eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.misc.samochodyEuropejskie ograniczenia, predkosc, radary - ot takie tam rozwazania.Europejskie ograniczenia, predkosc, radary - ot takie tam rozwazania.
  • Data: 2010-07-07 12:50:12
    Temat: Europejskie ograniczenia, predkosc, radary - ot takie tam rozwazania.
    Od: "Massai" <t...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    Moje subiektywne odczucia. I na koniec parę porad, których nie
    znalazłem w necie.

    Aha, Cavallino, na wstępie mała prośba - jesli możesz powstrzymaj się
    od swoich typowych uwag, znam Twoje poglady na tę sprawę.

    Zacznijmy od tego że byłem na urlopie "objazdowym" po Europie - w sumie
    ponad 5 tysięcy km w 3 tygodnie - dokładniej to w dwa tygodnie, bo
    przez tydzień się byczyłem.
    Austria, Chorwacja, włochy, Szwajcaria, Niemcy, Austria i jeszcze
    przystanek w Czechach.

    Jak to za granicą - pilnowanie się co do 1 km ograniczeń. Inna sprawa
    że bardzo przydaje się ściągawka, bo czasem można się zapomnieć gdzie
    ile wolno.

    Niestety, potwierdziło mi się to o czym wszyscy mówią - ograniczenia w
    PL są zbyt często mocno na wyrost.

    Ale za koleją:
    1. Austria. Ograniczeń "znakowych" stosunkowo mało, ichniejsze
    ograniczenie w miejscowościach do 50 km/h jest bardzo łatwe do
    przestrzegania - dla mnie jest po prostu naturalne. Drogi idące przez
    miejscowości to raczej drogi lokalne, nie za szerokie i dość kręte. Nie
    odczuwa się potrzeby przyspieszania, nie ma wrażenia że się człapie.
    Zrobiłem po Austrii około 800 km - i napotkałem tylko JEDEN fotoradar.
    Zapowiedziony, i w bardzo rozsądnymi miejscu ustawiony, kawałek za
    zakrętem na autostradzie był remont i zwężenie, ograniczenie do 60.

    2. Słowenia - króciutki tranzyt, więc wiele powiedzieć nie można. Tylko
    tyle że przecinając z Chorwacji do Włoch nie ma autostrady, jedzie się
    drogami "lokalnymi", ciasno, wąsko, bardzo kręto. Ograniczenia rozsądne.

    3. Chorwacja - autostrady w porzo. Nie wiem jak to jest, że taki kraj,
    circa 10 lat po wojnie, w warunkach mocno górzystych - potrafił
    zbudować autostrady, tunele, a my nie. Bieda, 20% bezrobocia, a
    potrafili. Ograniczenia na autostradach rozsądne, kręci się sporo
    policji zarówno oznakowanej jak i nie.
    Tyle że jazda autostradami to jakiś księżycowy krajobraz...
    nieprzyjemne wrazenie to robi.
    Drogi lokalne - trochę kręto bywa, i w takich miejscach warto się
    trzymać ograniczeń, chyba że ktoś lubi na krawędzi przepaści testować
    przyczepność...
    W każdym razie - też bez uczucia "żółwie tempo". A widoki ciekawe -
    trzeba uważać żeby się nie zapatrzeć w krajobrazy, a i miejscowości
    potrafią być ciut szokujące - w górach w wielu wiochach jeszcze widać
    wojnę.

    4. Włochy. Piękne autostrady (imho najlepsze), ograniczenia
    nienachalne, ale przez Włochów dość często łamane. Bywa że jadąc
    autostradą i zwalniając do nakazanych znakiem 100 km/h człowiek się
    czuje jak zawalidroga. Fotoradarów nie uświadczyłem. Raz policję w
    nieoznakowanej alfie.

    5. Szwajcaria... gówniane drogi. Znaczy równe i wygodne - chyba że są
    remontowane. A jak mawiają miejscowi, to kraj wiecznych remontów dróg.
    Średnio odcinek bez remontu to jakieś 20km... Ograniczenia rozsądne.
    Drakońskie kary za przekroczenia prędkości powodują że wszyscy jeżdżą
    przepisowo. Znaczy - na autostradach część obeznanych buja się +15, tzn
    135 km/h (bazowo jest 120) bo ponoć do tej wartości jeszcze specjalnie
    się nie czepiają. Ale to wersja dla odważnych i majętnych.

    Trzeba baaaaardzo uważać jak się zjedzie z autostrady. Znak
    miejscowości - i z daleka już zwalniamy do 50 km/h. Czasem, w
    niektórych miejscowościach, jest 60, a czasem "general 50".
    Otóż w Szwajcarii mandat czy generalnie kara - zależy od tego o ile
    przekroczyliśmy, i GDZIE. Jazda 71 w miejscowości przy ograniczeniu do
    50 w większości przypadków kończy się odebraniem uprawnień na rok. W
    takich wiochach, około 800 metrów jazdy przez miejscowość - potrafi
    stać 4 fotoradary plus policja.

    Tym niemniej - trzymanie się ograniczeń nie było dla mnie specjalnym
    problemem, też było naturalne. Czasem tylko w tych wiochach ładna
    droga, równo, i te 50 ciut za mało... Ale pewnie mają powód. Albo - wg.
    ichniej zasady - "tak już jest i tak ma być". Dziwny to naród...

    6. Niemcy - zahaczyłem o południe, Bawarię, autostrady mi trochę nie
    pasiły i jechałem lokalnymi. Bardzo porządne, ograniczenia niemęczące,
    w dodatku przy każdej drodze z boku biegnie mała lokalna, więc nie
    wleczemy się za ciągnikami.

    7. Czechy - pepickie autostrady i drogi szybkiego ruchu nie są
    specjalnie posiane ograniczeniami, a i remontów wiele nie ma. Tylko
    jedna nieprzyjemna przygoda z tajniakami.

    No i wjazd do Polski... Szok. POTWORNY tłok na drogach, ograniczenia w
    cały świat, fotoradar na fotoradarze, nikt ograniczeń nie przestrzega...

    Cały odcinek od granicy w Cieszynie do Kielc i potem Warszawy jechałem
    trzymając się ograniczeń. Dramat. W wielu miejscach czuje się że
    człowiek nie wiedzieć czemu człapie, w innych znowu dozwolone 90, a
    powinno stać ograniczenie do 30, bo koleiny 15-20 cm, i dziury na
    niewyprofilowanym zakrecie jak na poligonie.

    Przejechanie 250 km do Kielc zmęczyło mnie bardziej niż przejechanie
    500 km po Austrii.

    Parę uwag praktycznych, jeśli by ktoś chciał się wybrac w tego typu
    jazdy, a nie był i nie ma doświadczeń.
    Winiety - w czeską i austriacką można się zaopatrzyć na granicy,
    jeszcze w Polsce. Imho optymalne rozwiązanie.
    Słoweńska - na granicy Austria - Słowenia. Bandycka cena - 15 euro za
    tydzień, 30 euro za miesiąc. A tej autostrady mają tyle co kot napłakał
    - imho warto wczesniej pokombinować z mapą i jakoś objechać tę
    autostradę.
    Chorwacja - autostrady płatne na bramkach, i stosunkowo drogie, ale
    bardzo skracają przejazd (kosztem krajobrazu).
    Włochy - płatne na bramkach, drogo jak diabli, ale nie ma co
    kombinować, bo lokalne, objazdy i zjazdy są ciągle remontowane i się na
    ślimakach można pogubić. Navi nawet aktualna się gubi. Dobra rada -
    jeśli dojeżdżacie do celu, zamierzacie za jakiś czas zjechać z
    autostrady - zatrzymajcie się wcześniej i obczajcie nazwy większych i
    mniejszych miejscowości w okolicy. Bardzo to pomoże w przejeździe przez
    np. remontowany ślimak. Bez tego istnieje duże ryzyko że zamiast na
    lokalną drogę prowadzącą do miejscowości wyjedziecie albo na
    autostradę, albo do jakiejś strefy przemysłowej.

    Szwajcaria - odkąd weszli do strefy szengen, celnicy się nudzą i
    zajmują się pilnowaniem czy auta mają winiety. IMHO dobrze, kiedyś
    wjechałem, zapomniałem o winiecie i spory stres miałem, bo mandaty za
    brak dają spore.

    Na granicy z Włochami celnicy sprzedają winiety. Cena normalna, 40
    franków, ew. 40 euro i 10 franków reszty.

    Pomysł jazdy bez winiet, tzn. omijając autostrady... w sumie można,
    czemu nie, jak ktoś lubi wspinanie się na przełęcze, na ponad 2000
    metrów serpentynami, potem zjazd, tylko po to żeby znów wspinać się
    1500 metrów... widoki piękne, tylko trzeba pamiętać że taka jazda to
    wychodzi średnia 30km/h, i możemy być zmuszeni do noclegu
    niezaplanowanego. A ceny w hotelach są takie że proszę siadać ;-)

    Aha, jeśli ktoś by chciał kombinować z przjazdem górą Szwajcarii,
    zahaczając o Austrię, tzn. objechać od południa jezioro Bodeńskie,
    przez Bregenz, i po parunastu kilometrach wskoczyć do Niemiec to się da
    bez winiety austriackiej, tylko trzeba pilnować się znaków, bo
    miejscami są rozjazdy na drogi lokalne i na autostrady.
    Wjazd tam na autostradę żeby pogonić do granicy bez winiety - poważny
    błąd. Tuż przed granicą na wyjeździe z Austrii chyba ZAWSZE stoi
    policja i haltuje. W szwajcarii, na autostradzie przed granicą z
    austrią jest stacja, i sprzedają winiety austriackie.

    Co do cen benzyny, to każdy sobie znajdzie bez trudu, z jednym
    zastrzeżenim:
    W Szwajcarii cena pb95 to od przyzwoitego 1,57 (lokalne stacje na
    wsiach i w miastach) czyli około 4.60 pln, do nawet 1,89 (stacje przy
    autostradach) czyli blisko 6 pln. Diesel w Szwajcarii jak wiadomo jest
    w cenie pb98, czyli nawet 1.90, najtaniej widziałem po 1,72.
    Podsumowując - warto poszukać taniej stacji, np. nocując gdzieś - przed
    wyjazdem zatankować do pełna.
    Austria - w stacjach na wsiach, markowych ale nie przy autostradach -
    1,1 euro za 95, przy autostradzie - nawet 1,4 euro.
    Niemcy - wyraźnie drożej niż w Austrii.
    Włochy - abstrakcja. 1,5 Euro za 95... gdzieś na lokalnych stacja można
    znaleźc po 1,35.

    No i nie radzę jechać w ciemno do Szwajcarii. To chory kraj pod
    względem cen. Generalnie tygodniowy pobyt w Szwajcarii dla dwóch osób,
    w byle jakim hotelu, z wydatkami na wyżywienie, wycieczki, wejścia itp,
    tak circa 10k pln trzeba liczyć.
    Da się taniej, ale to trzeba:
    1. Poszukać w necie promocji w hotelach i np. zamiast 400 franków za
    nockę - wydać 200. Ale to nadal 600 pln ;-) Znacznie taniej można
    znaleźc noclegi w gasthofach w górach, np. takie miejsce:
    http://www.gasthofpanorama.ch/en/index.htm
    Zresztą w tym Grindelwaldzie to gasthofów na pęczki.

    Jeśli ktoś planuje taki wyjazd, to nie ma co się nastawiać na żywienie
    "własne", sklepy etc. Paradoksalnie - trzeba się nastawić na knajpy ;-)
    Szwajcarzy namiętnie chodzą do restauracji, spora część społeczeństwa w
    domu gotuje tylko wodę na herbatę, i ew. jajka na śniadanie.
    W efekcie ceny żarcia w knajpie są na poziomie, powiedzmy, warszawskim.
    W dwie osoby spokojnie da sie zjeść obiad za 25-30 franków, a
    wybierając tylko droższe dania - 40-50.
    Przykładowo jakiś tam sznycel z dodatkami kosztuje około 10-12 franków,
    czyli 30-35 pln. Tyle co u nas...
    Za to ceny w sklepach potrafią zabić ;-) Dość powiedzieć że część
    Szwajcarów, tych młodszych, jeździ na zakupy żywnościowe do Niemiec.

    Tylko Redbulla w sklepach (nie na stacji) mają taniej niż u nas, bo
    puszka mała za franka, a u nas 4-5 pln. Ale to efekt uzaleznienia
    młodego pokolenia, piją tego chore ilości.

    Aaaa, i jeszcze jedno. Parkowanie w szwajcarskich miastach jest ciut
    skomplikowane, rozgryzłem temat więc dla potomnych, może się komuś
    przyda:
    Miejsca parkinowe na ulicach są różnie oznaczane.
    I tak:

    1. Żółte linie - NIE PARKOWAĆ. To miejsca PRYWATNE. Jeśli przyjdzie
    właściciel, z miejsca wezwie holownik, i za odholowanie firmie trzeba
    zapłacić bodajże 260 franków. Znaczy niby nie trzeba, bo można wezwać
    policję i nam samochód wydadzą, ale właściciel dostanie nasze dane i
    nas poda do sądu. W sądzie przegramy, i będzie trzeba pokryć dodatkowo
    koszty postępowania, co dla wielu osób moze być poważnym problemem. W
    jednym przypadku o którym słyszałem koszty postępowania wyniosły prawie
    4000 franków, bo się odholowany bardzo wykłócał.

    2. Niebieskie linie. Parkowanie darmowe, ale wolno stać tylko określony
    czas. Trzeba mieć ichnią tarczkę na której wg wskazań oznaczamy czas
    przyjazdu. Do kupienia na stacji, czasem na okładce mapy jest.
    Ew. jak się nie ma i się zaparkuje, to razem z mandatem zostawią ;-)

    System jest dość skomplikowany. Ograniczenie czasowe zazwyczaj
    obowiązuje od 8 rano do 18.00 lub 19.00. Czyli jak postawimy samochód o
    19, to do rana może stać. Przy przyjeździe ustawiamy na tarczy 8.00, i
    od tego momentu nam liczą.
    Generalnie ustawiamy następną połówkę godziny, czyli jak przyjeżdżamy
    np. o 10.15 to ustawiamy 10.30 i możemy stać do 11.30.

    Ile można stać... trzeba się wczytać na znaku.
    Zazwyczaj jest to 1 godzina, z wyjątkami - rano, od 8.00 najczęściej
    jest to 1,5h lub nawet 2h, potem od 12 można stać do 14.00 lub do 14.30
    (to czas ichniej przerwy na lunch).

    Jeśli minie ten czas dozwolonego parkowania, nie wystarczy przyjśc i
    przestawić godzinę. Służby oznaczają kredą na oponach - trzeba
    przeparkować samochód. Teoretycznie wystarczy ruszyć i pocyrklować,
    wjeżdżając na to samo miejsce, żeby znaczek na oponie się przestawił
    ale ostatnio się wycwanili i robią czasem zdjęcia.
    Bezpieczniej jest poszukać innego miejsca.

    Mandaty są jak wszystko w Szwajcarii (góry, ceny, etc.) wysokie.

    3. Białe linie. To strefy płatnego lub bezpłatnego parkowania. Znów -
    różne systemy. Trzeba się wczytać na znaku czy płatne czy nie.
    Jak stoi parkomat, to płatne...

    3a. Jeśli przy miejscu z białymi liniami jest wymalowany numerek, to
    idziemy do parkomatu, wybieramy przyciskiem numer miejsca (zazwyczaj
    parkomat obsługuje 6-10 miejsc), wyświetla się czas parkowania
    dotychczas opłacony (bywa że poprzednik odjechał wczesniej i jeszcze
    zostało parę minut), trzeba wrzucić parę franków, żeby przedłużyć.
    Zazwyczaj w takich miejscach parkowanie jest ograniczone czasowo, tzn.
    wrzucimy 3 franki na 2h, i więcej się nie da.
    Parkomat NIE wydaje kwitka, służby przychodzą, sprawdzają na parkomacie
    wciskając kolejne przyciski, czy postój jest opłacony. Jak gdzieś im
    wyskoczy 0.00, to sprawdzają czy miejsce jest zajęte.

    3b. Przy miejscu nie ma numeru, ale jest parkomat. To "nasz" system,
    idziemy, wrzucamy monety, dostajemy kwitek który ładujemy za szybę.
    Tu też bywa że jest ograniczenie czasowe, tzn. wrzucimy na 3h, ale na
    dłużej parkomat nie przyjmie.

    3c. nie ma numeru, nie ma parkomatu, w sąsiednich samochodach nie ma
    kwitów... komfort, darmowe ;-)

    4. Dla porządku - parkingi płatne. Zazwyczaj podziemne, wygodne, przy
    wjeździe dostajemy kwit, przed wyjazdem płacimy w kasie.

    Standardowa cena parkowania tam gdzie jest płatne, to zazwyczaj od 1 do
    1,5 franka za godzinę.

    Ufff... Gratulacje dla tych co dotarli do końca ;-)

    Podsumowując tę kwestię ograniczeń, ameryki nie odkrywam:
    Jazda zgodnie z ograniczenia po tych krajach - jest ŁATWA. Bo
    ograniczenia mają sens, i jest ich znacznie mniej. W dodatku ogromna
    większość kierowców się ich trzyma, co też sprawia że nie odczuwa się
    presji.

    U nas jadąc 50 przez teren zabudowany, zostałem kilkanaście razy
    obtrąbiony. Wyprzedzony... trudno zliczyć. Wyprzedzony z wytrzeszczem
    oczu, i nerwowym patrzeniem "kto się tak wlecze" - kilkadziesiąt razy.
    W tym dwukrotnie przez policję...

    --
    Pozdro
    Massai

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: