-
1. Data: 2015-08-21 08:42:26
Temat: Straszne historie II
Od: Zmrogg <g...@g...com>
.....
.....Straszne historie II
.....--------------------
.....
.....
.....No wiec opowiadalismy sobie ze Scottem straszne historie. Najpierw on uslyszal
te przeznaczona dla niego, a potem sam opowiedzial swoja, ktora zapewne uznal za
najlepsza z sobie znanych. Naturalnie, obie byly calkowicie prawdziwe.
.....
.....
.....
.....Bylo tak:
.....Poszlismy tamtego dnia w gory. Siapilo i wial wiatr a mgla siadala czlowiekowi
na plecach jak powolnie uparty wodospad, albo dyskretnie przyjacielska betoniarka. W
lesie dalo sie jeszcze wytrzymac, choc grzezlismy w blocie po wylogi, powyzej jednak
deszcz z pionowego stal sie poziomy, a niekiedy nawet poruszal sie zakosami aby tylko
wcisnac pare litrow w nozdrza czy do ucha. Mimo wyjscia na otwarta przestrzen
mielismy denerwujaco zgodne odczucie ze widocznosc miast wzrosnac raczej zmalala.
.....Szlismy jednak uparcie przed siebie, bo bylismy twardzi i bylo nas pieciu
chlopa, a poza tym nikt z nas jeszcze na serio nie myslal ze kiedykolwiek bedzie mial
az dwadziescia lat. Noslismy ze soba finki i sypialismy na kanadyjkach; na kazda
przeciwnosc zywiolow wystarczaly nam regulaminowe sztuce i nawoskowana swieca
palatka. Chlebak, jak sam nazwa wskazuje, sluzyl do magazynowania pancernika typu
tyrol, zdatnego rownie dobrze do zaspokojenia glodu jak i do zaimpregnowania
wojskowych butow. Do tego jajko na twardo i trzy zapalki. Na wszelki wypadek mielismy
ze soba nawet rogatywki - w tamtych czasach mlokos w rogatywce mogl niekiedy liczyc
jesli nie na darmowy nocleg to w kazdym razie na immunitet od janosikow szczujacych
ceprow gawrylem. Rzadko tez wtedy suto za nim kamulcami.
.....Szlismy wiec, piec Czerwonych Kapturkow w kolorze mokrego khaki, dzielnie nie
dajac sie grawitacji ani dynamicznej mechanice plynow w jaka gorska pogoda zamienia
sie jak tylko spuszczaja ja z oka panowie fotografowie od robienia pocztowek.
Poniewaz mielismy mape, kopas oraz zegarek ze wskazowkami do znajdowania polnocy
wzgledem slonca, nie bylo powodu watpic ze tam gdzie zechcemy dotrzec dotrzemy o
czasie i bez zmylki. Dla lepszej asekuracji taszczylismy specjalnie atestowane
skautowskie laski-z-nacieciami (patrz: wzor-konspekt, strona czternascie). W
ewentualnej ostatecznosci umielismy tez zauwazac po ktorej stronie pni mech jest
gestszy a po ktorej mrowiska bywaja stromsze.
.....Slowem, nic nie moglo nas zaskoczyc.
.....
.....Do tego momentu Scott wszystko rozumial.
.....W ogole Scott rozumie wiele; potrafi nawet zrozumiec kilka prostych zwrotow po
polsku. Onegdaj wyrazil byl opinie ze pomiedzy polskim a walijskim nie ma istotnych
roznic, oba jezyli skladaja sie bowiem z tak samo calkowicie niewymawialnych slow
polaczonych przy pomocy identycznej gramatyki zlozonej wylacznie z wyjatkow od
reguly.
.....Spokoj ducha zmacila mu jednynie kwestia czy bylismy ubezpieczeni i czy mielismy
GPSa. Bylismy? Ktoz to mogl wiedziec? Swiat z pewnoscia nie cierpial wtedy na
niedostatek maleszkow ubezpieczajacych sie teraz nawzajem. Bezpieczenstwo bylo w
ogole wszechobecne i niejeden mu sluzyl. Moze byl jakis taki takze i wsrod nas? A
GPS? W tamtych czasach bywaly GSy, to na pewno. Bywaly tez OSP, ZMP, ZMS, WKU, OHP,
ZHP, ZHR i ZHP-1918. Tubylec demoluda umial sie w tym jednak orientowac; swiat byl
prosty i podstepny, a my bylismy mlodzi i doswiadczeni.
.....Swiat Scotta wyglada dokladnie na odwrot, choc on sam jest poniekad wlasnie
taki, jakimi my bylismy wtedy.
.....
.....Kiedy zaczelo zmierzchac stwierdzilismy, ze juz na pewno bylismy tam, gdzie
mielismy byc i z czystym sumieniem mozemy wracac. Byla to dojrzala, meska decyzja, bo
bylismy takze mezczyznami - przynajmniej bylo juz nimi dwoch albo trzech z nas, o
czym jeden albo dwu od czasu do czasu nie omieszkalo od niechcenia rzucic jakiejs
aluzji.
.....Wczesniej na szlaku minelismy mozolnie pnaca sie pare z plecakami, jakby
studentow albo jakis innych hipisow w cywilu, dromadery po prostu jak ich
nazywalismy, i zaraz dla lepszego efektu wyprzedzilismy ich lekko, sarnim krokiem
skaczac z kamienia na kamien i pilnujac sie zeby przy tym oddychac wylacznie przez
nos. Ten czy ow nawet pogwizdywal, jak dobrze mu zdobywac gory i mloda piersia deptac
wiatr. Bylismy silne chopy: zastep 'Z-gor-my-syny' podczas, ot, zwyczajnej,
niespiesznej poobiedniej wspinaczki dla rozprostowania kosci przed wieczorna zaprawa.
Elitarny legion uchwycony przy rekreacyjnym przemarszu w pelnych zbrojach przez
doline Ezdrelonu w samym srodku lata. Squad Ghurkow dla zabawy truchtem wnoszacych
haubice na zbocze Everestu. Kokosz i Lamignat zartobliwie przerzucajacy sie
podrecznym kufrem podroznym ksieznej Lubawy.
.....Sto albo dwiescie metrow dalej stalismy juz kolkiem nad popluta ziemia,
pozginani w pol w wysilu polykania z powrotem pluc, ktore dudnily w uszach i walily
potem spot bujnych czupryn. Nie bylo to wtedy jeszcze doswiadczenie szczegolnie
czeste i ciagle wzbudzalo w nas zdziwienie raczej niz irytacje. Bylismy mlodzi...
.....W owym to kolku naradzilismy sie, ze juz zrobilismy co trzeba. Tak czy owak z
tego Muncula, najwyzszego z okolicznych podzielonych przez dziesiec
osmiotysiecznikow, przy tej pogodzie nie zobaczymy niczego ciekawego. Szarzalo w
tempie niemal zauwazalnym; niewidoczna przez chmury sloneczna zarowka wypalala sie z
glosnym bebnieniem mokrego wiatru o brezent. Poza tym, powiedzielsmy sobie, kto w tym
cmoku nam zareczy ze juz nie jestesmy na szczycie? Nieprzetarty szlak zostal
przetarty, polonine mielismy odfajkowana. Moglismy wracac.
.....Wracalismy, rzecz prosta, na skroty.
.....Zeszlismy z hal w jakims zupelnie innym miejscu, przebieglismy las, teraz juz
ublocony do polowy pni, minelismy - byc moze a moze i nie - miejsce gdzie dromadery
dalej parly ku swej oazie PTTK i przy nietoperzowym wzroku obytych z dzicza dzieci
knieji znalezlismy sie nagle na coraz bardziej stromiejacym i coraz bardziej
nieznajomym osypisku.
.....To takze jeszcze nie moglo nas zatrzymac; aby zawrocic musielibysmy sie teraz
wspinac, w tym punkcie pierwotnie nieomylny instynk podpowiadal dokladnie to samo co
zakazony przez cywilizacje konformizm. Stukalismy wiec po glazach naszymi
skautowskimi laskami, trzymajac sie szarego pod nogami, gdy w obu stron zblizalo sie
coraz ciemniejsze i coraz glebsze czarne. W koncu poruszalismy sie gesiego: czujnie i
fachowo, ale tak, by nikt kto by nas spotkal nie odniosl wrazenia, ze ma przed soba
cokolwiek poza niczym niezmacona rutyna. Gwizdalismy sobie nawet, ze fajna ferajna
nas tam szla: Jim, Pat O'Kinach, Szpunt i ja. Zreszta rzeczywiscie tak bylo - badz co
badz tworzylismy wlasnie historie.
.....Gdy grzbiet, po ktorych szlismy zwezil sie do szerokosci jednopasmowej drogi,
mgla po obu jego stronach zgestniala tak, ze bylo ja widac nawet w zupelnej
ciemnosci. Nie przebijalo przez nia zadne swiatlo z doliny, zarzadzone w niebie
zaciemnienie rowniez skrzetnie ukrywalo krytyczne w takich sytuacjach polozenie
Tylnej Osi Wielkiego Wozu.
.....Potem droga zamienila sie w sciezke, posuwalismy sie jak procesja zmoklych
kocurow, ktorym pomylily sie dachy. Wkrotce i to jednak stalo sie niemozliwe;
siedzielismy wiec po kowbojsku na skalnej grani, przecierajac - teraz juz zupelnie
doslownie - wlasnym krokiem nieprzetarte dotad szlaki. Sliski od wilgoci konski
grzbiet ciagnal sie uparcie dalej, w dol i w dol co prawda, ale wciaz bez oznak
jakiegos rychlego finalu. I gdy juz zaczelismy - wciaz zartami - prorokowac, ze
przyjdzie nam sie tak poslizgac na dupach az do samego obozu, skalny grzebien urwal
sie przed nami; przepasc, towarzyszaca nam dotad na flankach, zaszla nas od przodu. Z
tylu mielismy wciaz Muncul, zapraszajacy jak spietrzony pod stratosfere stos mokrych
zletek. Bylismy otoczeni.
.....
.....Gdy dwadziescia lat pozniej i po drugiej stronie planety cos calkiem podobnego
przydazylo sie Scottowi nie musial sie przynajmniej obawiac ze wpadnie w otchlan.
.....Nie potrzebowal w nic wpadac - otchlan rozciagala sie wszedzie wokolo, cieta
nozem przez krajobraz idealnie pozioma linia horyzontu, ktorej ledwo sie domyslal po
tym jak zupelnie znikla o zmierzchu. W kazdym kierunku zapraszala go wolna i przez
nic szczegolnego nie zajmowana przestrzen; moglby po niej lazic do konca zycia nie
napotkawszy zywego ducha. Do konca zycia czyli niezbyt dlugo - najwyzej do poludnia
nastepnego dnia.
.....W przeciwienstwie do nas osunac sie mogl co najwyzej na ziemie. Byc moze za
jakis - blizej niesprecyzowany - czas ktos znalazby go pod wystajacymi nad widnokrag
groteskowo szerokimi ramionami motocyklowej kierownicy.
.....
.....Siedzielismy wiec okrakiem, gesiego na tektonicznej grzedzie i rzucali w dol
znalezionymi w szczeliach kamyczkami. Starym indianskim sposobem, na podstawie czasu
uslyszenia echa i znajomosci stalej G do osmego miejsca po przecinku, szacowalismy
jak bardzo jest zle. Z powodu braku danych szacunki wisialy w prozni. Ten z nas,
ktory siedzial na samym przedzie, na migi pokazywal ze nic nie widzi. Ten, co
siedzial na samym tyle, informowal szeptem, ze nic nie slyszy. Pozostali zatopili sie
w rozwazaniach.
.....W obozie musialo juz byc po capstrzyku. Dzienna warta zdala juz na pewno troske
nad interesem warcie nocnej. Ta, jak zwykle, zaczela swoj obchod od namiotu
sanitarnego, ustawionego w wygodnie rownej odleglosci pomiedzy podobozem meskim i
zenskim. Szesc sanitarnych kanadyjek czekajacych na wypadek gdyby jakis nieszczesnik
dostal czerwonki i musial byc doraznie odizolowany od reszty spoleczenstwa, wciaz
wygladalo wzorcowo - dopiero nad ranem ktos znow bedzie musial z powrotem je
zascielic aby robiaca z kolei dzienny obchod obozowa pigula nie spelnila swej grozby,
ze w koncu usunie stamtad wszystkie koce. Zaspany i Pobozny, dwoch magazynierow ze
sklonnoscia do chomikowania, odwieszalo na stojaki zdane przed kolacja toporki i
saperki, przegladalo swa kolekcje sloikow z probkami zywnosci dla Sanepidu albo z
plastikowych wiaderek pelnych ryzu na nastepny dzien zdrapywalo fabrycznie wytloczone
napisy, ze wyrob nie jest przeznaczony do kontaktu z produktami spozywczymi. Zastep
dyzurny konczyl ukladanie watry, ktos kto mial pecha konczyl nad strumieniem
szorowanie piaskiem jakiegos wyjatkowo opornego gara. Przy herbacie trzymanej nad
fajerka by zbyt szybko nie wystygla, szef jutrzejszej ekipy kuchennej gaworzyl z
szefowa ekipy wczorajszej. W polowym piecu dopalal sie pieniek do rabania drewna,
ktorego w zapale rabania ktos zrabal takze. Kwatermistrz szacowal pozyskane okazyjnie
w pobliskim tartaku deski; przeliczal je sobie na dlugosc pomostu kapielowego do
wzniesienia nazajutrz. Komendant parkowal przyciagnieta starozytnym muskelem cysterne
z woda pitna; kalkulowal ile jeszcze bedzie potrzebowac rozklepywanego na kwalku
szyny stalowego drutu do chalupniczej produkcji czesci zamiennych aby utrzymac w
stanie uzywalnosci swego lunochoda z demobilu. Ow wspanialy pojazd spalal prawie tyle
ile sam wazyl, w calosci zas wart byl mniej wiecej tyle ile kosztowaly specjalnie
dlan zakupione w GSie nowe wycieraczki od stara.
.....Obozny przedmuchiwal sobie gwizdek, utalentowani stroili sobie gitary na
ognisko, a nieutalentowani ze swego stojaka na skarpetki wybierali dwie stosunkowo
najmniej wilgotne sztuki i moca dzierzonej przez siebie wladzy czynili je para.
.....
.....Czy w Polsce sa dzikie zwierzeta? To znaczy takie dzikie i niebezpieczne,
aktywne noca i wloczace sie po odludziu by tam napadac zapoznionych wedrowcow? Nie.
Raczej nie. Owszem: dziki, wilki i niedzwiedzie, ale z niebezpiecznych zwierzat to
tylko goralskie psy. Coz by jednak mialy robic o tej porze tak daleko od swoich
lancuchow? A jak jest w Australii?
.....W Australii, jesli kto nie zasnie na ziemi i nie przytuli sie don tajpan czy
mulga, albo tez nie obleza go piaskowe pchly, najniebezpieczniejszym stworzeniem jest
pewien zuk wielkosci pileczki pingpongowej. Jego pancerz wykonany jest wedle
najlepszej owadziej technologii zbrojeniowej, on sam zas ma szczegolna sklonnosc do
latania bez swiatel pozycyjnych.
.....Jest w zasadzie bez roznicy czy ktos by nim do ciebie strzelil z dubeltowki czy
sam na takiego zuka wpadniesz z podrozna predkoscia siedemdziesieciu czy
osiemdziesieciu mil na godzine. Dlatego po zmierzchu jezdzi sie w kasku z przylbica i
w grubej skorzanej kurtce, obojetnie jak byloby goraco. Warto tez miec ze soba
skrobaczke do lodu i plyn do mycia naczyn. Na wszystkich pustynnych stacjach
benzynowych skrobaczka do lodu jest zelaznym elementem wyposazenia.
.....
.....Dosc szybko uporalismy sie z wydlubaniem wszystkich ruchomych kawalkow skaly i
wyslaniem ich na zwiady za krawedz klifu - raz po jednej, raz po drugiej stronie, a
raz wprost przed siebie. Nasluchiwalismy, ale zaden zwiadowca nie odeslal zadnych
meldunkow. Czulismy sie po trochu jak pionierzy na przyladku Canaveral gdy dopiero
dwudziesta czy dwudziesta pierwsza z kolei rakieta odpowiedziala po starcie na sygnal
z centrum dowodzenia - a po trochu jak z wolna kostniejacy z zimna i sami sobie za
wszystko winni idioci.
.....Ten z nas, ktory siedzial ostatni, siegal coraz dalej za siebie, w koncu
podniosl sie i wdrapal kawalek po nowy kamien. Stoczyl go nad naszymi glowami, za co
otrzymal stosowna porcje kuksancow, ale nic ponad to - szczekalismy juz zebami,
klatwy nie brzmialy wiec przekonujaco. Glaz zas bezszmerowo chlupnal w mgle i znow
przez jakis czas staralismy sie nie oddychac i zbyt glosno nie smarkac.
.....Nasz zegarek ze wskazowkami do znajdywania polnocy wedle slonca, bez slonca
znalazl tymczasem polnoc i obwiescil ja cichym brzeczeniem. Nakrecilismy na powrot
brzeczyk, ustawili alarm na godzine do przodu, podciagneli sztuce nad kolana, wsuneli
dlonie i szyje w palatki i zajeli sie przeczekiwaniem.
.....To rowniez byla meska decyzja, tym powazniejsza ze podjeta wlasciwie bez slow,
jednomyslnie i w pelni swiadomie, ze bylo w naszej mocy postanowic inaczej, ale my,
mezczyzni, wybralismy opcje wlasnie te, a nie zadna inna. Jakkolwiek faktycznych
mezczyzn bylo wsrod nas tylko dwu trzy trzech a pozostali dwaj lub trzej takze i tej
nocy musieli jeszcze na ten moment poczekac, wszyscy rozumielismy, ze trafila nam sie
oto inicjacja bynajmniej nie gorsza niz prozaiczne z tej perspektywy kanadyjki
namiotu sanitarnego. Proba, gdy juz jej sprostamy, uczyni nas daleko bardziej
doswiadczonymi. Lekcja bedzie po spartansku niewygodna, niepokojaca nawet i moze
cokolwiek ryzykowna, ale to wlasnie doda jej waloru gdy juz ja bedziemy miec za soba.
Za kilka godzin przeistoczymy sie w dojzalych i godnych podziwu, jako ci co sobie
poradzili - nie tylko wyszli obronna reka, ale jeszcze wyniesli z tego przezycia
mrozace krew opowiesci, ktore natychmiast i samoczynnie uczynia wszystkich innych
naszymi sluchaczami.
.....Bylismy w wieku, w ktorym ciagle jeszcze niesie sie ze soba wiecej oczekiwan niz
wspomnien. Te pierwsze nie maja szczegolnej wartosci skoro sa powszechne, te drugie
zas nie maja ceny i zdobywanie ich jest kwinesencja tego kim wowczas bylismy. Tak
wlasnie jest zanim sie przejdzie przez conradowska smuge cienia.
.....Czekalismy wiec, sztywniejac i nasiakajac, kolejno i na zmiane zapadajac w
letarg lub wyrywajac sie zen by po chwili wypelnionej dreszczami znow przydrzemac.
Zegarek do znajdowania polnocy odliczal kolejne godziny, mgla przelewala sie wokol,
mokrymi dlonmi przyklepujac ubrania do skory, a atmosfera milczkiem skapywala nam z
bujnych jeszcze wtedy grzywek i jeden po drugim metodycznie podkradala dodatnie
stopnie Celsjusza. Temu i owemu z bardziej oczytanych (a i tacy wsrod nas byli)
przychodzila na mysl ta scena, kiedy to Giliat, po zuzyciu do zapychania szpar w
tonacej krypie wszystkiego co tylko mial pod reka, w koncu poswiecil na to takze i
wlasne ubranie, a potem dygoczac z zimna i wyczerpania czekal az zrobi sie na tyle
jasno by moc sie przekonac czy to cokolwiek pomoglo i czy jest uratowany czy nie.
.....Czekalismy wiec i my, - meznielismy i dojzewalismy do naszych przyszlych
krzyzow, nerek i korzonkow.
.....
.....Scott mial dziewczyne w sasiednim miescie - sasiednim wedle pojecia tubylcow,
czyli oddalonym o dystans nie wmagajacy przy podrozy planowania noclegu. Warunkiem
jednak bylo wyruszenie w droge w miare wczesnie, najlepiej nie pozniej niz o brzasku,
on zas musial czekac az okregowa druzyna celebrytow od koszykowki znajdzie dla niego
czas na przyobiecany wywiad. Wlasciciel lokalnej gazety pozwalal w ten sposob
dorabiac Scottowi do czesnego za koledz, sprawy nie dalo sie wiec odpuscic ani
przelozyc na nastepny raz. Zreszta honorarium za te tysiac dwiescie slow zostalo juz
w zasadzie wydane, trzeba je tylko bylo zawiezc na znajoma stacje benzynowa gdzie
zatankowany, napompowany, nasmarowany i nawet lekko przelecony szmata czoper juz
czekal. Wszystko bylo gotowe i skonczyloby sie dobrze, ale hasselhoffy sie spoznialy;
kiedy w koncu udalo sie ich odfajkowac minelo poludnie.
.....Scott tez juz wtedy byl mezczyzna, podjal wiec meska decyzje ze likend nie musi
sie przeciez konczyc w niedziele wieczorem; jesli skonczy sie w poniedzialek rano
nikomu korona z glowy nie spadnie. Po prostu on, Scott, wroci z niego trochu pozniej.
Takze szybko minal napotkane po drodze dromadery - w jego przypadku byly to dlugie
jak pociagi ciezarowki ze stadami owiec - z fasonem i rutyna zlamal kilka mniej
istotnych przepisow drogowych, po czym tuz za rogatkami odkrecil przepustnice do
oporu.
.....Mial przy sobie karte kredytowa, odswiezacz do ust, zapasowa bielizna,
elektryczna maszynke do golenia i pol butelki tonicu. Zalozyl specjalnie na te okazje
zakupiona biala koszule z dlugim kolnierzem, ktory lopotal mu wokol szyi jako wyraz
niewymuszonej i spontanicznej elegancji, oraz kowbojskie kamasze podkreslajace meski
charakter ich wlasciciela. Ekwipunku dopelnial sygnet - Scott wciaz go ma i czasami
nosi - z glowka weza. Zgodnie z maniera sytacji, pilnowal sie aby jego twarz nie
wyrazala niczego poza obojetna nieobecnoscia. Przemykal przez szybko rzedniejacy ruch
uliczny z wyniosloscia aniola, ktorego mysli bytuja w eterze. Byl izirajderem, co
podaza za swym sercem. Jednym ze 'Szczurow pustyni', od niechcenia przepedzajacych
Niemcow spod Tobruku. Mad Maxem w drodze na postapokaliptyczny mecz czaszkopilki
nozno-recznej z udzialem Rutgera Hauera i malej Joan Chen.
.....Pierwszych kilka zamiejskich stacji benzynowych - tych odizolowanych placowek
cywilizacji w czerwonym morzu spalonej ziemi - minal nawet nie zwalniajac. Klebili
sie tam miastowi w gigantycznych rodzinnych terenowkach z klimatyzacja; kupowali
filtr przeciwsloneczny albo wodna poduszke przeciw hemoroidom. Zbyt byli tym
zaprzatnieci by zauwazyc, ze po kazdych dziesieciu milach od terenow zamieszkanych
cena paliwa wzrasta o trzy dolary na galonie.
.....Jechal przez Nowa Poludniowa Walie, kraine procz nazwy zupelnie niepodobna do
Walii starej i polnocnej, skad w mlodosci - w momencie entuzjazmu lub biedy -
przybyli jego rodzice, zacheceni przez Jerzego VI subwencja dla nowych osadnikow
podupadajacego imperium. Dziadkowie nie dali sie jednak skusic, byli nawet uprzejmi
zostawic po sobie niejaki spadek w postaci niezbyt zapuszczonej nieruchomosci zwanej
domem, w zwiazku z czym Scott mogl pozniej, po uplywie niecalego pokolenia, powrocic
do rodzinnej celtyckiej Cymrii (nie mylic z Cymmeria).
.....Nim to jednak nastapilo byl wciaz poczatkujacym studentem z wizja zyciowej
kariery w okolicach zostania poczatkujacym dziennikarzem; na to konto hodowal sobie
aparycje Krisa Kristoffersona i, dla dopelnienia obrazu, ujezdzal przerobiony
motocykl o przednim widelcu dluzszym niz cala reszta ramy i tylnej oponie szerszej od
jego wlasnej klatki piersiowej.
.....
.....Czy w Austalii mozna posiadac bron palna? Nie zeby od razu armate ale tak cos
zwyklego raczej, tylko dla wlasnego spokoju przy tych wszystkich nisko przelatulacych
kangurach i obsrywajacych otoczenie koalach?
.....Jasne ze mozna. Czemu by miano nie moc? Trzeba tylko sie wykazac dochodami ktore
daja nadzieje na pokrycie ewentualnych szkod - to jedyny warunek stawiany przez
szeryfa. Jakich szkod? W sensie zbitej szyby albo czegos w tym rodzaju? Nie, raczej w
sensie oplacenia czyjegos pobytu w szpitalu, wraz z kosztami niezbednych operacji
wlacznie. Z grona rewolwerowcow w zasadzie wyklucza to wszystkich, za ktorych - jak
wtedy za Scotta - wiekszosc rachunkow wciaz uiszczaja rodzice. Byc moze jest to takze
powod dla ktorego morderstwa wsrod mordercow ponizej pietnastego roku zycia zdarzaja
sie nie czesciej niz w jakiejkolwiek innej grupie wiekowej.
.....
.....Scott gnal w kierunku zachodzacego slonca, coraz dalej i dalej od w miare
rozwnomiernie zapopulowanego pomorza.
.....Dla kogos kto by jechal za nim, albo po prostu ustawilby przy drodze kamere, na
pewno wygladalo to bardzo filmowo, jego samego jednak glownie razilo w oczy. Dlaczego
pozytywni bohaterowie zawsze na koniec westernu odjezdzaja na zachod? Scott dumal nad
tym, obserwujac czujnie droge, ktora ledwo widzial i nie poswiecajac zbytniej uwagi
budzikom, ktorych nie widzial zupelnie. O tym ze jego wspaniala maszyna najwyrazniej
popuszcza pod siebie przekonal sie wiec gdy na kolejnej stacji spryskiwal lampe
plynem do mycia naczyn. Benzyna byla juz wtedy dwukrotnie drozsza niz w miescie,
zatankowal jednak ponownie do pelna i ruszyl dalej, nawet jeszcze szybciej niz dotad.
.....Jak wyznal pozniej, z jakiegos powodu wydalo mu sie, ze to rozwiaze problem.
.....
.....U niego slonce zachodzilo a tymczasem u nas, po drugiej stronie planety, w koncu
zaczelo wschodzic.
.....Nagle zrobilo sie bardzo zimno i bardzo jasno, mgla ukazala sie w calej swej
monochromatycznej potedze. Przesuwaly sie wokol nas cumulusy jak lokomotywy,
ocierajac sie o siebie bezglosnie, posapujac lodowatym dechem swych zupelnie
niewazkich cylindrow i zostawiac za soba nieskazitelny dym spod bezwonnych kotlow. Na
maszych oczach odbywalo sie wielkie przetaczanie skladow, ktore przez caly dzien
mialy przemierzac gorne warstwy atmosfery. Ogladalismy z bliska przygotowania do
tego, co wszyscy inni smiertelnicy moga ogladac tylko z daleka i z dolu. Zaraz mial
sie zjawic ktos z obslugi by nas - niepowolanych - stamad wywalic.
.....Zamiast tego jednak ten z nas, ktory siedzial na samym przodzie nagle zerwal sie
i przeklal po harcersku. Zobaczylizmy go jeszcze stojacego na naszej grani, z szeroko
rozwartymi ramionami jak na gimastycznej rownowazni; krzyknelismy chyba wszyscy
rownoczesnie, ale zanim zdolalismy cokolwiek zrobic juz bylo za pozno.
.....
.....Za pozno bylo juz takze dla Scotta, choc z poczatku jeszcze na to nie wygladalo.
.....Pierwszy z przeciwpancernych zukow trafil go - co zakrawalo na dobry omen - w
sam sygnet; wyobrazony na nim waz oblizal sie tylko z mlasnieciem. Wkrotce jednak
zaczela sie regularna kanonada; po jakis dziesieciu czy pietnastu milach przednia
lampa byla juz grubo pokryta warstwa pancerzy i w zupelniej ciemnosci Scott przestal
cokolwiek widziec. Zatrzymal sie wiec, lopatka do skrobania lodu oczyscil reflektor i
spryskal go nowa porcja plynu do mycia naczyn. Za nastepne dziesiec czy pietnascie
mil przyszlo mu zrobic to ponownie i wtedy zerknal na wskaznik paliwa - strzalka byla
juz w okolicach polowy skali. Pomyslal ze moze na nastepnej stacji powinien zatakowac
takze do butelki po toniku, ale nastepna stacja nie chciala sie pojawic. Przy
kolejnym skrobaniu (musial juz takze oczyscic caly przod kurtki i przylbice) przez
oszczednosc zgasil silnik. Przypomnial sobie takze o pewnej rzadziej uzywanej drodze,
ktora scinala skosem polac sawanny miedzy rozwidleniem dwu glownych szos; dzieki niej
nie musialby jechac az do odleglego o kolejna godzine skrzyzowania. Zaoszczedziloby
to cennego, skapujacego mu na kamasze paliwa. Dla pewnosci skonfrontowal sie z mapa.
Mapa, jak to mapa, nie miala zadnych obiekcji.
.....Na szutrze owej bocznej drogi musial trochu zwolnic, byl za to jakby mniej
bombardowany. Sprytnym manewrem taktycznym wyprowadzil w pole ostrzeliwujace go
jednostki - zanim zdaza sie przegrupowac bedzie juz daleko. Poscig dopadl go jednak
na postoju; zgarnial z reflektora zaskorupiala owadzia mase, ale kazdy nowy blysk
swiatla byl natychmiast zaciemniany przez doborowe jednostki, ladujace na nim calymi
batalionami. Kiedy pajak, w ktorego rzuciles pantoflem rewanzuje ci sie odrzucajac go
w ciebie, oznacza to ze pantofle przestaja wystarczac. Scott zalowal, ze jego lopatka
do zdrapywania lodu nie jest mieczem swietlnym albo choc pila lancuchowa.
Zaczynal rozumiec dlaczego droga jest nieuzywana. Pancerne zuki najwyrazniej nie
rzucily jeszcze do boju swych glownych sil; musialy miec w odwodzie cos, co bylo w
stanie przepedzic nawet buldozery. Nowo-poludniowo-waliski teatr wojenny rozwijal sie
z nieoczekiwanym rozmachem.
.....Nie zdolal jednak rozwijac sie zbyt dlugo - kolejny postoj na skrobanie lampy
byl ostatnim. Groteskowo wydluzony, przesadnie szeroki i calkowicie niepraktycznie
nisko zawieszony motocykl nie chcial juz potem odpalic. Scott robil co mogl, oraz
pare innych rzeczy, ktorych sie zwykle nie robi. Przy zapalniczne sprawdzil poziom
paliwa - jeszcze go troche zostalo. Z bliska obejzal kazda widoczna rurke czy
zaworek. Odkrecil i ponownie przykrecil swiece. Wepchnal nawet palec w otwor wlotu
powietrza: lepkie lupiny byly tam oczywiscie takze, ale nie wiecej niz gdziekolwiek
indziej. Po kilku godzinach na siodelku nie mial juz sily by siedziec, uklakl wiec na
pietach z czolem opartym o bak. W zasiegu wzroku nie bylo widac zadnych swiatel;
szybko niknacy horyzont przerywaly tylko suche sylwetki rachitycznych krzakow. Nad
jego glowa, by podkreslic swe zyciestwo, krazyly wolno zuki, buczac jak male diesle.
.....Kangury, choc glupie jak lemingi, nie sa miesozerne, dingo przewaznie unikaja
ludzi, a czerwone lisy nauczyly sie tego juz dawno temu. Gryzonie moga byc najwyzej
dokuczliwe, pajaki trzymaja sie swoich kryjowek, zas co do wezy to wystarczy ich po
prostu nie nadeptywac. Nie, stanowczo nie bylo sie czym przejmowac.
.....Ale Scott zaczal nagle myslec o aborygenach, nawet na trzezwo rownie
przewidywalnych jak czerwony czlowiek na Dzikim Zachodzie. O potomkach zeslancow,
ktorzy dali noge juz dwiescie lat temu i po dzis dzien zyja w odizolowanych
wspolnotach, zamknietych i nieprzyjaznych, niezaczepiani nawet przez policje o ile
nie ma ona po temu jakis naprawde nadzwyczajnych powodow. O 'pat farmers', co zyja z
ziela i ktorych bardzo irytuje czyjakolwiek obecnosc w zasiegu ich M17 bushmaster z
celownikiem optycznym. O ukrywajacych sie kryminalistach, nielicencjonowanych
poszukiwaczach, dzikich punktach przeladunkowych, dilerach roznych rzeczy,
nielegalnych emigrantach i ich nadzorcach, o chinskiej mafii i o ludziach, ktorzy na
tym bezkresnym choc najmniejszym na swiecie kontynecie kiedykolwiek zagineli bez
wiesci.
.....No i jeszcze o 'yowie', albo inaczej 'yahoo' jak go czasami zwa mieszkancy co
bardziej oddalonych osad czy samotnych farm w interiorze: istocie w zasadzie prawie
na pewno dwunoznej, wzrostu szesciu do jedenastu stop, brazowo lub rudowlosej,
zarosnietej, dlugorecznej - skrytej i efemerycznej choc jednoczesnie wszedobylskiej.
.....Sa zreszta nie tylko tam, ale wszedzie na tej planecie, ktorej ladowy skrawek
my, ludzie, zajmujemy tylko w piecdziesieciu pieciu albo szesciu procentach - moze z
wyjatkiem Europy i Antarktydy. My mamy swoje wymagania i przyzwyczajenia: jestesmy
przywiazani do naszych upraw i hodowli, ktore nas zywia, a wiekszosc tego, czego
uzywamy musi byc dla nas wyprodukowana i w ten czy inny sposob nam dostarczona.
Potrzebujemy biezacej wody i elektrycznosci, jezdzimy do pracy i na zakupy - nie
mieszkamy w jadrze ciemnosci, a najwyzej na jego obrzezach. Z nimi jest zupelnie
inaczej.
.....Zyja powyzej granicy dolnego regla, w lasach i dzunglach swiata, w rejonach
gdzie pomiary geodezyjne robi sie tylko z powietrza i tam dokad jeszcze nie
dotarlismy by ich niepokoic. W Afryce zaleznie od regionu nosza nazwa 'agagwe',
'kilomba' albo 'sehite' i byc moze sa jakas pozostaloscia po austalopitekach, jeszcze
nie ludziach ale juz nie malpach. W centralnej Azji, od Kaukazu przez Palmir az po
Mongolie, mieszkancy wiedza o 'alma' albo 'olma', wlochatych stworzenich, ktorych byc
moze ostatnia zywa samice schwytano w polowie dziewietnastego wieku; jako Zana z
wioski Tkhima w Abchazji wydala na swiat kilkoro potomkow, ludzko-nieludzkich hybryd,
z ktorych ostatni, imieniem Khwit Sebekia (albo Genaba, zaleznie od tego komu
przypisac ojcostwo), zmarl w roku 1954 i podobno byl prawie zupelnie normalny, tyle
tylko ze - jak i reszta rodzenstwa - niezbyt potrafil mowic.
.....Jest tez i 'sasquatch', zwany wielka stopa z gorskich lancuchow Ameryki
Polnocnej, od Alaski po Jukatan: czasem trzymetrowy z siwizna wokol stozkowatej
skroni a czasem wielkosci czlowieka, rudy, psotliwy i ciekawy. Zostawiaja po sobie
ogromne slady, ktorych odlewy badaja potem antropologowie, znajdujac na nich odciski
linii papilarnych oraz zapis calej skomplikowanej struktury srodstopia w ruchu.
Swiadkowie opowiadaja o nich, robia im zdjecia i co najmniej kilka calkiem
autentycznie wygladajacych amatorskich filmow. Stwory te migruja z miejsca na miejsce
uzywajac lasow i gor jak autostrad. Sa wszystkozerne, szybsze, silniejsze i w swym
naturalnym otoczeniu duzo sprytniejsze niz my. Prawdopodobnie dziela sie doba z
niedzwiedziami, zostawiajac im dzienna zmiane same operuja noca. Poluja na jelenie,
podkradaja jablka, niszcza zastawione na siebie noktowizyjne kamery, na strzaly
odpowiadaja miotajac kamieniami, zabijaja puszczone za soba psy i od czasu do czasu,
w okolicach takich jak Yellowstone, sa odpowiedzialne za znikniecie jakiegos dziecka,
ktore dalo sie zwabic w zarosla cichym, placzliwym i prawie ludzkim glosem. Zreszta
nawet zwykle szympansy potrafia, jesli trafi sie wyjatkowa susza, porwac i rozszarpac
niepilnowanego niemowlaka. Nie wiadomo dokladnie czym sa, na pewno nie zadnym 'yeti',
ktore - sadzac po sladach - nie jest niczym wiecej niz tylko duza malpa.
.....Scott znowu sprobowal odpalic i znowu obmacal swa maszyne po wszystkich jej
intymnych miejscach chromowanej anatomii. Ponownie usiadl w kucki; dla wygody objal
stygnacy bak i pomyslal o swej girlfried'ce, ktora nawet nie wie, ze jest juz prawie
wdowa. I o tym ze ktoz ja w tym bolu utuli - niestety wiedzial, ze ktos taki na pewno
sie znajdzie i ze nie bedzie to on sam. Potem zadumal sie nad pulitzerami, ktorych
nie zdobedzie za reportarze, felietony i bluskotliwe analizy ktore nie zostana
napisane. Z obrazka na ktorym on sam, juz jako doswiadczony wyga w kapeluszu
zsunietym na tyl glowy konferuje z jakims na pol anonimowym ale w stu procentach
dobrze poinformowanym Glebokim Gardlem, zobaczyl jak znika mu jego wlasna osoba,
rozwiewa sie na skutek niezaistnienia i zostaje tylko sam kapus, ktory bedzie teraz
swe naciagane rewelacje sprzedawac komus innemu. Pomyslal, ze nigdy juz nie zobaczy
Walii, kraju swych przodkow, ani nie dowie sie ktory z leniwych, przeplaconych i
wartych kuli w leb mechanikow nie zatroszczyl sie o sprawdzenie powierzonego sobie
slinika nim zaczal wydzwaniac po klienta, ze robota jest zrobiona i naleza sie dwie
stowy. Pomyslal, ze w gruncie rzeczy nawet gdyby potrafil znalezc kierunek wedle
gwiazd, jego biala koszula, kowbojskie kamasze i aparycja mlodego Krisa
Kristoffersona na nic by sie nie zdaly po calodziennym marszu w upale - nawet gdyby
do miasta swej wybranki zdolal dojsc zywy w jeden dzien.
.....Tymczasem temperatura spadla, pancerne zuki wyladowaly wiec i poszly do swych
nor opijac udane akcje sabotazowe, a Scott, ktory w towarzystwie i za dnia nigdy nie
wierzyl z zadne 'yowi' nagle zaczal krzyczec.
.....
.....Krzyczelismy takze i my, po drugiej stronie kuli ziemskiej, widzac jak nasz
kolega z pozycji 'na latawiec' przechodzi nagle w atletyczny zamach starozytnych
dyskoboli, robi wielki krok i znika za poducha z mgly. Krzyczelismy za nim, do niego
i do siebie nawzajem; krzyczelismy takze dlatego ze chcielimy biec, kryc sie, uciekac
- cos ogolnie zrobic - a na waskiej skalnej grani nie dalo sie zrobic niczego poza
krzyczeniem.
.....Trzeba uczciwie powiedziec, ze dal nam na to cala ninute. Dopiero gdy minela
uslyszelismy jak nieco rozbawionym ale i nieco zirytowanym glosem z calkiem bliska
pyta czy juz skonczylismy. Stal najwyzej pare metrow ponizej nas, na niegroznie
plaskiej, szerokiej i zielonej lace. Bujna trawa jak okiem siegnac usiana byla
naszymi kamieniami, blyszczacymi teraz od rosy w pierwszym sloncu. Bylismy nawilgli,
skostniali i bardzo, bardzo zawiedzeni.
.....Nieopodal nalezlismy asfaltowa droge; jak dobrze wiedzielismy biegla wzdluz dna
doliny az do samego obozu. Dotarlismy tam jeszcze przed zejsciem nocnej warty.
.....Inni tez wlasnie wracali - caly oboz byl na nocnych podchodach pod konkurencyjna
druzyne, ufortyfikowana kilometr albo poltora dalej. Przyniesli ze soba trofea i
opowiesci o tym jak przechytrzali wartownikow. Inna ekipa tez juz wrocila muskelem
zaladowanym deskami, ktore - z podjuszczenia kwatermistrza - znowu okazyjnie
pozyskiwali w tartaku. Opowiadali o tym, ze ciec nie byl ten sam co ostatnim razem,
ale ze mimo to jakos sobie poradzili. Na koniec, na poranna herbate zeszla sie do
kuchni nocna warta, mieszana tej nocy z powodu brakow kadrowych wyniklych z
jednoczesnych podchodow i pozyskiwania. Ze sposobu w jaki rozmiawiali domyslilismy
sie od razu, ze jest wsrod nich po tej nocy wielu nowych prawdziwych mezczyzn.
.....Pytali co my robilismy, ale umknelismy milczkiem i nigdy nikomu niczego nie
powiedzielismy.
.....
.....Scott tymczasem przy zapalnicze spogladal na wlochate, dlugorekie i w zasadzie
najprawdopodobniej dwunozne indywiduum, w jakie nagle przepoczwarzyl sie jeden z
okolicznych suchych krzakow. Hominid mial piec albo szesc stop wzrostu, przeciwstawne
kciuki i kieszenie podartych dzinsow wypelnione brzeczaca i najwyrazniej ciezka
zawartoscia. Dlugo patrzyl na Scotta, gdy ten juz podniosl sie z kolan; patrzyl i
wygladal na naprawde gleboko poruszonego.
.....Obszedl motocykl wokol, dotknal go w rozne miejsca, obejzal ciekawie
gigantycznie wydluzony przedni widelec oraz chorobliwie przysadzista tylna opone,
pociagnal nosem, kaszlnal i skrzywil sie - po czym wykonal jeszcze kilka czynnosci
zakonczonych fachowo energicznym przydeptaniem bosa stopa startera. Silnik zamruczal
miarowo.
.....Nowy przyjaciel Scotta nie mowil po angielsku. Machnieciem reka w strone polowy
okolicznych wzgorz dal do zrozumienia ze jest tutejszy. Zademonstrowal dobyty z
dzinsow mlotek, kombinerki i klucz szwedzki. Wykreslil palcem w przestrzeli linie,
ktora zaczynala sie gdzies gdzie Scott zjechal z glowniej drogi i przez miejsce w
ktorym stali prowadzila dalej, ku nastepnej glownej drodze. Dodatkowym gestem
podkreslil najblizsze otoczenie: to byla jego placowka - tu pracowal, tu naprawial
wszystko, co tedy przejezdzalo, albo przynajmniej probowalo przejechac. Znow
popatrzyl na Scotta i wzrok znow mu sie zaszklil; widzial tu juz rozne rzeczy, ale
czlowieka modlacego sie do motocykla jeszcze ani razu. O nic nie pytal, ale emanowal
empatia i zrozumieniem. Byl pelen wspolczucia.
.....Zrobil nagly krok i zniknal w ciemnosci, po czym rownie nagle pojawil sie z
przeciwnej strony ze sfatygowanym kanistrem pod pacha. Dopelnil bak do polowy,
zalozyl korek i przelecial go koncem zwisajacej z tylu zza pasa szmaty, ktora
wczesniej wygladala jak ogon. Na koniec usmiechnal sie szeroko i, pocierajac palec
wskazujacy o kciuk, wykonal miedzygatunkowy gest znany ludzkosci od czasow gdy jeden
z ostatnich neandertalczykow zapragnal posiasc nowoczesne obrotowe krzesiwo
zademonstrowane mu przez jednego z pierwszych cromagnon.
.....Bez gotowki, bez odswiezacza do ust, zapasowej bielizny a nawet niedopitej
butelki toniku, jedynie z karta kredytowa i elektryczna maszynka do golenia przy
duszy Scott byl przed switem w miescie swej wybranki. Zaczynala sie niedziela a on
musial jeszcze kupic nowa, niewymuszenie elegancka biala koszule z dlugim kolnierzem.
.....Nigdy nikomu nie powiedzial co sie stalo ze stara.
.....
.....
.....
.....------
.....Zmrogg
.....
.....
.....
.....
.....Bibliografia:
.....-------------
.....Joseph Conrad, "Smuga cienia", "Mlodosc", "Jadro ciemnosci".
.....Wiktor Hugo, "Pracownicy morza".
.....Scott Lang, straszna historia o 'yahoo'.
.....Zmrogg, straszna historia o Muncule.
....."The blood of heroes", ("Krew bohaterow" albo "Poklon zawodnika") 1989, rez:
David Peoples, wyk: Rutger Hauer, Joan Chen i in.
.....David Paulides, "Missing 411".
.....Lloyd Pye, "Everything you know is wrong".
.....
-
2. Data: 2015-08-26 00:13:37
Temat: Re: Straszne historie II
Od: KJ <p...@b...pl>
W dniu piątek, 21 sierpnia 2015 08:42:29 UTC+2 użytkownik Zmrogg napisał:
Zmrogg, odpal ZUIUZ, na pewno masz gdzieś na dyskietkach.
Jakby co mam stacje dysków działająca.
KJ