-
1. Data: 2011-06-11 20:23:36
Temat: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: Michał Gut <m...@w...pl>
walcze juz ze swoim starszym kropasem ze 2 tygodnie albo i lepiej...
prolog:
jechalem sobie na trasie. niedlugiej bo ok 100km. na podworku zobaczylem
obrzygana prawa strone samochodu i zastanawialem sie skad....pewnie znowu
uszczelniacz polecial walka - oostatnio obrzygalo mi cala komore silnika...
podnosze maske a tam suchotenko... patrze na polos - sucha... no to skad
olej na prawych drzwiach az do tylnego kola? otoz panowie amortyzator wzial
i sie wypsikal z oleju na koło ktore dokonczylo dziela umorusania.
Kilkamascie dni pozniej zatrzymuje sie po krotkim przelocie a mnie wyprzedza
chmura dymu. z prawej strony samochodu kłęby dymu (nie dymek, kłęby
paskudnego smierdzacego bakelitem dymu). opatrzyłem i diagnoza - klocek sie
zblokowal i drze tarcze. Po ok 3 minutach kłęby dalej sie wydobywaly a ja
zastanawialem sie czym to ugasic w razie draki gdyby okazalo sie ze nastapi
zaplon. Po co komu gasnica pomyslalem chcac sie sam udusic ze zlosci.
Niestety musialem pokonac jeszcze 50km wiec zacisnalem zeby i staralem sie
ani nie hamowac czesciej niz to bylo konieczne ani tez nie jechac szybciej
niz predkosc bolidow adac. Wspomnialem juz ze nie mam tez recznego? linki
czekaly....
Bedac juz 5 km od domu podczas zakrecania uslyszalem glosne brzdek. patrze w
lusterko i znajomy widok. juz kiedys raz mi wypadl klocek...ten jerst drugi
(raz a nie klocek).
akt1
zrobilem zakupy: nowe tarcze, klocki, bebny, szczeki, sprezynki, linku juz
mialem.
Pelen zapalu zabralem sie do pracy. zdjalem kolo, ogladam zacisk, klocki i
tarcze... klocka jednego brakuje, a drugiego jest ze 3-4mm. Ogladam docisk -
a tam nigdy nie wymieniane gumki. skorodowana prowadnica. Probuje odkrecic
zacisk od jarzma. sruba jest tak skorodowana ze nie bylo mozliwosci poznac
jaki to rodzaj - nie mowiac o odkreceniu. wkurzony zakonczylem prace.
akt2. po dlugich bojach poszedlem na zakupy po raz drugi. kupilem
nowiutenkie zaciski z jarzmami. przy okazji kupilem jeszcze amortyzatory
ktore tez mialem w sumie wymienic. do zestawu dolaczyly tez nowe swiece i
kable zaplonowe bo cos ostatnio silnik marudny i kopiący się zrobił:).
Zabaweczki przyjechały. zabieram sie za montaż. podłączyłęm nowy zacisk do
przewodu hamulcowego. patrze sie na ta dziure (nadkole) i mysle.... wymienie
amortyzatory - po cholere bede dwa razy kolo sciagal. Jak pomyslal tak
zrobil. nasadka 15 i naprzod.... po chwili mialem juz nakretke w reku -
niestety z kawalkiem sruby ktora wizięła i pękła sobie. zabietam sie za
drugi koniec sruby -zadowolony ze teraz pojdzie lajtowo - w koncu juz nie
ma zadnego gwintu. po 10 minutach szarpania kombinowania poddalem sie. ani
mlotkiem ani kluczem - siedzi jak zaspawana....
Dobralem sie wiec do drugiej sruby i nakretki uwazajac ze tamto jakos
pozniej rozkminię. Po pol godzinie walki poddalem sie. Nakrętka i owszem
odkręciła się, ale śruba siedziala w srodku i ani myslala drgnac. mlotek
również nie pomógł zmienić zdania. Pojechalem wsciekly do lokalnego leroya i
kupilem palnik. Po powrocie i 20 minutach grzania nie doszedlem do niczego
poza klebami dymu (chyba ten olej z amorka) czym zrobilem lekkei zamieszanie
wsrod pozostalych mieszkancow. Nic to - wymienię zwrotnicę - bedzie szybciej
a i tanie sa to tego punciaka - 50pln za sztuke. Nabyłem dwie.
akt3. przyjechaly zwrotnice wiec zabieramy sie za prace.Zajalem sie
zwrotnica - odpiąłem końcówke drazka, wykrecilem blokade wahacza i zabralem
sie za piaste. rura pokretlo i nasadka nie zrobily wrazenia. przyjrzalem sie
a tam jeszcze zabezpieczenie wgniecione na nakretce. no to wkrętak i mlotek
i odbijamy. Połamawszy pierwszy wziąłem drugi wkrętak. Po trzecim poszedlem
po stalowy zaostrzony pret zbrojeniowy z ktorego pomoca udalos ie w koncu
odgiac zabezpieczenie. Probuje dalej metrową rurką - zero reakcji.
stwierdzilem ze pokretlo i nasadka pracują. Zaczalem szukac do klupienia
klucza pneumatycznego - odpuscilem sobei pomysl po konsultacjach na pms.
Posluchalem sie rady jednego pmsowicza i stwierdzilem ze poluzuje ja jak
kolo bedzie stalo na ziemi. no tak... ale zeby je zalozyc musialem zalozyc
zacisk oraz tarczę. do tego zamontowalem kolo. Po chwili od opuszczenia
mialem juz nakretke zluzowana. Spowrotem auto w gore, demontaz zacisku i
tarczy. zdjalem nakretke piasty i zdjalem piaste z wahacza. Poluzowalem
polos w piascie probujac ja wyjac. zabieram sie za nakretke amortyuzatora -
poza ukreceniem ampula nic nie wskuralem. wkrzylem sie wiec zaczalem
odkrecac kolumne mcphersona. Zabieram sie za pierwsza srube. nie idzie.
Poszedlem po pokretlo 3/4" i rurke:)
poszla. odkrecila sie ta blizej szyby. Zabieram sie za druga z lepszym
humorem. pyk. po obroceniu kilka obrotow sruby, oderwała się od poduszki
amortyzatora nakrętka, przez co proba odkrecenia spelzla na niczym. Po
polgodzinie kombinowania jak wsadzic przez sprezyne klucz i nasadke
odpuscilem sobie... brakowalo mi conbajmniej drugiego czlowieka plus rury:).
wkurzylem sie wiec i polazlem po kątówke. tne tne tne kombinuje jak tu nie
uszkodzic budy. udalo sie! nakretka poszla. a kolumna wypadła. ale nie
sama - pociągnęła ze sobą półoś ktora wypadła ze skrzyni. Polecialo troche
oleju lub smaru a ja wkurzony kolejny raz wyciagnalem polos z piasty i
zabralem kolumne do garazu (naprawiam pod chmurka). Proba wybicia mlotkiem
srub ze zwrotnicy zeby uwolnic amortuzator spelzla na niczym. bijac
zamaszycie niczego nie osiagnalem. Olalem wiec temat majac juz drugi komplet
zwrotnic. przyjrzalme sie sprezynom - zezarte. stwierdzilem ze nie bede
dziadowal i zamowilem nowe sprezyny oraz poduszki amortuzatorow.
zaopatrzylem sie tez w komplet roznych srub o odpowiedniej twardosci(10.9)
widzac jakie sruby mialem zamontowane i w jakiej kondycji byly.
akt4
sruby, poduszki, sprezyny na miejscu. w miedzyczasie czekajac na paczke
oczyscilem zwrotnice i pomalowalem je na ladny zolty kolorek bo akurat mi
zostalo troche takiej farby do nakladania "na rdze". "Wypadniętą" półoś
wziąłem na wymianę osłony przegubu (zmasakrowana byla a przegub jeszcze
dzialal ladnie wiec w odpowiednim momencie zmienilem). 30 minut zajelo mi
probowanie sciagniecia tegoz. po krotkim uzupelnieniu brakow w wiedzy
zaczalem szukac pierscienia zabezpieczajacego ktory po chwili zszedl z
uzyciem szczypiec do segerow. Zalozylem nowa oslone, wyplukalem smar z
przegubu i umylem go w benzynie ekstrakcyjnej i nalozylem smar. amatorsko
zacisnalem opaski i zadowolony z udanego etapu wlozylem polos na miejsce.
zabralem sie za skrecanie nowej kolumny....czegos mi brakuje. okazalo sie ze
musze rozebrac stare kolumny by wyjac pierscien wraz z tuleja dystansowa a
takze metalowy kołnierz trzymający górę sprężyny. cos takiego. naiwnie
myslalem ze poduszka bedzie miala wszystko co potrzebne do zamontowania.
mylilem sie.
Z racji oporów amortuzatora potraktowalem go kątówką - przeciąłem nakrętki
wraz ze srubami i uzywajac jednego z niewielu wkretakow metalowych jakie mi
zostaly cale rozlupalem na dwie czesci. Tuleja jest, podkladka jest,
kolnierz tez...w 2 czesciach.
skorodowany pękł w miejscu wystepowania obciazen. Zalamka.
Po chwili odzyskalem werwe i z podniesiona glowa ruszylem w kierunku drugiej
strony. Skoro i tak musze poczekac na czesci z aso to chociaz przygotuje
sobie druga strone do montazu kolumny.
Przod byl lekko uniesiony na podnosniku ale to bylo za nisko - wzialem
drugi, wyzszy.
podkladam i pompuje obok drugiego.chrup.
zdziwiony patrze na to co wysypalo sie obok podnosnika. opuscilem i zabralem
go - wsadzam glowe a tam dziura. ciekawe. rok temu jak robilem konserwacje
podwozia jej tam nie bylo a podloga od gory(bo zdejmowalem wykladzine) byla
ladna i cala (za wyjatiem jednego miejsca gdziue musialem uderzyc w cos alr
to zabezpieczylem i zalatalem. Okazalo sie ze na spawie zrobila sie szparka.
podnioslem dalej wykladzine a pod wykladzina mokro (mimo ze na wierzchu
sucho a samochod jedynie stoi od 2 tygodni...a upaly byly...). Wkurzylem sie
i podlamalem. Ja tu remontuje punciaka zeby latal jak za dawnych lat i
wymieniam wszytstko na nowki sztuki a tu taki zonk. no coz. zabralem niski
podnosnik i podlozylem w prawidlowym miejscu zabke wysoka i podnioslem
furkę. zabralme sie za sruby amortyuzatora ze swiadomoscia poprzedniego
razu. kręcę rurą i nakretak idzie. dobry znak. odkrecilem, nakretka goraca.
druga strona - leb sruby. kręci sie!
pomachalem o odkrecilem obie sruby ktore z delikatna pomoca mlotka zlazly.
obejrzalem sruby jedne i drugie. te co sie odkrecily to starte oryginaly a
te zapieczone poznalem ze to sruby z lokalnego sklepu metalowego. nijak nie
odporne na korozje. Dlatego sie zapiekly.
Po krotkiej walce kolumna byla w moich rekach bez sciagania polosi,
zwrotnicy czy zabawy z palnikiem.
Rozebralem i wydobylem potrzebne a brakujace elementy. Tu kolnierz juz byl
caly ale widac ze niewiele mu brakuje....
Epilog:
Przyszlo mi zamawiac nowe czesci z aso - kolejny tydzien na podnosnikach...a
tylu jeszcze nie zaczalem robic.
Moje wkurzenie na mechanikow wynika stad ze czego sie nie dotkne w obu
samochodach to znajduje partactwa.
to ktore zmarnowalo mi 3 cale dni zwiazane ze srbami wynikalo z tego ze
cwoki wsadzily kiedys kiedys sruby nie nadajace sie do tego zastosowania,
poza tym za slabe (8.8 a fabryka daje 10.9). Wszystkie sruby nosyly slady
rzeznickich metod odkrecania, zniszczone lby itd. Czego sie nie dotkne to
widze kolejne partactwa. to zreszta bylo dla mnie motywatorem zeby zajac sie
samodzielnie naprawa swoich samochodow. zly jednak jestem bo marnuje przez
ich olewactwo kase i czas. jeszcze zeby to byli najtansi
rzeznicy...pardon...mechanicy. jeden dla przykladu za wymiane pompy oleju w
nowywaym punciaku krzyknal mi wiecej niz ASO :)
Ogolnie nieco zrezygnowany jestem. mnostwo pracy ale i doswiadczen. sporo
kasy mniej. niby tylko amorki i tarcze/klocki mialy byc a skonczylo sie na
gruntownym remoncie zawieszenia i pobocznych naprawach niekoniecznie
rzucajacych sie w oczy uszkodzen. I jeszcze ta podloga. a wiecie gdzie sie
pojawil problem ? w miejscu gdzie kilka razy (bo kilka razy jełopow na tym
przylapalem) lapy podnosnikow posadzili na rancie ktory do tego nie sluzy...
wzmocnienie do podnosnika jest kapenke dalej.......
po zmiazdzeniu blachy zniczony zostaje lakier ochronny i masa bitumiczna.
potem zaczyna sie korozja i voila. Pojade z tym do spawacza ktory wspawa mi
tam zwykla blache - na szczescie nie duze to i od biedy sam katownik by
wystarczyl...moze i tak zrobie.
Przy calosci napraw jakie teraz dokonuje wstawiam sruby albo wzmacniane 10.9
jak fabryka przewiduje w wiekszosci przypadkow zawiechy a w innych miejscach
ze stali nierdzewnej a2 o wytrzymalsoci 70. Dzieki temu wydalem
kilkadziesiat zlotych na sruby nakretki itd ale bede mogl odkrecic w
przyszlosci to bez problemu. tak jak np. kolektor. Podczas naprawy silnika
powywalalem zniszczone szpilki i nakretki i wstawilem nowe miedziujac przy
okazji (nawiasem mowiac nigdy po okrecaniu kolektora przez mechanikow nei
znalazlem grama miedzi przy nim).
Zostawilem szpilki ktore sie samoczynnie nie wykreciuly - nalozylem na nie
nowe nakretki jedynie.
no to se zale powylewalem...
--
---------- sirapacz -------------
Zdeklarowany fiaciarz:)
-
2. Data: 2011-06-11 21:02:06
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: "jarek d." <d...@w...tlen.pl>
Michał Gut wrote:
> walcze juz ze swoim starszym kropasem ze 2 tygodnie albo i lepiej...
>
Dżizas. Mam w puntolocie do wymiany szczęki hamulcowe i linkę ręcznego.
Napisz, że jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę. Pliiiiissss ;P
jarek d.
-
3. Data: 2011-06-11 21:26:50
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: "Hants" <hants@CUT_ITvp.pl>
"Michał Gut" <m...@w...pl> wrote in message
news:it0brf$g62$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
> Moje wkurzenie na mechanikow wynika stad ze czego sie nie dotkne w obu
> samochodach to znajduje partactwa.
To doświadczenie nauczy Cie kultury technicznej ( wnioskuję, ze nie masz
zbyt wielkiego doswiadczenia) i zaprocentuje w przyszlosci. Jesli nie pełnym
garazem narzędzi i częsci - to gigantycznymi oszczędnościami w warsztatach.
Co do szybkiej wymiany osłon półosi - polecam to:
http://www.tinyurl.pl/?FrgzdlOH
-
4. Data: 2011-06-11 21:57:27
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: Michał Gut <m...@w...pl>
> Dżizas. Mam w puntolocie do wymiany szczęki hamulcowe i linkę ręcznego.
> Napisz, że jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę. Pliiiiissss ;P
szczeki i linka to pryszcz powinien byc dla ciebie:)
-
5. Data: 2011-06-11 22:07:14
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: Michał Gut <m...@w...pl>
> To doświadczenie nauczy Cie kultury technicznej ( wnioskuję, ze nie masz
> zbyt wielkiego doswiadczenia) i zaprocentuje w przyszlosci. Jesli nie
> pełnym garazem narzędzi i częsci - to gigantycznymi oszczędnościami w
> warsztatach.
oszczednosci sa zjadane przez budowanie zaplecza. narzedzia,sciagacze,
klucze, 50 metrow wezyka do odpowietrzania hamulcow;) itd.
pozniej to zaprocentuje z pewnoscia. narazie procentuje to tym ze wydalem
tyle co przy wymianie amortyzatorow czy tarcz w warsztacie a bedzie nowe
'pol samochodu'.
a kultury technicznej mnie to nie nauczy - jakies tam podejscie wynika
chocby z faktu bycia amatorem. jak nie mam pewnosci czy kondycja jest
wystarczajaco dobra - wymieniam:)
> Co do szybkiej wymiany osłon półosi - polecam to:
> http://www.tinyurl.pl/?FrgzdlOH
patent ciekawy ale 1) jak na moj gust to moze uszkodzic oslone 2) do
wsadzenia smaru do przegubu wypadaloby umyc ze starego z piachem itd. bez
wyjecia nie da sie:) 3) jak juz wiem jak zdjac przegub to operacja zdjecia
go zajmie mi ok 30 sekund z czego 15 zajmie mi oczysczenie przegubu ze smaru
zeby pierscien zobaczyc:) no i cena:) ja za oslone z opaskami i smarem (i
nawet bylo go za duzo) zaplacilem bodajze 12pln:)
-
6. Data: 2011-06-11 22:07:38
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: "jarek d." <d...@w...tlen.pl>
jarek d.Michał Gut wrote:
>> Dżizas. Mam w puntolocie do wymiany szczęki hamulcowe i linkę
>> ręcznego. Napisz, że jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę.
>> Pliiiiissss ;P
>
> szczeki i linka to pryszcz powinien byc dla ciebie:)
No proszę. Można bezinteresownie poprawić bliźniemu humor przy sobocie
;)
jarek d.
-
7. Data: 2011-06-11 22:12:15
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: Michał Gut <m...@w...pl>
> No proszę. Można bezinteresownie poprawić bliźniemu humor przy sobocie ;)
:)
a ktore szczeki i ile przebiegu na obecnych?
-
8. Data: 2011-06-11 22:14:43
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: "jarek d." <d...@w...tlen.pl>
Michał Gut wrote:
>> No proszę. Można bezinteresownie poprawić bliźniemu humor przy
>> sobocie ;)
>
> :)
> a ktore szczeki i ile przebiegu na obecnych?
Fabryczne, 160 tys.
jarek d.
-
9. Data: 2011-06-11 22:19:56
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: Michał Gut <m...@w...pl>
>> :)
>> a ktore szczeki i ile przebiegu na obecnych?
>
> Fabryczne, 160 tys.
bardziej mi chodzilo o to czy tylne okladziny bebnow czy przednie okladziny
tarcz:)
ale jak 160kkm przejechales to raczej o bebny ci chodzi.
rada:
od razu kup bebny, nowy zestaw montazowy(sprezynki zapinki itd) i wymieniaj
to w kupie.
-
10. Data: 2011-06-11 22:44:28
Temat: Re: mechanicy papraki - historia jednej naprawy w 4 aktach
Od: "jarek d." <d...@w...tlen.pl>
Michał Gut wrote:
>>> :)
>>> a ktore szczeki i ile przebiegu na obecnych?
>>
>> Fabryczne, 160 tys.
>
> bardziej mi chodzilo o to czy tylne okladziny bebnow czy przednie
> okladziny tarcz:)
> ale jak 160kkm przejechales to raczej o bebny ci chodzi.
>
> rada:
> od razu kup bebny, nowy zestaw montazowy(sprezynki zapinki itd) i
> wymieniaj to w kupie.
Zdecydowanie o bębny :)
No weź przestań. Przypominam, że dzisiaj poprawiasz humor przy sobocie
;P
jarek d.