eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.comp.programming › Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 221

  • 141. Data: 2012-03-22 09:13:56
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Tomasz Kaczanowski <kaczus@dowyciecia_poczta.onet.pl>

    W dniu 2012-03-22 02:12, A.L. pisze:
    > On Wed, 21 Mar 2012 15:26:00 +0100, Paweł Kierski<n...@p...net>

    > Pewnie. Ja tez uwazam ze specjalizacja lekarzy jst po gzryba
    > potzrebna. KAzdy pzreciez umie leczyc. Zaraz po studiach. Kosztow
    > specjalizacji w ewidentnt sposob nei warto ponosic.

    Na to tez sa rózne spojrzenia - Marek Edelman - twierdził, że dobry
    lekarz musi dobrze znać więcej niz jedną specjalność...




    --
    Kaczus
    http://kaczus.republika.pl


  • 142. Data: 2012-03-22 11:40:28
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: zażółcony <r...@c...pl>

    W dniu 2012-03-21 17:07, Andrzej Jarzabek pisze:
    > On Mar 21, 2:26 pm, Paweł Kierski<n...@p...net> wrote:
    >> W dniu 2012-03-21 13:59, Andrzej Jarzabek pisze:
    >>
    >>> A to, e jak sam piszesz, problem krewnych jest ju nieaktualny,
    >>> wiadczy jednak, e nawet w przypadku polskich prawnik w tego typu
    >>> problemy daje si rozwi zywa .
    >>
    >> Co przypomina "Socjalizm dzielnie walczy z problemami nieznanymi
    >> w innych systemach" 8-)
    >
    > No i faktycznie, sądy koraniczne w Somalii w ogóle nie mają takich
    > problemów.
    >
    >>> osoba mog a takie us ugi oferowa . I nie m wi , e niekompetentni
    >>> prawnicy z licencj si nie zdarzaj , tylko e by mo e jednak bez
    >>> adnych licencji skala problemu by aby wi ksza.
    >>
    >> Ale mo e nadal akceptowalna, bo cena tych us ug by aby ni sza. Innymi
    >> s owy - cz owiek mia by mo liwo wybrania potencjalnie gorszej jako ci
    >> us ugi za ni sz cen .
    >
    > No ale skąd ma wiedzieć, co kupuje, skoro z definicji chce kupić
    > usługi kogoś, kto się zna na czymś, na czym on sam się nie zna?
    >
    > Poza tym znowu masz ten problem, że korzystanie ze złych porad
    > prawnych dotyka nie tylko tego, co korzysta, ale też innych. Jeśli np.
    > firma popodpisuje umowy, które są nieważne, i z tego powodu nie będzie
    > mogła się wywiązać ze swoich zobowiązań, to stracą przede wszystkim
    > nie menedżerowie decydujący się na korzystanie z takich a nie innych
    > "specjalistów" od prawa, ale też kontrahenci i wierzyciele.
    >
    > Oczywiście teoretycznie każdy mógłby wszystko kontrolować, ale nie
    > bierzesz pod iwagę tego, że kontrolowanie wszystkiego jest strasznie
    > kosztowne. Gdyby każdy biznes musiał negocjować możliwość
    > skontrolowania każdego aspektu działalności każdego swojego
    > kontrahenta, i każdy konsument musiał sam kontorlować wszystkich
    > producentów i dostawców usług, z których korzysta, to po prostu koszta
    > transakcyjne czegokolwiek byłyby tak gigantyczne, że cała gospodarka
    > by się zawaliła.

    Bo nie chodzi przecież o to, żeby kontrolować, tylko o to, żeby
    różne aspekty ludzkiej działalności były bezpieczne. Aby to zapewnić
    wybiera się punkty, w których ustawia się odpowiedzialność.
    Punkty te wybiera się tak, żeby odpowiedzialność szła w parze
    z kompetencjami i uprawnieniami. Taki jest model idealny.
    W budownictwie (na marginesie: na placach budowy ciągle
    mamy najwyższe wskaźniki wypadkowości, łącznie z wypadkami
    śmiertelnymi) kierownik budowy i architekci stanowią takie
    punkty, szczególnie, że wielu szarych obywateli chce budować
    domy samodzielnie. Szary obywatel nie ma kwalifikacji, nawet,
    jeśli ma chęci brania na siebie pełnej odpowiedzialności.
    Podobnie jest z prawem jazdy: chęć brania odpowiedzialności
    przez szarego obywatela to za mało, musi uzyskać 'certyfikat'
    podstawowych umiejętności prowadzenia pojazdów (a i tak
    jest to za mało).

    Natomiast z oprogramowaniem jest nieco inaczej, dlatego, że
    najczęściej pełni ono rolę usługową, pomocniczą, jest 'przykryte'
    kompetencjami usług, które z niego korzystają. Np. jeśli
    oprogramowanie CAD ma błąd i źle wylicza jakieś parametry
    budynku, to odpowiedzialności za ten stan rzeczy nie bierze
    programista, tylko w dalszym ciągu bierze ją architekt,
    który takie oprogramowanie wybrał do swojego użytku.

    Ale dobijając do brzegu: dopóki architekci budynków
    sami nie domagają się, by część odpowiedzialności zrzucić
    na "architektów oprogramowania" to imo nie ma o czym mówić,
    po prostu nie ma problemu. Oznacza to, że czują się
    bezpiecznie, pomimo złożoności oprogramowania narzędziowego
    mają poczucie kontroli nad sytuacją i odpowiedzialność
    jest ustawiona właściwie.

    I w taki imo sposób należałoby podejść do całości
    zagadnienia - nie od pomysłu 'certyfikacji informatyków'
    w reakcji na bardzo ogólny problem "śmiertelny BUG",
    ale przez przegląd różnych branż uzależnionych
    od oprogramowania - i zbadania, czy właściwie są tam
    'sparowane' kompetencje z odpowiedzialnością.

    Jeśli piloci czy lekarze, czy kierowcy podnoszą problem,
    że ich sprzęt działa wadliwie, jeśli instytucje kontroli
    jakości czy badania wypadków podnoszą problem ryzyka lub
    za dużej ilości wypadków - to wtedy coś jest na rzeczy.
    Ale podkreśliłbym tutaj to, że poruszamy się w wąskich
    specjalizacjach.

    Moim zdaniem informatyzacja wszystkiego i postęp złożoności
    jak najbardziej wymusza wprowadzanie nowych mechanizmów
    kontroli i odpowiedzialności, ale te same zjawiska
    powodują również, że certyfikowanie LUDZI jest
    niewystarczające/nieadekwatne. Certyfikacji podlegają
    całe systemy informatyczne, instytucje, procesy produkcyjne
    i przyklepują ich np. tak jak u nas - osoby ze specjalnymi uprawnieniami.
    Bardzo istotne jest też to, że są to osoby Z ZEWNĄTRZ,
    czyli minimalizuje się przy okazji zjawisko KONFLIKTU
    INTERESÓW.


  • 143. Data: 2012-03-22 12:22:13
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Mar 21, 10:13 pm, Przemek O <p...@o...eu> wrote:
    > W dniu 2012-03-21 00:03, Andrzej Jarzabek pisze:
    >
    > > Ojejku, naprawdę myślisz, że za każdym razem jak ktoś wjeżdża na most,
    > > to się zastanawia, czy przypadkiem instytucje wydające uprawnienia
    > > inżnierom lądowym są na pewno krystalicznie czyste?
    >
    > Normalny użytkownik nawet nie wie że jest taka instytucja.

    Nie wnikając w kwestię jakiegoś idealnego "normalnego użytkownika",
    myślę, że przynajmniej część normalnych użytkowników mostów, tzn.
    takich, którzy nie mają jakiejś szczególnie ponadprzeciętnej wiedzy o
    tym, jak się mosty buduje i jakie przepisy to regulują, jednak
    przynajmniej dopuszcza możliwość, że istnieje jakaś forma certyfikacji
    inżynierów projektujących mosty, i że w związku z tym istnieje jakiś
    organ wydający owe certyfikaty.

    Oczywiście że to wszystko nie oznacza, że go w ogóle interesuje co to
    za organ - ale właśnie o to chodzi: sensem certyfikacji inżynierów nie
    jest to, żeby użytkownik mostu myślał o tym, kto, komu i za co wydał
    certyfikat uprawniający do projektowania mostów, tylko właśnie to,
    żeby nie musiał o tym myśleć.

    > Z drugiej strony jest powiedzenie, jak pomyśle jakim jestem inzynierem to aż boję
    > się przejść do lekarza...

    Jak ja pomyślę, jakimi inżynierami jest większość programistów, to się
    bardzo cieszę, że mój lekarz jest certyfikowany.

    > > Jak konsumet kupi coś tanio, a potem to coś wybuchnie i go zabije, to
    > > też jest szkoda konsumenta
    >
    > Jeśli coś racjonalnie kosztuje np. 1000 jednostek a ktoś to kupi za 10
    > jako niby nowe niby sprawne, to sam sobie podpisuje wyrok.

    Kurcze, jakoś nie zauważyłem, żeby nowe Toyoty były 100x tańsze niż
    inne samochody.

    > > Kogo można pociągnąć do odpowiedzialności? Można pociągnąć firmę,
    > > owszem, ale odpowiedzialność właścicieli firmy jest ograniczona do
    >
    > Jakaś podstawa prawna?

    Ustawa Kodeks spółek handlowych z dnia 15 września 2000 r., Dz.U. 2000
    nr 94 poz. 1037.

    Oczywiście zależy to od formy działalności gospodarczej, ale tak jest
    dla spółłek z o. o. i dla spółek akcyjnych.

    > > wysokości udziałów - jeśli już sobie wypłacili zyski w dywidendach, to
    > > nic im nie można zrobić. Można teoretycznie pozwać osobę podejmującą w
    >
    > Nie można? Guzik wiesz...

    Poproś certyfikowanego prawnika, niech ci wytłumaczy.

    > > Poza tym jak sobie wyobrażasz odpowiedzialność w przypadku biznesplanu
    > > 90-10, w przypadku, kiedy to 10% ryzyko nie zachodzi? Kto w takiej
    > > sytuacji miałby "pociągnąć do odpowiedzialności", na podstawie jakich
    > > informacji?
    >
    > Jeśli nie zachodzi to o co chcesz pozywać? Chyba kota ogonem okręcasz.

    Ja nie chcę pozywać, ja chcę, żeby takie sytuacje się zdarzały jak
    najrzadziej. Jeśli masz 90% na to, że nie będzie negatywnych
    konsekwencji, to ponoszenie takiego ryzyka może być całkiem opłacalne.
    Uważam, że dobrym sposobem na minimalizację ilości takich sytuacji
    jest karanie również w pozostałych 90% przypadków.

    > > I dla tej samej zasady należy się przeciwstawiać certyfikacjom
    > > zawodowym, bo jakiśtam promil wykorzystuje je do załatwiania jakichś
    > > rzeczy krewnym i znajomym.
    >
    > Nie, bo promil powoduje błędy. Prościej, to że jeden facet zabija z
    > użyciem noża nie może rodzic konsekwencji dla tysięcy używających go
    > zgodnie z przeznaczeniem.

    Dlaczego "nie może"?

    > > Z kontekstu wnioskuję, że "wyeliminujesz" znaczy tutaj "zrobisz tak, że
    > > nie będzie w ogóle". Mnie natomiast wystarczy, że będzie mniej.
    >
    > O... czyli tragedią jest śmierć 100 osób ale jednej to już nie?

    Oczywiście, że śmierć jednej osoby jest tragedią, ale skoro nie można
    zrobić, żeby tragedii nie było w ogóle, to lepiej zapobiec 99
    tragediom, niż nie zapobiec żadnej.

    > > Nie rozumiem, co to znaczy "na nic mu się to nie zda". Zakładamy
    > <CIACH BREDNIE>
    > > jedzenie zawierające szkodliwe dla zdrowia dodatki.
    >
    > Nie kombinuj, mówimy tutaj o wytwarzaniu produktu przez
    > "certyfikowanych" lub nie pracowników, a nie o zaniedbaniach
    > wynikających z eksploatacji. Inna bajka inne rozwiązania.

    Mówimy o tym, czy przedsiębiorcy opłaca się czasem robić rzeczy, które
    są społecznie szkodliwe, chociaż dla niego samego zyskowne. W
    szczególności na przykład narażać swoich klientów na utratę życia,
    zdrowia i majątku. Argument był taki, że certyfikacja nie jest
    potrzebna, bo ryzyko strat na wskutek wybuchu jest wystarczająco dobrą
    motywacją dla przedsiębiorców do zatrudniania odpowiednio
    kompetentnych specjalistów. No więc otóż nie jest.

    > >> Regulują, nie ograniczają.
    >
    > > Ograniczanie jest jedną z form regulowania. I owszem, również ograniczają.
    >
    > Chyba nie mamy o czym dyskutować, mamy wyraźnie inne punkty styku z
    > rzeczywistością. Regulacja jest normowaniem stosunków.

    A normowanie czasem polega na tym, że norma zabrania stronom tych
    stosunków robić pewnych rzeczy.

    > >> Korporacje zawodowe wprost ograniczają dostęp
    > >> do reglamentowanych usług, czy to za sprawą małej liczby osób, czy też
    > >> wysokich cen będących wynikiem braku normalnej konkurencji.
    >
    > > Nie zawsze.
    >
    > Przykład proszę.

    NCEES.

    > >> światopoglądowe, to i tak rozmawiamy o ogólnikach. Żeby zająć
    > >> jakiekolwiek stanowisko w jakiejś sprawie potrzeba konkretu, projektu,
    > >> gotowego do wdrożenia rozwiązania.
    >
    > > No to ja przedstawiłem przecież.
    >
    > Ty przedstawiłeś ogólnik, do konkretu mu jeszcze daleko. I właśnie
    > dlatego uważam że dalsza dyskusja nie ma najmniejszego sensu.

    Rozwiązanie jest na tyle gotowe do wdrożenia, na ile może być. Dalsza
    konkretyzacja to już w zasadzie wdrażanie.


  • 144. Data: 2012-03-22 12:25:01
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Mar 22, 8:13 am, Tomasz Kaczanowski
    <kaczus@dowyciecia_poczta.onet.pl> wrote:
    > W dniu 2012-03-22 02:12, A.L. pisze:
    >
    > > On Wed, 21 Mar 2012 15:26:00 +0100, Paweł Kierski<n...@p...net>
    > > Pewnie. Ja tez uwazam ze specjalizacja lekarzy jst po gzryba
    > > potzrebna. KAzdy pzreciez umie leczyc. Zaraz po studiach. Kosztow
    > > specjalizacji w ewidentnt sposob nei warto ponosic.
    >
    > Na to tez sa rózne spojrzenia - Marek Edelman - twierdził, że dobry
    > lekarz musi dobrze znać więcej niz jedną specjalność...

    Nie zauważyłeś sarkazmu, czy uważasz, że nie ma różnicy między
    posiadaniem więcej niż jednej specjalności, a nie posiadaniem żadnej?


  • 145. Data: 2012-03-22 13:29:41
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: zażółcony <r...@c...pl>

    W dniu 2012-03-21 15:04, Andrzej Jarzabek pisze:
    > On Mar 21, 1:33 pm, zażółcony<r...@c...pl> wrote:
    >> W dniu 2012-03-21 11:24, Andrzej Jarzabek pisze:
    >>
    >>> Żeby nie było, ja też się na tym nie znam, ale ja też nie twierdzę, że
    >>> certyfikację należy wprowadzić. Ja tylko twierdzę, że należy (państwo
    >>> czy organizacje ponadpaństwowe powinny) zebrać dane, zrobić analizę i
    >>> jeśli wyjdzie, że (w jakichśtam sytuacjach, w jakimśtam zakresie)
    >>> warto wprowadzić uprawnienia zawodowe, to należy wprowadzić
    >>> uprawnienia zawodowe (być może w połączeniu z innymi środkami).
    >>
    >> Nie znam się na szpitalach czy samolotach, ale znam się
    >> nieco na systemach bankowych i ochronie danych osobowych.
    >
    > No dobra, ale to nie są jakby kwestie życia i śmierci, nawet nie ma
    > chyba praktycznie szansy na utratę przez klienta jakichś większych
    > pieniędzy - co najwyżej coś komuś gdzieś nie tak wyskoczy i będzie
    > musiał łazić do banku z zażaleniem, a jacyś pracownicy będą mieli
    > trochę roboty z odkręcaniem problemu.

    Proszę rozważyć potencjalne skutki i możliwości ich odkręcenia
    po tym, jak z systemu bankowego wykradziono 'tylko' numery kart
    kredytowych klientów.

    > Największy problem jest faktycznie z ochroną danych i ogólnie
    > bezpieczeństwem - gdyby np. ktoś niepowołany wyciągnął z banku listę
    > aktywności i stanów na kontach klientów, to możnaby to potraktowac
    > jako nieodwracalne szkody (chociaż oczywiście jeszcze samo to nikomu
    > życia zrujnować ne musi).
    j.w.

    'Zrujnowanie życia' to rzecz względna. Ale akurat systemy bankowe
    należą do tych, w których standardy bezpieczeństwa muszą być
    na bardzo wysokim poziomie. Nie możemy tu mówić o różnicy
    jakościowej w stosunku do systemów, od których bezpośrednio
    zależy ludzkie życie, a raczej o tym, że jesteśmy szczebelek
    niżej. Imo większość oprogramowania tworzonego na świecie
    nie zbliża się nawet do tych wymogów.


  • 146. Data: 2012-03-22 16:57:27
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Mar 22, 10:40 am, zażółcony <r...@c...pl> wrote:
    > W dniu 2012-03-21 17:07, Andrzej Jarzabek pisze:
    [...]
    > Natomiast z oprogramowaniem jest nieco inaczej, dlatego, że
    > najczęściej pełni ono rolę usługową, pomocniczą, jest 'przykryte'
    > kompetencjami usług, które z niego korzystają. Np. jeśli
    > oprogramowanie CAD ma błąd i źle wylicza jakieś parametry
    > budynku, to odpowiedzialności za ten stan rzeczy nie bierze
    > programista, tylko w dalszym ciągu bierze ją architekt,
    > który takie oprogramowanie wybrał do swojego użytku.

    No właśnie nie zawsze tak jest jak piszesz, często oprogramowanie
    steruje różnymi rzeczami w czasie rzeczywistym i nie bardzo jest
    możliwość skorygowania jego błędów. Jeśli np. na wskutek błędu w
    oprogramowaniu samochód zacznie w niekontrolowany sposób przyspieszać,
    to jest całkiem p-rawdopodobne, że certyfikowany kierowca nie będzie
    mógł zbyt wiele zrobić, żeby uniknąć wypadku.

    Dalej: nawet jeśli jest taka możliwość, powiedzmy jak w samolocie,
    gdzie certyfikowany pilot może zdać sobie sprawę, że komputer
    pokładowy wariuje, wyłączyć go i przejść na ręczne sterowanie, to nie
    oznacza, że żle działające oprogramowanie nie jest poważym problemem,
    bo za ewentualną katastroffę odpowiada pilot a nie producent
    oprogramowania.

    Dalej: użytkownik oprogramowania często w ogóle nie jest
    certyfikowanym specjalistą, tylko zwykłym konsumentem. Jeśli ktoś np.
    korzysta z bankowości internetowej, i wykorzystując błędy w
    oprogramowaniu na jego pececie przestępcy wyczyszczą mu konto i
    jeszcze nabiją na maksa kredyt, to raczej trudno powiedzieć, że
    użytkownik sam sobie winien, bo skoro ma peceta, to powinien wiedzieć,
    jak go zabezpieczyć przed takim atakiem.

    > Ale dobijając do brzegu: dopóki architekci budynków
    > sami nie domagają się, by część odpowiedzialności zrzucić
    > na "architektów oprogramowania" to imo nie ma o czym mówić,
    > po prostu nie ma problemu. Oznacza to, że czują się
    > bezpiecznie, pomimo złożoności oprogramowania narzędziowego
    > mają poczucie kontroli nad sytuacją i odpowiedzialność
    > jest ustawiona właściwie.

    No więc ja, jako użytkownik samochodów, samolotów, potencjalny pacjent
    diagonozowany i leczony aparaturą medyczną, być może mieszkaniec
    obszaru, będącego w zasięgu rażenia elektrowni atomowej, potencjalna
    ofiara przestępców internetowych, i tak dalej, domagam się żeby
    podejmować jakieś działania redukujące ryzyko mojej szkody. Domagam
    się w ramach tego, żeby prowadzić badania na temat tego, jakie
    działania przynoszą dobre rezultaty w stosunku do kosztów. I jeśli z
    tych badań wyjdzie, że certyfikacja programistów, w jakichś
    sytuacjach, w jakimś zakresie, byłaby odpowiednio skutecznym, w
    stosunku do kosztów, środkiem, to domagam się, żeby olać marudzenie
    kolesi, którzy np. mówią, że certyfikacja zła, bo wolny rynek cośtam
    cośtam. I tyle.

    Co z takich badań ewentualnie wyjdzie, tego oczywiście nie wiem. Gdyby
    było wiadomo, to nie trzeba by robić badań. Może zresztą są jakieś
    badania, ale ja nie śledze tematu, nie znam się na tym, więc i tak bym
    nie wiedział. Ale gdyby metodologie były już opracowane, dane zebrane,
    wnioski wyciągnięte, i należałoby się tylko po nie schylić, to tym
    bardziej uważam, że państwo powinno się schylić i skorzystać z tych
    wniosków.

    > I w taki imo sposób należałoby podejść do całości
    > zagadnienia - nie od pomysłu 'certyfikacji informatyków'
    > w reakcji na bardzo ogólny problem "śmiertelny BUG",
    > ale przez przegląd różnych branż uzależnionych
    > od oprogramowania - i zbadania, czy właściwie są tam
    > 'sparowane' kompetencje z odpowiedzialnością.

    Problem jest taki, że ryzyko się kumuluje. Weź na przykład lotnictwo
    cywilne: oczywiście, w wielu przypadkach katastrofy spowodowanej
    błędem oprogramowania można powiedzieć "błąd pilota". Tylko że
    postulat, żeby każdy pilot był tak wyszkolony, żeby nie popełniał
    błedów nawet w najbardziej niesprzyjających warunkach, w momencie
    kiedy wszystkie instrumenty podają mu nieprawdziwe dane, to fikcja.
    Piloci cywilni już są certyfikowani, certyfikacja do przewożenia
    pasażerów liniami lotniczymi i tak już jest ekstremalnie rygorystyczna
    - jeśli podwyższysz wymagany poziom kwalifikacji tak, żeby tylko co
    dziesiąty dzisiaj latający pilot mógł latać, to po prostu zarżniesz
    lotnictwo. Jeśli powiesz pilotom, że nie mogą polegać na komputerze
    pokładowym, to równie dobrze możesz ten komputer wymontować i wywalić
    do śmieci. Co zresztą z punktu widzenia bezpieczeństwa byłoby
    kompletnie bez sensu: komputery w samolotach znacznie częściej
    zapobiegają czy korygują błędy pilotów, niż same generują błędy,
    którym mógłby ewentualnie zapobiec pilot, gdyby go nauczyć nie ufać
    komputerom.

    Tak więc być może zwiększenie niezawodności opgrogramowania byłoby
    skuteczniejszym sposobem zwiekszenia bezpieczeństwa lotów, niż zmiana
    sposobu certyfikacji lub szkolenia pilotów. I być może właśnie
    certyfikacja programistów byłaby najlepszym sopsobem na zwiększenie
    niezawodności oprogramowania samolotów.

    > Moim zdaniem informatyzacja wszystkiego i postęp złożoności
    > jak najbardziej wymusza wprowadzanie nowych mechanizmów
    > kontroli i odpowiedzialności, ale te same zjawiska
    > powodują również, że certyfikowanie LUDZI jest
    > niewystarczające/nieadekwatne. Certyfikacji podlegają
    > całe systemy informatyczne, instytucje, procesy produkcyjne
    > i przyklepują ich np. tak jak u nas - osoby ze specjalnymi uprawnieniami.

    Jedno drugiego nie wyklucza. A chyba nie spodziewasz się, że audytor
    zatwierdzający certyfikację typu ISO 9000 będzie mógł zauważyć, że
    oprogramowanie używa wątków, a nie synchronizuje poprawnie dzielonych
    danych. Albo choćby że kod jest nieczytelny.

    > Bardzo istotne jest też to, że są to osoby Z ZEWNĄTRZ,
    > czyli minimalizuje się przy okazji zjawisko KONFLIKTU
    > INTERESÓW.

    Jakoś przy budowie mostó niezależnie od tego, że masz nadzór z
    zewnątrz, masz też wymóg certyfikacji inżynierów.


  • 147. Data: 2012-03-22 17:49:43
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Mar 22, 12:29 pm, zażółcony <r...@c...pl> wrote:
    > W dniu 2012-03-21 15:04, Andrzej Jarzabek pisze:
    >
    >
    >
    >
    >
    >
    >
    >
    >
    > > On Mar 21, 1:33 pm, zażółcony<r...@c...pl>  wrote:
    > >> W dniu 2012-03-21 11:24, Andrzej Jarzabek pisze:
    >
    > >>> Żeby nie było, ja też się na tym nie znam, ale ja też nie twierdzę, że
    > >>> certyfikację należy wprowadzić. Ja tylko twierdzę, że należy (państwo
    > >>> czy organizacje ponadpaństwowe powinny) zebrać dane, zrobić analizę i
    > >>> jeśli wyjdzie, że (w jakichśtam sytuacjach, w jakimśtam zakresie)
    > >>> warto wprowadzić uprawnienia zawodowe, to należy wprowadzić
    > >>> uprawnienia zawodowe (być może w połączeniu z innymi środkami).
    >
    > >> Nie znam się na szpitalach czy samolotach, ale znam się
    > >> nieco na systemach bankowych i ochronie danych osobowych.
    >
    > > No dobra, ale to nie są jakby kwestie życia i śmierci, nawet nie ma
    > > chyba praktycznie szansy na utratę przez klienta jakichś większych
    > > pieniędzy - co najwyżej coś komuś gdzieś nie tak wyskoczy i będzie
    > > musiał łazić do banku z zażaleniem, a jacyś pracownicy będą mieli
    > > trochę roboty z odkręcaniem problemu.
    >
    > Proszę rozważyć potencjalne skutki i możliwości ich odkręcenia
    > po tym, jak z systemu bankowego wykradziono 'tylko' numery kart
    > kredytowych klientów.

    No, można zablokować karty i wydać nowe. Pytanie ile płatniości
    złodzieje zdążą tymi kartami wykonać, ale takie ryzyko można chyba
    wkalkulować. Mnie kiedyś złodzieje sklonowali kartę (nie mówię, że
    włamując się do systemu bankowego), ale bez PINa zbyt wiele nie mogli
    zrobić, zdołali kupić jakieś bilety do kina i benzynę na kilku
    stacjach zanim bank zauważył i zablokował kartę - za drugim razem
    chyba nawet niczego nie zdążyli kupić. Ja jako klient straciłem tylko
    tyle, że nie miałem karty debetowej przez weekend - bank mi zwrócił
    kasę, więc pewnie stracił tego patyka, ale ich stać.

    Z drugiej strony wiadomo, że carderzy hurtowo jumają numery kart i
    świat się od tego nie wali.

    > 'Zrujnowanie życia' to rzecz względna. Ale akurat systemy bankowe
    > należą do tych, w których standardy bezpieczeństwa muszą być
    > na bardzo wysokim poziomie. Nie możemy tu mówić o różnicy
    > jakościowej w stosunku do systemów, od których bezpośrednio
    > zależy ludzkie życie, a raczej o tym, że jesteśmy szczebelek
    > niżej. Imo większość oprogramowania tworzonego na świecie
    > nie zbliża się nawet do tych wymogów.

    Czy macie zapewnioną ciągłość działania systemu w wypadku ataku
    nuklearnego na główne ośrodki miejskie?


  • 148. Data: 2012-03-22 20:25:26
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Kviat <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl>

    W dniu 2012-03-22 16:57, Andrzej Jarzabek pisze:
    > (...)
    > No więc ja, jako użytkownik samochodów, samolotów, potencjalny pacjent
    > diagonozowany i leczony aparaturą medyczną, być może mieszkaniec
    > obszaru, będącego w zasięgu rażenia elektrowni atomowej, potencjalna
    > ofiara przestępców internetowych, i tak dalej, domagam się żeby
    > podejmować jakieś działania redukujące ryzyko mojej szkody.

    Czyli uważasz, że certyfikowanie programistów jest właśnie tym
    działaniem, które to ryzyko zredukują.
    Czy zgodzisz się z tezą, że jeżeli certyfikowanie nie będzie miało
    wpływu na redukcję ryzyka, to wprowadzanie takiego systemu nie ma sensu?
    (tylko się upewniam, że nie jest to pomysł jedynie podparty ideologią
    certyfikowania dla samego certyfikowania).
    Bo jak rozumiem, certyfikat ma zapewnić polepszenie jakości programu.
    Inaczej mówiąc, ma "zmusić" producentów oprogramowania żeby rzadziej
    "wybuchało".

    Jeżeli tak, to pozwolę sobie zacytować kawałek tekstu zaczerpniętego z
    jednego z najbardziej popularnego "programu":
    "OGRANICZENIE I WYŁĄCZENIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SZKODY. Microsoft
    i dostawcy Microsoft ponoszą odpowiedzialność wyłącznie za szkody
    bezpośrednie i do wysokości kwoty zapłaconej za oprogramowanie.
    Licencjobiorca nie może dochodzić roszczeń z tytułu żadnych innych
    szkód, w tym szkód wynikających z utraty zysków, szkód wtórnych, szkód
    szczególnych, szkód pośrednich ani szkód ubocznych.
    (...)
    Ograniczenie to ma zastosowanie także w przypadku gdy:
    ? naprawa, wymiana lub zwrot kosztów oprogramowania nie rekompensuje
    w pełni strat poniesionych przez Licencjobiorcę lub
    ? Microsoft wiedział lub powinien był wiedzieć o możliwości powstania
    takich szkód."

    A to tylko fragment. I jak zapewne wiesz Windows nie jest wyjątkiem.

    I choćby taki producent zatrudnił tysiąc programistów z certyfikatem i
    choćby drugi tysiąc certyfikowanych programistów sprawdzało tysiąc razy
    kod przez nich napisany, to jeżeli pomimo tego "wybuchnie", to marna
    pociecha dla użytkownika, któremu zniknęło z konta pierdyliard baksów
    przez dziurę w systemie.

    Dopóki użytkownik korzysta z oprogramowania _na_własne_ryzyko_ i dopóki
    producent nie będzie zmuszony do ponoszenia odpowiedzialności to żadne
    certyfikaty nie pomogą. A nie zostanie zmuszony. Ani przez
    certyfikowanych programistów, ani ustawowo. Żaden, podkreślam żaden
    programista, nawet z megahiper certyfikatem nie będzie w stanie zmusić
    pracodawcy do testowania tworzonego kodu na wszystkich możliwych
    kombinacjach sprzętowych, ze wszystkimi możliwymi wersjami sterowników
    (firm trzecich) i wszystkimi możliwymi programami jakie sobie
    potencjalny użytkownik zechce zainstalować samodzielnie. Łącznie z tymi
    programami, które dopiero powstaną. O wirusach nie wspomnę.

    Jaki jest sens wprowadzania certyfikacji, skoro jedyną osobą ponoszącą
    konsekwencje używania programu jest sam użytkownik?

    Albo inaczej: czy wprowadzenie certyfikowania miałoby dotyczyć
    _wszystkich_ programistów, czy tylko niektórych?
    Których?


    > Domagam
    > się w ramach tego, żeby prowadzić badania na temat tego, jakie
    > działania przynoszą dobre rezultaty w stosunku do kosztów. I jeśli z
    > tych badań wyjdzie, że certyfikacja programistów, w jakichś
    > sytuacjach, w jakimś zakresie, byłaby odpowiednio skutecznym, w
    > stosunku do kosztów, środkiem, to domagam się, żeby olać marudzenie
    > kolesi, którzy np. mówią, że certyfikacja zła, bo wolny rynek cośtam
    > cośtam. I tyle.

    Uważam, że certyfikacja nie ma sensu - to próba uspokojenia sumienia
    poprzez ignorowanie rzeczywistości. A w związku z tym, wydawanie kasy na
    takie badania to marnotrawstwo.

    Pozdrawiam
    Piotr


  • 149. Data: 2012-03-22 21:18:06
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: "slawek" <s...@h...pl>


    Użytkownik "Kviat" <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl> napisał w wiadomości
    grup dyskusyjnych:4f6b7cab$0$1259$6...@n...neostrada
    .pl...
    >> obszaru, będącego w zasięgu rażenia elektrowni atomowej, potencjalna

    Pocedura tzw. "licencjonowania" (to nie jest ten rodzaj licencji jakie
    znacie!) - są od tej procedury specjaliści - i to się robi. Między innymi
    dlatego reaktory robi się "przestarzałe" - bo nowe konstrukcje wymagałyby
    sprawdzenia - a te stare są już sprawdzone i jakoś działają.

    > "OGRANICZENIE I WYŁĄCZENIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SZKODY. Microsoft i
    > dostawcy Microsoft ponoszą odpowiedzialność wyłącznie za szkody

    Te wszystkie disklajmery są bezwartościowe w Polsce, bo według prawa RP nikt
    nie może sam wyłączyć się od odpowiedzialności.

    Serio. Sam się kiedyś zdziwilem.

    > Dopóki użytkownik korzysta z oprogramowania _na_własne_ryzyko_ i dopóki
    > producent nie będzie zmuszony do ponoszenia odpowiedzialności to żadne

    Niekoniecznie prawda. Np. reaktor jądrowy postawiony w Redmont może być "na
    własne ryzyko" - ale jednocześnie jakby i na ryzyko MS.

    > Jaki jest sens wprowadzania certyfikacji, skoro jedyną osobą ponoszącą
    > konsekwencje używania programu jest sam użytkownik?

    Np. jedyną osobą używającą windy w supermarkecie jest... ? No właśnie kto
    jest?



  • 150. Data: 2012-03-22 22:34:22
    Temat: Re: Certyfikacja, było: Blad w oprogramowaniu Toyoty przyczyna wypadkow
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On 22/03/2012 20:18, slawek wrote:
    > Użytkownik "Kviat" <kviat@NIE_DLA_SPAMUneostrada.pl> napisał w
    >
    >> "OGRANICZENIE I WYŁĄCZENIE ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SZKODY. Microsoft i
    >> dostawcy Microsoft ponoszą odpowiedzialność wyłącznie za szkody
    >
    > Te wszystkie disklajmery są bezwartościowe w Polsce, bo według prawa RP
    > nikt nie może sam wyłączyć się od odpowiedzialności.
    >
    > Serio. Sam się kiedyś zdziwilem.

    Nie mówię, że nie (bo to jest temat dla licencjonowanego prawnika), ale
    zauważę, że to nie jest sytuacja, kiedy ktoś się sam wyłącza od
    odpowiedzialności, tylko kiedy ty (użytkownik), jako strona przystająca
    do umowy, wyłączasz drugą stroną umowy od odpowiedzialności.

strony : 1 ... 10 ... 14 . [ 15 ] . 16 ... 23


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: