-
31. Data: 2011-09-01 10:54:48
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: g...@p...onet.pl
odnosnie pieniedzy... *
...nie wiem ile to dla roznych osob jest 'malo' ale dla skromnego programisty
np to co placa (przy pracy na male platformy telefony itp) czyli np 3,4, 5 tys
brutto, to nie wiem czy jest 'malo' i nie wiem czy to jest 'inaczej' niz w innych
podbranzach - wydaje mi sie ze wlasnie tyle placa i nie ma specjalnych roznic
(przy pracy przy duzych grach powinni chyba placic wiecej)
co do mnie to w poprzedniej robocie swoim zdaniem zarabialem o ok 800 za
duzo teraz mozliwe ze zarabiam ze 300 za malo ale raczej nie bede startowac
o podwyzke przez jakis czas - choc troszke sie rozbestwilem i okazuje sie ze
teraz utrzymac mi sie za 2 tys zlotych miesiecznie jest trudno ;-)
fir kenobi
* (chcialoby sie powiedziec gdybymz mial tylko takie problemy, (pominawszy
problem zdrowia i mrr , ktora wyglada na to mnie kompletnie zawiodla)
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
-
32. Data: 2011-09-01 10:55:02
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On Sep 1, 10:16 am, "Sarr." <s...@g...pl> wrote:
> On 31-8-2011 22:27, Andrzej Jarzabek wrote:
>
>
>
>
>
>
>
>
>
> > On 31/08/2011 10:02, Przemek O. wrote:
>
> >> Heh, bo gry to inny świat. Obecnie już nie da się (z małymi wyjątkami)
> >> napisać gry samemu i zarobić na niej jakieś pieniądze tak jak to było w
> >> czasach np. Atari XL/XE i C64.
>
> > No ale to samo można powiedzieć o wielu innych dziedzinach
> > oprogramowania, w których programiści jednak zarabiają znacznie lepiej.
>
> >> Chociaż... programista i tak i tak jest prawie na samym dole drabinki
> >> zarobkowej czy czerpania zysków z oprogramowania (zakładając że jest
> >> tzw. najemnym programistą).
>
> > Zależy jaki, gdzie i co umie. Naturalnie na stanowiskach kierowniczych
> > zwykle zarobki są wyższe, ale spośród niekierowniczych stanowisk chyba
> > programiści tak najgorzej nie zarabiają (jeśli mowa o stanowiskach w
> > firmie produkującej oprogramowanie) - w porównaniu powiedzmy do
> > testerów, technical writerów, analityków biznesowych, supportowców,
> > konsultantów i kogo tam jeszcze (nie wiem jak jest naprawdę, zgaduję po
> > tym, co widzę)?
>
> firma produkująca oprogramowanie != firma produkujaca gry komputerowe...
Wydawało mi się, że gry komputerowe są rodzajem oprogramowania, ale to
szczegół. Tak czy inaczej, zrozumiałe "i tak i tak" w zdaniu na górze
jako "czy robi gry komputerowe, czy nie".
> niestety troche to rzeczywiscie wyglada tak, ze szef takiej czy innej
> firmy zaklada, ze pracownicy maja frajde kodujac gierki, wiec o wieksze
> pieniadze sie upominac nie beda...
Ale też chyba raczej ma rację tak zakładając.
> z drugiej strony, gry to bardzo sliski interes - bardzo latwo i slabo
> sprzedany produkt finalny [slabiej niz bylo szacowane] po czym okazuje
> sie, ze trzeba zamknac studio bo wlozone pieniadza nie zwrocily sie... w
> zwiazku z czym minimalizuja wielkosc inwestycji, minimalizujac place...
> bylem swiadkiem upadku kilku firm z tego wlasnie powodu [mialem tez raz
> srednia przyjemnosc znalezc sie w takim zamykanym studiu], wiec z
> biznesowego punktu widzenia ma to troche sensu, ale czy mi sie to jako
> programiscie podoba to juz inna historia...
W każdym interesie jest ryzyko. Jak ktoś pracuje w startupie, to
bierze na siebie to ryzyko, ale też oczekuje kokosów jak interes
wypali. Z drugiej strony jak ktoś pracuje w korpo, która ma gigabaksa
przychodu kwartalnie, to raczej normalne jest, że zarządzanie ryzykiem
to brocha kierownictwa, które też za to ciągnie grube pieniądze.
Smutna prawda jest taka, że jeśli programista gier zarabia mało, to
dlatego, że rynkowa wartość jego pracy jest niska.
-
33. Data: 2011-09-01 10:59:37
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: bartek szurgot <b...@n...spam>
On 09/01/2011 10:44 AM, Andrzej Jarzabek wrote:
> On Sep 1, 8:11 am, bartek szurgot <b...@n...spam> wrote:
>> On 08/31/2011 10:17 PM, Andrzej Jarzabek wrote:
>>
>>> On 31/08/2011 12:46, bartek szurgot wrote:
>>
>>>> ... a po drugie warto porozmawiać z architektami i prawnikami. jak się
>>>> pozna "robienie aplikacji" albo "izbę inżynierską" od kuchni, okazuje
>>>> się że to kliki, do których dostanie się bez znajomości graniczy z
>>>> cudem. wszystko oczywiście w imię "trzymania wysokiego poziomu usług".
>>>> za takie układy ja dziękuję bardzo - postoję...
>>
>>> Znam takich, co nie narzekają.
>>
>> no właśnie sęk w tym, że takie kilki same kontrolują przepływ pieniądza.
>> jak masz "namaszczenie" to za taką samą pracę zarabiasz nawet
>> kilkukrotnie więcej. jak nie masz namaszczenia, to masz pecha i robisz
>> na innych za grosze.
>> w przyrodzie nic nie ginie, tylko przy takim układzie rozkład
>> wynagrodzenia nie odzwierciedla efektów pracy. dlatego niektórzy
>> naprawdę nie mają na co narzekać...
>>
>> jeśli chodzi o mnie zdecydowanie wolę wolny rynek.
>
> Problem jest taki, że w wolnym rynku rokład wynagordzenia (czy
> ogólniej korzyści i strat) też nie odzwierciedla efektów pracy. Jeśli
patrząc na całość zysków i strat z większego przedsięwzięcia niemal
zawsze jest tak jak piszesz. chodziło mi o pracę włożoną indywidualnie,
bo za to (teoretycznie) się płaci wynagrodzenie.
weźmy prosty przykład. załóżmy, że zajmujemy się zbieraniem jabłek.
jeśli idziemy na równych prawach i każdemu zapłaci się za N zebranych
kilogramów to najlepsi zbieracze dostają najwięcej a jak ktoś woli
połowę czasu pracy przesiedzieć pod drzewem z piwem w ręku to i wyniki
będą słabe a więc i płaca mizerna. zasady są jasne.
teraz dodajmy do tego systemu Izbę Zbieraczy Jabłek. od tej pory jabłka
w skupie będą mogły być przyjmowane jedynie od osób namaszczonych przez
IZJ (i.e. posiadających uprawnienia). IZJ nakłada ograniczenia na liczbę
osób, jaka może się tym zajmować "w obawie przed spankiem ceny rynkowej
kilograma jabłek" a ponieważ mam znajomych w IZJ i kilkanaście tysięcy
złotych na wydanie udaje mi się dostać odpowiedni papier. teraz sytuacja
wygląda tak, że zbierać możemy oboje, ale sprzedawać jabłka do skupu
mogę tylko ja, bo Ty nie masz namaszczenia IZJ. co się więc dzieje?
umawiam się z Tobą, że pracujemy razem, ale ponieważ ja mam odpowiednie
pozwolenia odliczam sobie 50% (do niedawna jeszcze) Twojego
wynagrodzenia w skupie. Ty zarabiasz 50%, ja 150% a robimy to samo. w
zasadzie mógłbym pójść o krok dalej i pracować mniej, nadal zarabiając
więcej, niż przed pojawieniem się IZJ.
takie układy prowadzą do różnych patologicznych sytuacji. nadal uważam,
że wolny rynek jest lepszym rozwiązaniem, bo daje możliwość wyboru. w
branży znaczysz coś, jeśli coś umiesz - przecież o to w tym chodzi, żeby
fachowo tworzyć działające systemy.
> np. efektem czyjejś pracy jest 10 milionów dolarów strat, to bardzo
> często nawet jeśli go pozwiesz i kompletnie zbankrutujes (a też nie
> zawsze jest tak, że można konkretną stratę przypisać i udowodnić
> konkretnej osobie), to i tak odzyskasz tylko ułamek poniesionej
> straty.
>
> Instytucje izby zawodowej uzasadnia się takimi właśnie szczególnymi
> sytuacjami, gdzie niekompetentnie wykonana praca może przynieść
> szczególne szkody, i niekiedy też przynosi znaczne straty nie tylko
> osobie kupującej dany produkt czy korzystającym z usługi, ale też
> osobom postronnym.
to o czym piszesz to ubezpieczenia. w wielu dziedzinach życia mamy to
już w standardzie (na przykład OC na pojazdy), kiedy łatwo jest
wyrządzić szkodę, której nie jest się w stanie pokryć lub ściągalność
była marna. być może kiedyś ubezpieczenia będą standardem w IT, ale to
zupełnie osobny temat.
>> jesteś dobry to
>> pracujesz i możesz przebierać w ofertach, nawet jak nie masz studiów
>> ukończonych. jak się nie znasz, to i doktorat w IT nie pomoże. proste -
>> prawda? :)
>
> Akurat masz taką sytuację, że jest bardzo duży popyt na programistów,
> przewyższający podaż. W innych zawodach bywa i tak, że mimo braku
> jakiejkolwiek izby zawodowej możesz być sobie dobry, a pracy w
> zawodzie nie dostaniesz.
oczywiście - jak rynek jest przesycony, to nie ma mocnych. choć osoba
dobra ma większą szansę dostania pracy, to mając 100 kandydatów na
miejsce, szanse nadal są bliskie zeru.
ponownie kłania się wolny rynek - jeśli robisz coś, co nie jest nikomu
potrzebne (lub zapotrzebowanie jest ograniczone), nikt za to nie
zapłaci. w takiej sytuacji wszelkie "izby" mogą już co najwyżej wbić
gwoździa do trumny... a przeciętny pracownik i tak będzie musiał się
przekwalifikować na coś, na co jest popyt.
--
pozdrawiam serdecznie / best regards,
bartek szurgot
/* http://www.baszerr.org */
-
34. Data: 2011-09-01 10:59:45
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On Sep 1, 10:26 am, "Sarr." <s...@g...pl> wrote:
>
> o tobii nie wiem, ale jest wiecej indie projektow, ktore zagwarantowaly
> pojedynczym autorom lub kilkuosobowym zespolom zasluzony rozglos i
> nierzadko calkiem sluszny zysk przy okazji - minecraft, braid, world of
> goo, super meat boy... branza gier komputerowych to nie tylko giganci i
> tytuly AAA, jest tez na szczescie przeciwwaga w postaci tworcow indie,
> ktorzy czesto robia gry za darmo a jesli zarabiaja, to... nikt tak na
> prawde nie wie ile ;]
Wiesz, jestem pewien, że przy każdym takim Halo Cośtam też pracował
przynajmniej jeden programista (w sensie ktoś, kto napisał jakiś kod w
tym projekcie), który zarobił na nim przyzwoite pieniądze.
I tak jak "programiści gier zarabiają słabo" jest prawdą dla dużych
korpo, bo na każdego takiego, co zarobił przyzwoite w tej samej firmie
przypada mnóstwo takich, co zarobili fistaszki, tak samo jest
prawdziwe dla gier indie, bo na każdą dwuosobową firmę, która zrobiła
Tibię czy Minecraft i zarobiła miliony, jest mnóstwo takich
dwuosobowich firm, których właściciele tylko stracili pieniądze i czas.
-
35. Data: 2011-09-01 11:42:23
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Paweł Kierski <n...@p...net>
W dniu 2011-09-01 10:44, Andrzej Jarzabek pisze:
> On Sep 1, 7:47 am, Paweł Kierski<n...@p...net> wrote:
>>
>>>> Celowo pominąłem, podobnie jak deputat na dyskietki i toner. Chciałem
>>>> konsekwentnie trzymać się analogii do jednej branży.
>>
>>> Na DYSKIETKI?
>>
>> A po co komu kilka ton węgla, gdy mieszka w bloku z CO?
>
> Węgiel chyba można sprzedać?
Dyskietki - ZUSowi 8-) Poważniej - o ile pamiętam, to dostają (mogą
dostać) ekwiwalent deputatu w gotówce.
Teraz doszedłem do wniosku, że to powinien być raczej deputat na
licencje programu produkowanego przez firmę.
--
Paweł Kierski
n...@p...net
-
36. Data: 2011-09-01 12:00:18
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Paweł Kierski <n...@p...net>
W dniu 2011-09-01 12:55, Andrzej Jarzabek pisze:
[...]
>>> Zależy jaki, gdzie i co umie. Naturalnie na stanowiskach kierowniczych
>>> zwykle zarobki są wyższe, ale spośród niekierowniczych stanowisk chyba
>>> programiści tak najgorzej nie zarabiają (jeśli mowa o stanowiskach w
>>> firmie produkującej oprogramowanie) - w porównaniu powiedzmy do
>>> testerów, technical writerów, analityków biznesowych, supportowców,
>>> konsultantów i kogo tam jeszcze (nie wiem jak jest naprawdę, zgaduję po
>>> tym, co widzę)?
>>
>> firma produkująca oprogramowanie != firma produkujaca gry komputerowe...
>
> Wydawało mi się, że gry komputerowe są rodzajem oprogramowania, ale to
> szczegół. Tak czy inaczej, zrozumiałe "i tak i tak" w zdaniu na górze
> jako "czy robi gry komputerowe, czy nie".
Gry wg mnie to coś bliższego filmu - oprogramowanie robi tam za prawa
fizyki i techniczną stronę rekwizytorni. Celem nie jest program (np.
engine 3D), ale gra jako całość: również scenariusz, grafika, muzyka,
elementy aktorskie, last but not least - marketing i sprzedaż.
--
Paweł Kierski
n...@p...net
-
37. Data: 2011-09-01 12:05:32
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On Sep 1, 11:59 am, bartek szurgot <b...@n...spam> wrote:
> On 09/01/2011 10:44 AM, Andrzej Jarzabek wrote:
>
> > Problem jest taki, że w wolnym rynku rokład wynagordzenia (czy
> > ogólniej korzyści i strat) też nie odzwierciedla efektów pracy. Jeśli
>
> patrząc na całość zysków i strat z większego przedsięwzięcia niemal
> zawsze jest tak jak piszesz. chodziło mi o pracę włożoną indywidualnie,
> bo za to (teoretycznie) się płaci wynagrodzenie.
No więc właśnie w większych przedsięwzięciach mniej tak jest, bo jak
duża firma narobi szkód na kilka milionów, to tych kilka milionów
przynajmniej czasami można od niej wyprocesować. Problem raczej
właśnie w takiej indywidualnej osobie, której indywidualny błąd może
przynieść gigantyczne straty, typu inżynier popełni błąd i się most
zawali - ktoś może wyprocesować poniesione straty od firmy, która
zbudowała most, ale jak firma pozwie inżyniera, to nawej jak sąd
zasądzi pełne odszkodowanie, to inzynier nie będzie wypłacalny.
> weźmy prosty przykład. załóżmy, że zajmujemy się zbieraniem jabłek.
> jeśli idziemy na równych prawach i każdemu zapłaci się za N zebranych
> kilogramów to najlepsi zbieracze dostają najwięcej a jak ktoś woli
> połowę czasu pracy przesiedzieć pod drzewem z piwem w ręku to i wyniki
> będą słabe a więc i płaca mizerna. zasady są jasne.
> teraz dodajmy do tego systemu Izbę Zbieraczy Jabłek.
No ale też przecież właśnie Izba Zbieraczy Jabłek byłaby oczywistą
bzdurą. Jak chcesz się bawic w takie analogie, to wyobraź sobie, że
jest coś takiego, jak jabłka atomowe, które źle zebrane po kilku
dniach wybuchają i niszczą kilka najbliższych miejscowości. Jeśli
zartrudnisz stu zbieraczy, którzy zbiorą ci N kilogramów jabłek, a
jeden z nich zbierze źle i spowoduje, że twoje Atomowe Sady SA będą
musiały zapłącić odszkodowanie 10 miliardów dolarów, to w jaki sposób
wynagrodzisz czy ukarzesz tego kolesia, żeby było to adekwatne do
efektów jego pracy?
> takie układy prowadzą do różnych patologicznych sytuacji. nadal uważam,
> że wolny rynek jest lepszym rozwiązaniem, bo daje możliwość wyboru. w
> branży znaczysz coś, jeśli coś umiesz - przecież o to w tym chodzi, żeby
> fachowo tworzyć działające systemy.
Przecież z punktu widzenia osoby poniszącej straty wyboru albo nie ma
(bo np. jest tylko jeden most, którym się mogę przeprawić przez rzekę,
nie mam możliwości wybudować sobie drugiego tylko dlatego, że ten
pierwszy był zaprojektowany przez kogos niekompetentnego), albo wybór
jest iluzoryczny, bo osoba wybierająca nie jest w stanie z góry ocenić
kompetencji danego profesjonalisty. Na przykład właśnie dlatego, że
wynajmuje tego profesjonalistę, bo sama się nie zna na temacie (dajmy
na to prawnika).
> > Instytucje izby zawodowej uzasadnia się takimi właśnie szczególnymi
> > sytuacjami, gdzie niekompetentnie wykonana praca może przynieść
> > szczególne szkody, i niekiedy też przynosi znaczne straty nie tylko
> > osobie kupującej dany produkt czy korzystającym z usługi, ale też
> > osobom postronnym.
>
> to o czym piszesz to ubezpieczenia. w wielu dziedzinach życia mamy to
> już w standardzie (na przykład OC na pojazdy), kiedy łatwo jest
> wyrządzić szkodę, której nie jest się w stanie pokryć lub ściągalność
> była marna. być może kiedyś ubezpieczenia będą standardem w IT, ale to
> zupełnie osobny temat.
Ubezpieczenia to osobny temat. PO pierwsze mogą w ogóle nie być
praktyczne: wyobrażasz sobie, że ktoś chciałby ubezpieczyć inżyniera
projektującego mosty od wszystkich finansowych konsekwencji
popełnienia przez niego błędu?
Po drugie są sytuacje, kiedy lepiej (i taniej) zapobiegać niż
naprawiać szkody. Tak jest z medycyną, tak jest ze wszelkimi
sytuacjami gdzie jest zagrożenie zdrowia i życia, tak by było, gdyby
miasto miało nakazywać właścicielom wyburzać już postawione budynki
itd.
Po trzecie czasem jest tak, że dokładna indywidualna odpowiedzialność
nie daje się łatwo określić, więc nie da się wyprocesować poniesionych
strat. Dla przykładu, żeby wyabstrahować od konkretnego problemu izb
zawodowych, możliwe jest oszacowanie, że np. dane miasto traci 5
miliardów dolarów rocznie z powodu wysokiej przestępczości. Można
powiedzieć, że odpowiedzialność za tę przestępczość ponoszą łącznie
sami przestępcy, skorumpowani czy niekompetnentni policjanci, różni
urzędnicy odpowiadający za ten stan rzeczy i tak dalej. Każdy z nich
jakoś tam się przyczynia do tych 5 milardów, ale nie da się przecież
wziąć danego np. niekompetentnego policjanta i powiedzieć, ile
konkretnie on sam strat powoduje.
Podobnie będzie np. z architekturą: jeśli miasto źle wygląda, to
ponosi z tego powodu konkretne wysokie straty. Ale nie da się przecież
wziąć jednego konkretnego budynku i powiedzieć, że przez to, że z
powodu, że ten akurat budynek wygląda źle, to straty wynoszą milion i
to jest jego udział w ogóle strat ponoszonych przez to, że wszystkie
budynki źle wyglądają.
Czwarty argument jest taki: naprawdę uważasz, że w sytuacji
obowiązkowego OC nie pojawiłoby się coś takiego, że ubezpieczyciel i
tak będzie wymagał odpowiedniego wykształcenia, przynależności do
odpowiedniego stowarzyszenia i odpowiedniej certyfikacji? W
szczególności w sytuacji takiej, w jakiej się tworzy izby, czyli tam,
gdzie niekompetentne działanie pracownika może spowodować znaczne
straty, a ubezpieczalnia musiałaby w takiej sytuacji całość tych strat
pokryć w ramach OC? Czyli miałbyś i tak to, co masz, plus sporą stawkę
ubezpieczeniową, której koszta cześćiowo byłyby ponoszone przez
ubezpieczanych profesjonalistów, a częściowo przerzucane na klientów.
I w końcu też przy obowiązkowym OC masz taką samą zaporę cenową jak
przy izbach zawodowych, bo nikt, jakkolwiek by nie był zdesperowany,
nie wykona pracy za kwotę, która o ileśtam nie przewyższa składki
ubezpieczeniowej.
> > Akurat masz taką sytuację, że jest bardzo duży popyt na programistów,
> > przewyższający podaż. W innych zawodach bywa i tak, że mimo braku
> > jakiejkolwiek izby zawodowej możesz być sobie dobry, a pracy w
> > zawodzie nie dostaniesz.
>
> oczywiście - jak rynek jest przesycony, to nie ma mocnych. choć osoba
> dobra ma większą szansę dostania pracy, to mając 100 kandydatów na
> miejsce, szanse nadal są bliskie zeru.
> ponownie kłania się wolny rynek - jeśli robisz coś, co nie jest nikomu
> potrzebne (lub zapotrzebowanie jest ograniczone), nikt za to nie
> zapłaci. w takiej sytuacji wszelkie "izby" mogą już co najwyżej wbić
> gwoździa do trumny... a przeciętny pracownik i tak będzie musiał się
> przekwalifikować na coś, na co jest popyt.
Po pierwsze nie mówimy o sytuacji, gdzie "nikomu nie jest potrzebne" i
"nikt nie zapłaci", tylko o sytuacji, gdzie podaż przekracza popyt. Po
drugie mówimy o profesjach, w których zdobycie odpowiednich
kwalifikacji trwa wiele lat. Jeśli np. w roku 2000 masz sytuację,
gdzie nie ma nadmiernej podaży przedstawicieli danej profesji, w
związku z czym mając odpowiednie kwalifikacje można łatwo znaleźć
intratne zajęcie, to może być tak, że w tym roku 2000 bardzo dużo osób
zacznie się do tej profesji przyuczać. Tę samą sytuacje będziesz miał
w roku 2001 i kolejnych, aż do powiedzmy roku 2005, gdzie ci, którzy
zaczęli się uczyć w 2000 zdobędą pierwszy stopień kwalifikacji i
zaczną wchodzic na rynek pracy. W kolejnych latach sytuacja będzie się
coraz bardziej pogarszać - i to zarówno dla tych, którzy zaczynali się
szkolić od droku 2000 wzwyż, jak i dla tych, którzy tę profesję
praktykowali już wcześniej. W związku z tym masz masę ludzi, którzy
poświęcili pięć i więcej lat swego życia na nauke czegoś, co jest im
kompletnie nieprzydatne, a teraz muszą się "przekwalifikować" na
kasowego w supermarkecie, bo nie stać ich, żeby poświęcić kolejnych
kilka lat na naukę czegoś innego.
> --
> pozdrawiam serdecznie / best regards,
> bartek szurgot
> /*http://www.baszerr.org*/
-
38. Data: 2011-09-01 12:11:17
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Mariusz Kruk <M...@e...eu.org>
epsilon$ while read LINE; do echo \>"$LINE"; done < "Andrzej Jarzabek"
>> > Problem jest taki, że w wolnym rynku rokład wynagordzenia (czy
>> > ogólniej korzyści i strat) też nie odzwierciedla efektów pracy. Jeśli
>> patrząc na całość zysków i strat z większego przedsięwzięcia niemal
>> zawsze jest tak jak piszesz. chodziło mi o pracę włożoną indywidualnie,
>> bo za to (teoretycznie) się płaci wynagrodzenie.
>No więc właśnie w większych przedsięwzięciach mniej tak jest, bo jak
>duża firma narobi szkód na kilka milionów, to tych kilka milionów
>przynajmniej czasami można od niej wyprocesować. Problem raczej
>właśnie w takiej indywidualnej osobie, której indywidualny błąd może
>przynieść gigantyczne straty, typu inżynier popełni błąd i się most
>zawali - ktoś może wyprocesować poniesione straty od firmy, która
>zbudowała most, ale jak firma pozwie inżyniera, to nawej jak sąd
>zasądzi pełne odszkodowanie, to inzynier nie będzie wypłacalny.
Słyszałeś kiedyś np. o ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej?
--
\------------------------/
| K...@e...eu.org | http://www.nieruchomosci.pl/mieszkanie,14137471
| http://epsilon.eu.org/ |
/------------------------\
-
39. Data: 2011-09-01 12:37:42
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On Sep 1, 1:11 pm, Mariusz Kruk <M...@e...eu.org> wrote:
> epsilon$ while read LINE; do echo \>"$LINE"; done < "Andrzej Jarzabek"
>
> >zbudowała most, ale jak firma pozwie inżyniera, to nawej jak sąd
> >zasądzi pełne odszkodowanie, to inzynier nie będzie wypłacalny.
>
> Słyszałeś kiedyś np. o ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej?
Jakbyś przeczytał dalej, to bys wiedział.
-
40. Data: 2011-09-01 12:40:57
Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>
On Sep 1, 1:00 pm, Paweł Kierski <n...@p...net> wrote:
> W dniu 2011-09-01 12:55, Andrzej Jarzabek pisze:
> [...]
>
> >>> Zależy jaki, gdzie i co umie. Naturalnie na stanowiskach kierowniczych
> >>> zwykle zarobki są wyższe, ale spośród niekierowniczych stanowisk chyba
> >>> programiści tak najgorzej nie zarabiają (jeśli mowa o stanowiskach w
> >>> firmie produkującej oprogramowanie) - w porównaniu powiedzmy do
> >>> testerów, technical writerów, analityków biznesowych, supportowców,
> >>> konsultantów i kogo tam jeszcze (nie wiem jak jest naprawdę, zgaduję po
> >>> tym, co widzę)?
>
> >> firma produkująca oprogramowanie != firma produkujaca gry komputerowe...
>
> > Wydawało mi się, że gry komputerowe są rodzajem oprogramowania, ale to
> > szczegół. Tak czy inaczej, zrozumiałe "i tak i tak" w zdaniu na górze
> > jako "czy robi gry komputerowe, czy nie".
>
> Gry wg mnie to coś bliższego filmu - oprogramowanie robi tam za prawa
> fizyki i techniczną stronę rekwizytorni. Celem nie jest program (np.
> engine 3D), ale gra jako całość: również scenariusz, grafika, muzyka,
> elementy aktorskie, last but not least - marketing i sprzedaż.
To niczym się pod interesującym naz względem nie różni od większości
pozostałego oprogramowania, gdzie celem kodu (GUI, server) jest
prezentacja i umożliwienie interakcji z jakims kontentem (np. logiką
biznesową), która tworzy ktoś inny, niż programista.
Marketing i sprzedaż to jest nawet nie tylko przy innych programach,
ale też w zasadzie przy wszystkich produktach, które są produkowane na
sprzedaż.