościowe, niż kontakty, jakie zdobędziesz stojąc za
barem i nalewając piwo.
>> Nikt nie ma takiej informacji. Są tylko ludzie mający różne teorie na
>> ten temat.
>
> To nie jest prawda. Prognozy zatrudnienia na 10 lat do przodu
> są bardzo dokładne w większości przypadków.
Gdzie mogę te prognozy zobaczyć? Np. sprzed 10 lat?
> Reszty po prostu lepiej
> unikać. Np. mój wydział otworzył niedawno studia pod kątem
> energetyki jądrowej. Branża fajna, praca na pewno niezła i dobrze
> płatna. I horyzont 5-10 lat, więc akurat. Niestety w tej sprawie
> rządzą politycy, a oni nie są tak przewidywalni jak pracodawcy. Ja
W każdej sprawię rządzą politycy. Dlatego właśnie nazywają ich politykami.
>> Nie. CHodzi o to, że poznany praktyk z branży powie ci "praca w ... jest
>> naprawdę fajna, ale mało komu udaje się w tym biznesie przebić".
>
> Chyba jest to fakt na tyle oczywisty, że nie trzeba nikogo pytać.
> Wszystkie lepsze zawody są przeznaczone dla wąskiej grupy. Jeśli
> chcesz mieć pracę dobrze płatną, ciekawą i wyzywającą, to musisz
> być przygotowany na dużą konkurencję - od pierwszej rekrutacji.
To nawet nie jest tak. Przecież praktycznie nikt nie chce być księgowym,
referentem albo testerem oprogramowania. Niektórszy jeszcze jako
wymarzoną karierę wskażą coś trudnego, z dużą konkurencją, ale mającego
jakieś rozsądne szanse zakładając odrobinę talentu i ciężką pracę. Ale
co, jeśli ktoś chce być z zawodu pisarzem, malarzem albo muzykiem
rockowym? Jeśli chce robić efekty specjalne do filmów albo programy
podróżnicze w telewizji? Jakie rozsądne wnioski dotyczące edukacji może
usłyszeć od pisarzy, malarzy itd., którym udało się osiągnąć sukces
zawodowy?
>> Zakładając w ogóle, że nie ma (nie wiem), to zdecydowanie jest to słaby
>> argument. Jeśli rząd decyduje o redukcji etetów w oświacie, to znaczy,
>> że nauczyciele są niepotrzebni? Jeśli likwiduje szpitale, to lekarze są
>> niepotrzebni? Jeśli urzędnik nie zdecyduje o wybodowaniu mostu, to
>
> To oznacza, że tych lekarzy/nauczycieli/mostów jest zbyt wiele. Zbyt
> wiele dla istniejącego popytu lub zbyt wiele dla budżetu.
Ale jeśli popyt oznacza jedynie ile zamówi urzędnik, to nic nie da się
powiedzieć na temat tego, jak się ów "popyt" będzie kształtował w
przyszłości. Urzędnik się zmieni, odwidzi mu się, albo będzie artykuł w
gazecie i bach - nagle z braku popytu na mosty robi się popyt na pięć
mostów.
-
336. Data: 2012-12-04 01:29:35
Temat: Re: Potyczki
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-03, Stachu 'Dozzie' K. <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid> wrote:
> Ci także?
Mi także.
> http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=523
> http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5842
Ależ muzeum :).
http://poradna.pwn.pl/lista.php?id=11443
Język ewoluuje. "Mi także" jest wariantem poprawnym, "docelowym", ale
wciąż uważanym za niezbyt piękny.
Zaznaczam, że komentarze pochodzą od tej samej osoby.
Jeśli to Cię jakoś pocieszy (bo np. nie podoba Ci się upraszczanie
języka), to mogę tu korzystać z czasu zaprzeszłego (stosunkowo często
używam go w codziennym życiu :)).
> A nie czułbyś się oburzony, gdybyś miał obowiązek (obłożony sankcjami)
> zrobić coś, czego nikt nie ma obowiązku ci *umożliwić*? Jeśli uczelnia
Opór nie wynikał z tego, że uczelnie nie pomagają praktykantom. Wynikał
z faktu, że trzeba było iść do pracy! Oczywiście mówię o uniwerkach, bo
dla szkół biznesowych i technicznych nie była to istotna zmiana.
Odpowiadając na Twoje pytanie: nie. Studia to przede wszystkim praca
własna, której uczelnia mi nie organizowała i nie ułatwiała. Praktyka
jest także "pracą własną", także obowiązkową, także podlegającą
sprawdzeniu. Jej podstawową funkcją ma być - mówiąc wprost -zmuszenie
studenta do (często pierwszego) kontaktu z rynkiem pracy.
Poza tym muszę zaznaczyć, że akurat na UW wydziały pomagają studentom
i organizują jakąś pulę miejsc. Skorzystałem z tej możliwości i dzięki
wydziałowi (inaczej byłoby to raczej niemożliwe na 2. roku) odbyłem
praktykę w PAN (zresztą wybrałem zły instytut, fatalnie to wspominam
i nawet nie starałem się uzyskiwać jej formalnego zaliczenia).
Zretszą na moim wydziale miejsc takich praktyk było dużo więcej niż
chętnych. Domyślam się, że na bardzo licznych kierunkach jest walka.
> Trochę wydaje się przesadna twoja wiara w rozsądek urzędników. Tacy sami
Nie wierzę w rozsądek urzędników. Wierzę w racjonalizm i prawa przyrody.
W Polsce nie ma nadmiaru placówek oświatowych ani nauczycieli. Problem
jest z ich położeniem. W miastach jest ciasno, a na wsiach jest problem
z frekwencją umożliwiającą prowadzenie zajęć. Rolnicy wysyłają dzieci
do szkół w miastach, ale nauczyciele zostają na prowincji.
Za to przyznaję: niektóre wiejskie szkoły dostały w ostatnich latach
potężne dofinansowania i mają bardzo ładne, dosyć nowoczesne budynki.
Niestety pustawe :).
pozdrawiam,
PK
-
337. Data: 2012-12-04 01:42:30
Temat: Re: Potyczki
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On 03/12/2012 06:44, Andrzej Jarzabek wrote:
> On 02/12/2012 12:13, PK wrote:
>> On 2012-12-02, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
>>> filozofem poza uczelnią, to może jednak powinno się stworzyć więcej
>>> etatów dla filozofów na uczelniach, a nie przestać kształcić filozofów?
>>
>> Ale po co? Tzn. co by Ci filozofowie mieli robić? Kształcić coraz
>> więcej nowych filozofów?
>
> Uprawiać filozofię.
Jeszcze tylko: może nie zrozumiałem pytania - czy chodziło może o to, że
po co komu w ogóle filozofia?
-
338. Data: 2012-12-04 02:12:54
Temat: Re: Potyczki
Od: PK <P...@n...com>
On 2012-12-03, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
> On 03/12/2012 18:44, PK wrote:
>> On 2012-12-03, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
>>> Już na samej jakości można wyciąć przecież ogromną większość. Uzupełnić
>>
>> I uwierz mi: najgorsze szkoły są wycinane, ale to nie zmienia sytuacji.
>
> Nie zmienia sytuacji, bo wycinanych jest za mało.
>
>> Szkoła może nawet uczyć wymarłego zawodu. Jeśli robi to dobrze, to jest
>> nietykalna.
>
> Tylko że bezrobocie jest problemem ilościowym, więc problemem nie jest
> ta jedna w kraju Wyższa Szkoła Budowy Piramid, która uczy na znakomitym
> poziomie, tylko setki szkół uczących różnych nawet teoretycznie
> przydatnych rzeczy, ale na poziomie beznadziejnym.
>
> I nawet nie może być tak, że jak ministerstwo podniesie wymagania, to te
> wszystkie szkoły podniosą poziom. Bo podniesienie poziomu kosztuje, a to
> oznacza, że te uczelnie przestaną ze swoją ofertą trafiać w "target
> demographic".
>
> Dodatkowo wyższy poziom nie oznacza tylko wyższego poziomu zajęć, ale
> też wyższe wymagania, co oznacza, że studenci zbyt głupi lub nie
> zainteresowani tematem może i zostaną na studia przyjęci, ale ich nie
> ukończą.
>
> No i ostatnia sprawa - niezależnie od inteligencji, absolwent nawet
> "nieżyciowych" studiów typu kulturoznawstwo czy filozofia, łatwiej
> znajdzie pracę
>
>>> Na pewno może wymagać znacznie wyższego poziomu dla otrzymania
>>> akredytacji, niż wymaga obecnie. A ponieważ wyższy poziom oznacza wyższe
>>> koszta, to wiele z tych uczelni traci finansową rację bytu.
>>
>> Ale w wielu dziedzinach (także tych bez przyszłości) poziom nauczania
>> w szkołach prywatnych nie odbiega od tego na uniwersytetach. Ta sama
>> kadra, te same podręczniki. Studenci są zazwyczaj dużo głupsi i stąd
>> bierze się końcowy efekt w postaci słabych studiów.
>
> Sorki, ale kadra i podręczniki nie stanowią o poziomie studiów.
>
>>> I zanim zjedziesz na ten temat, tak, również uważam, że na państwowych
>>> uczelniach powinno się podnieść poziom.
>>
>> Ja tak nie uważam, ale to osobna kwestia.
>
> Piszę po to, żebyś mi nie odpowiedział, że jakto tak, wycinać prywatne
> uczelnie za niski poziom, a państwowe na równie niskim pozwalać działać.
> No więc nie popieram pod tym względem stosowania podwójnych standardów.
>
> Natomiast że się ze mną nie zgadzasz, trudno. Ja tylko zauważę, że cała
> twoja teza o dobrym poziomie prywatnych szkół w Polsce pada, kiedy się
> popatrzy na jakiekolwiek światowe rankingi uczelni. Jeśli przyjąć
Tylko zastanów się, jak te rankingi są budowane. Np. jaki wkład
ma zatrudnianie osób z masą cytowań i noblistów...
BTW: Informacja chyba z dziś. W najważniejszym rankingu szkół
biznesowych najlepiej z polski wypadł prywatny Koźmiński
(przed rządzącym dotąd SGH).
Problemem polskich uczelni jest różnorodność kierunków. Nie można
być najlepszym z 50 dziedzin. Wiele czołowych uczelni (sztandarowym
przykładem jest Harvard) skupia się na kilku dziedzinach, a resztę
uwala lub utrzymuje w drugim szeregu (bo np. muszą mieć pewien
koszyk kierunków, żeby mieć status uniwersytetu).
W Polsce większość uczelni publicznych to masówki. Nie tylko w liczbie
studentów, ale też liczbie wydziałów i kierunków.
Na Uniwersytecie Warszawskim kilka dziedzin (informatyka, fizyka,
chemia, ekonomia i ew. biologia) jest na takim poziomie, że traktowane
oddzielnie trafiłyby do top100 w Europie. Ale nie trafią, bo na uczelni
dominują zupełnie nijakie wydziały prawa i zarządzania.
Na sąsiedniej Politechnice Warszawskiej jest bardzo podobnie. Mechanika
i energetyka lotnictwa, informatyka, fizyka, chemia (i pewnie jeszcze
coś) mają wysoki poziom. Niestety istnieją w otoczeniu takich "wyższych"
techników.
> kryterium na ich podstawie, to się okazuje, że dobrych szkół nie ma w
> Polsce wcale, jest kilka przyzwoitych, a reszta jest raczej słaba (w
Ale de facto studiujesz nie w szkole tylko na wydziale. Dobrych
wydziałów w Polsce nie brakuje.
>> Nie wiem na czym polega to "lepiej".
>
> Na tym, że kontakty, jakie zdobędziesz na studenckich imprezach zapewne
> będą bardziej wartościowe, niż kontakty, jakie zdobędziesz stojąc za
> barem i nalewając piwo.
Za barem to chyba stoją studenci filozofii. Na studiach można zacząć
normalną karierę (zarówno w PANie jak w firmie consultingowej,
finansowej czy programistycznej). Oczywiście studiów to nie ułatwia,
ale jeśli ktoś jest w stanie ciągnąć równolegle obie aktywności, to
zysk jest raczej niepodważalny.
> Gdzie mogę te prognozy zobaczyć? Np. sprzed 10 lat?
W publikacjach naukowych i nie tylko (firmy consultingowe robią takie
analizy). Można też poszukać w dokumentach instytucji publicznych (GUS,
NBP, kilku ministerstw, urzędów wojewódzkich itp).
Wpisując coś prostego w google szybko dotarłem do dokumentu dla woj.
dolnośląskiego:
www.wiedzaplus2.ae.wroc.pl/pliki/Raport_prognoza_zat
rudnienia.pdf
To jest prognoza na 5 lat i jest bardzo techniczna (tzn. statystyczna).
Prognozy na dłuższe okresy są zazwyczaj oparte w większym stopniu o
fundamenty (czyli planowane inwestycje itp).
> W każdej sprawię rządzą politycy. Dlatego właśnie nazywają ich politykami.
Na wiele kwestii mają ledwie słaby wpływ. Np. na omawiane już otwieranie
prywatnych uczelni. Zaistnieje w Polsce energetyki jądrowej jest
całkowicie w ich rękach.
> To nawet nie jest tak. Przecież praktycznie nikt nie chce być księgowym,
> referentem albo testerem oprogramowania. Niektórszy jeszcze jako
Co jest zgodne z moją tezą, bo to nie są zawody dobrze płatne, ciekawe
i wymagające. Są za to wręcz masowe. Chodziło mi o zawody z małą
liczbą miejsc (liczoną w setkach, a nie tysiącach). W samej Warszawie
jest pewnie zatrudnionych kilkadziesiąt tysięcy księgowych.
> co, jeśli ktoś chce być z zawodu pisarzem, malarzem albo muzykiem
> rockowym? Jeśli chce robić efekty specjalne do filmów albo programy
Akurat muzykiem czy pisarzem zostać stosunkowo łatwo. Oczywiście jeśli
ma się talent, tzn. ktoś będzie skłonny płacić za powstające dzieła.
W ogóle dużo łatwiej jest załapać się w zawodach, które opierają się
o samozatrudnienie lub małe firmy. Niektóre zawody da się uprawiać
właściwie wyłącznie w dużych korporacjach, co momentalnie ogranicza
Ci pole manewru.
> Ale jeśli popyt oznacza jedynie ile zamówi urzędnik, to nic nie da się
> powiedzieć na temat tego, jak się ów "popyt" będzie kształtował w
> przyszłości. Urzędnik się zmieni, odwidzi mu się, albo będzie artykuł w
> gazecie i bach - nagle z braku popytu na mosty robi się popyt na pięć
> mostów.
W przypadku szkolnictwa i medycyny nie jest to problem, ponieważ
istnieją firmy prywatne, które racjonalizują rynek.
W przypadku infrastruktury rzeczywiście jesteś skazany na Państwo
(i dlatego budownictwo dróg rozwija się gorzej niż inne branże).
pozdrawiam,
PK
-
339. Data: 2012-12-04 08:24:32
Temat: Re: Potyczki
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On 04/12/2012 01:12, PK wrote:
> On 2012-12-03, Andrzej Jarzabek <a...@g...com> wrote:
>>
>> Natomiast że się ze mną nie zgadzasz, trudno. Ja tylko zauważę, że cała
>> twoja teza o dobrym poziomie prywatnych szkół w Polsce pada, kiedy się
>> popatrzy na jakiekolwiek światowe rankingi uczelni. Jeśli przyjąć
>
> Tylko zastanów się, jak te rankingi są budowane. Np. jaki wkład
> ma zatrudnianie osób z masą cytowań i noblistów...
No bo przecież nasze uczelnie to noblistów jednego za drugim
wypuszczają, tylko wredne Amerykany nam ich podkupują i zatrudniają u
siebie.
> BTW: Informacja chyba z dziś. W najważniejszym rankingu szkół
> biznesowych najlepiej z polski wypadł prywatny Koźmiński
> (przed rządzącym dotąd SGH).
I czy absolwenci Koźmińskiego mają szczególnie duże problemy ze
znalezieniem pracy?
Zresztą szkoły biznesowe to przecież takie wyrafinowane zawodówki, nie?
> Problemem polskich uczelni jest różnorodność kierunków. Nie można
> być najlepszym z 50 dziedzin. Wiele czołowych uczelni (sztandarowym
> przykładem jest Harvard) skupia się na kilku dziedzinach, a resztę
> uwala lub utrzymuje w drugim szeregu (bo np. muszą mieć pewien
> koszyk kierunków, żeby mieć status uniwersytetu).
>
> W Polsce większość uczelni publicznych to masówki. Nie tylko w liczbie
> studentów, ale też liczbie wydziałów i kierunków.
Więc jeśli skutek jest taki, że przez to te uczelnie z jednej strony
wypuszczają (podobno) masy "wysoko wykwalifikowanych bezobotnych", a z
drugiej osiągnięęcia naukowe Polski są mizerne, to nie wydaje się to być
szczególnie dobrym podejściem.
> Na Uniwersytecie Warszawskim kilka dziedzin (informatyka, fizyka,
> chemia, ekonomia i ew. biologia) jest na takim poziomie, że traktowane
> oddzielnie trafiłyby do top100 w Europie. Ale nie trafią, bo na uczelni
> dominują zupełnie nijakie wydziały prawa i zarządzania.
Na Harvardzie też są podobno nijakie wydziały, a jest w światowym
top100. Przeczysz sobie.
Poza tym UW to jeszcze sobie w tych rankingach zdaje się jakoś radzi.
I powiedz mi jeszcze: jakie Polska ma osiągnięcia naukowe z dziedziny
informatyki, fizyki, chemii, ekonomii i biologii
>> Na tym, że kontakty, jakie zdobędziesz na studenckich imprezach zapewne
>> będą bardziej wartościowe, niż kontakty, jakie zdobędziesz stojąc za
>> barem i nalewając piwo.
>
> Za barem to chyba stoją studenci filozofii. Na studiach można zacząć
> normalną karierę (zarówno w PANie jak w firmie consultingowej,
> finansowej czy programistycznej).
Nie wiem jak rozumiesz "normalną karierę", moje doświadczenie wskazuje,
że normą jest praca przez 7-8 godzin dziennie i przychodzenie do biura
w, like, godzinach pracy. O ile nie potrafisz się rozdwoić, to jest to
raczej trudne do pogodzenia ze studiami dziennymi.
>> W każdej sprawię rządzą politycy. Dlatego właśnie nazywają ich politykami.
>
> Na wiele kwestii mają ledwie słaby wpływ. Np. na omawiane już otwieranie
> prywatnych uczelni.
Wręcz przeciwnie, jest to bezpośredni efekt politycznego projektu,
którego celem było to, żeby jak najwięcej Polaków miało wyższe
wykształcenie (i jednoczesne rozłożenie potencjalnej fali bezrobcia).
>> To nawet nie jest tak. Przecież praktycznie nikt nie chce być księgowym,
>> referentem albo testerem oprogramowania. Niektórszy jeszcze jako
>
> Co jest zgodne z moją tezą, bo to nie są zawody dobrze płatne, ciekawe
> i wymagające.
Ale niezależnie od chęci i starań większość ludzi (z wyższym
wykształceniem) w takich właśnie zawodach będzie pracować.
> Są za to wręcz masowe. Chodziło mi o zawody z małą
> liczbą miejsc (liczoną w setkach, a nie tysiącach). W samej Warszawie
> jest pewnie zatrudnionych kilkadziesiąt tysięcy księgowych.
Zatem twoja propozycja uniknięcia bezrobocia przez wymarzenie sobie
zawodu a potem wykonanie wszelkich wysiłków w celu dostania się do niego
jest dla większości niedobra - bo jakby się nie starali i z kim by nie
rozmawiali, to większość z nich będzie księgowymi i referentami.
>> co, jeśli ktoś chce być z zawodu pisarzem, malarzem albo muzykiem
>> rockowym? Jeśli chce robić efekty specjalne do filmów albo programy
>
> Akurat muzykiem czy pisarzem zostać stosunkowo łatwo.
Nie takim, który się z tego utrzymuje, i to jeszcze na przyzwoitym poziomie.
> Oczywiście jeśli
> ma się talent, tzn. ktoś będzie skłonny płacić za powstające dzieła.
Każdym zostać łatwo, oczywiście jeśli ktoś będzie ci skłonny za to
płacić. Pytanie jednak, czy ktoś będzie skłonny.
> W ogóle dużo łatwiej jest załapać się w zawodach, które opierają się
> o samozatrudnienie lub małe firmy.
Podobno ogromna większość małych firm szybko upada (w ciągu roku na
przykład). Poza tym jeśli chodzi o małe firmy i prawdziwe
samozatrudnienie (w przeciwieństwie do śmieciówki), to zwykle trzeba
jakiś kapitał w to włożyć, co bywa problemem.
>> Ale jeśli popyt oznacza jedynie ile zamówi urzędnik, to nic nie da się
>> powiedzieć na temat tego, jak się ów "popyt" będzie kształtował w
>> przyszłości. Urzędnik się zmieni, odwidzi mu się, albo będzie artykuł w
>> gazecie i bach - nagle z braku popytu na mosty robi się popyt na pięć
>> mostów.
>
> W przypadku szkolnictwa i medycyny nie jest to problem, ponieważ
> istnieją firmy prywatne, które racjonalizują rynek.
Tym niemniej, gdyby zniesiono NFZ i powszechną służbę zdrowia, to by się
okazało, że większość lekarzy jest "niepotrzebnych", bo masa ludzi
przestałaby się leczyć. To samo z oświatą.
> W przypadku infrastruktury rzeczywiście jesteś skazany na Państwo
> (i dlatego budownictwo dróg rozwija się gorzej niż inne branże).
Przecież skoro urzędnik nie zdecydował, że trzeba wybudować drogę, to
znaczy, że droga niepotrzebna.
-
340. Data: 2012-12-04 10:26:51
Temat: Re: Potyczki
Od: "Stachu 'Dozzie' K." <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid>
On 2012-12-04, PK <P...@n...com> wrote:
> On 2012-12-03, Stachu 'Dozzie' K. <d...@g...eat.some.screws.spammer.invalid>
wrote:
>> Ci także?
>
> Mi także.
>
>> http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=523
>> http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5842
>
> Ależ muzeum :).
>
> http://poradna.pwn.pl/lista.php?id=11443
>
> Język ewoluuje. "Mi także" jest wariantem poprawnym, "docelowym", ale
> wciąż uważanym za niezbyt piękny.
Ależ skąd. M. Bańko w żadnym miejscu wypowiedzi nie twierdzi, że to
*jest* poprawny wariant. Twierdzi, że *stanie się* poprawnym, kiedyś
w przyszłości.
>> A nie czułbyś się oburzony, gdybyś miał obowiązek (obłożony sankcjami)
>> zrobić coś, czego nikt nie ma obowiązku ci *umożliwić*? Jeśli uczelnia
[...]
> Odpowiadając na Twoje pytanie: nie. Studia to przede wszystkim praca
> własna, której uczelnia mi nie organizowała i nie ułatwiała.
Oczywiście że ułatwiała. Dostęp do wykładowców i wykładów jest wyraźnym
i oczywistym elementem. Bardziej subtelnym jest dostarczenie szkieletu
dla wiedzy przez zarysowanie programu nauczania. Zupełnie sam, bez
uczelni, raczej byś się nie nauczył tego wszystkiego. Ktoś musiał
wskazać, czego warto się uczyć -- i to jest (moim zdaniem) podstawowa,
najważniejsza rola uczelni.
> Poza tym muszę zaznaczyć, że akurat na UW wydziały pomagają studentom
> i organizują jakąś pulę miejsc. Skorzystałem z tej możliwości
Właśnie. Ale to dobra wola uczelni. Są uczelnie, które wymagają odbycia
praktyk, a nie organizują w ogóle puli miejsc. To takie zachowanie mnie
oburza.
Gdyby uczelnia miała pieprzony obowiązek zapewnić propozycje, to bym
uważał cały pomysł jedynie za obranie strategii niewłaściwej dla
uniwersytetu (uniwersytet IMO nie powinien być uczelnią stricte
zawodową, jak, nie przymierzając, technikum).
--
Secunia non olet.
Stanislaw Klekot