eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.rec.motocykleStraszne historie IIStraszne historie II
  • X-Received: by 10.182.245.165 with SMTP id xp5mr95547obc.31.1440139347256; Thu, 20
    Aug 2015 23:42:27 -0700 (PDT)
    X-Received: by 10.182.245.165 with SMTP id xp5mr95547obc.31.1440139347256; Thu, 20
    Aug 2015 23:42:27 -0700 (PDT)
    Path: news-archive.icm.edu.pl!news.icm.edu.pl!newsfeed.pionier.net.pl!newsfeed.fsmpi.
    rwth-aachen.de!newsfeed.straub-nv.de!news.glorb.com!se8no7472509igc.0!news-out.
    google.com!f6ni711igi.0!nntp.google.com!se8no7472505igc.0!postnews.google.com!g
    legroupsg2000goo.googlegroups.com!not-for-mail
    Newsgroups: pl.rec.motocykle
    Date: Thu, 20 Aug 2015 23:42:26 -0700 (PDT)
    Complaints-To: g...@g...com
    Injection-Info: glegroupsg2000goo.googlegroups.com; posting-host=217.44.49.14;
    posting-account=0wFGZAoAAABYiWXZrt62Lz7f3ezRDhau
    NNTP-Posting-Host: 217.44.49.14
    User-Agent: G2/1.0
    MIME-Version: 1.0
    Message-ID: <a...@g...com>
    Subject: Straszne historie II
    From: Zmrogg <g...@g...com>
    Injection-Date: Fri, 21 Aug 2015 06:42:27 +0000
    Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-1
    Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
    Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.rec.motocykle:668307
    [ ukryj nagłówki ]

    .....
    .....Straszne historie II
    .....--------------------
    .....
    .....
    .....No wiec opowiadalismy sobie ze Scottem straszne historie. Najpierw on uslyszal
    te przeznaczona dla niego, a potem sam opowiedzial swoja, ktora zapewne uznal za
    najlepsza z sobie znanych. Naturalnie, obie byly calkowicie prawdziwe.
    .....
    .....
    .....
    .....Bylo tak:
    .....Poszlismy tamtego dnia w gory. Siapilo i wial wiatr a mgla siadala czlowiekowi
    na plecach jak powolnie uparty wodospad, albo dyskretnie przyjacielska betoniarka. W
    lesie dalo sie jeszcze wytrzymac, choc grzezlismy w blocie po wylogi, powyzej jednak
    deszcz z pionowego stal sie poziomy, a niekiedy nawet poruszal sie zakosami aby tylko
    wcisnac pare litrow w nozdrza czy do ucha. Mimo wyjscia na otwarta przestrzen
    mielismy denerwujaco zgodne odczucie ze widocznosc miast wzrosnac raczej zmalala.
    .....Szlismy jednak uparcie przed siebie, bo bylismy twardzi i bylo nas pieciu
    chlopa, a poza tym nikt z nas jeszcze na serio nie myslal ze kiedykolwiek bedzie mial
    az dwadziescia lat. Noslismy ze soba finki i sypialismy na kanadyjkach; na kazda
    przeciwnosc zywiolow wystarczaly nam regulaminowe sztuce i nawoskowana swieca
    palatka. Chlebak, jak sam nazwa wskazuje, sluzyl do magazynowania pancernika typu
    tyrol, zdatnego rownie dobrze do zaspokojenia glodu jak i do zaimpregnowania
    wojskowych butow. Do tego jajko na twardo i trzy zapalki. Na wszelki wypadek mielismy
    ze soba nawet rogatywki - w tamtych czasach mlokos w rogatywce mogl niekiedy liczyc
    jesli nie na darmowy nocleg to w kazdym razie na immunitet od janosikow szczujacych
    ceprow gawrylem. Rzadko tez wtedy suto za nim kamulcami.
    .....Szlismy wiec, piec Czerwonych Kapturkow w kolorze mokrego khaki, dzielnie nie
    dajac sie grawitacji ani dynamicznej mechanice plynow w jaka gorska pogoda zamienia
    sie jak tylko spuszczaja ja z oka panowie fotografowie od robienia pocztowek.
    Poniewaz mielismy mape, kopas oraz zegarek ze wskazowkami do znajdowania polnocy
    wzgledem slonca, nie bylo powodu watpic ze tam gdzie zechcemy dotrzec dotrzemy o
    czasie i bez zmylki. Dla lepszej asekuracji taszczylismy specjalnie atestowane
    skautowskie laski-z-nacieciami (patrz: wzor-konspekt, strona czternascie). W
    ewentualnej ostatecznosci umielismy tez zauwazac po ktorej stronie pni mech jest
    gestszy a po ktorej mrowiska bywaja stromsze.
    .....Slowem, nic nie moglo nas zaskoczyc.
    .....
    .....Do tego momentu Scott wszystko rozumial.
    .....W ogole Scott rozumie wiele; potrafi nawet zrozumiec kilka prostych zwrotow po
    polsku. Onegdaj wyrazil byl opinie ze pomiedzy polskim a walijskim nie ma istotnych
    roznic, oba jezyli skladaja sie bowiem z tak samo calkowicie niewymawialnych slow
    polaczonych przy pomocy identycznej gramatyki zlozonej wylacznie z wyjatkow od
    reguly.
    .....Spokoj ducha zmacila mu jednynie kwestia czy bylismy ubezpieczeni i czy mielismy
    GPSa. Bylismy? Ktoz to mogl wiedziec? Swiat z pewnoscia nie cierpial wtedy na
    niedostatek maleszkow ubezpieczajacych sie teraz nawzajem. Bezpieczenstwo bylo w
    ogole wszechobecne i niejeden mu sluzyl. Moze byl jakis taki takze i wsrod nas? A
    GPS? W tamtych czasach bywaly GSy, to na pewno. Bywaly tez OSP, ZMP, ZMS, WKU, OHP,
    ZHP, ZHR i ZHP-1918. Tubylec demoluda umial sie w tym jednak orientowac; swiat byl
    prosty i podstepny, a my bylismy mlodzi i doswiadczeni.
    .....Swiat Scotta wyglada dokladnie na odwrot, choc on sam jest poniekad wlasnie
    taki, jakimi my bylismy wtedy.
    .....
    .....Kiedy zaczelo zmierzchac stwierdzilismy, ze juz na pewno bylismy tam, gdzie
    mielismy byc i z czystym sumieniem mozemy wracac. Byla to dojrzala, meska decyzja, bo
    bylismy takze mezczyznami - przynajmniej bylo juz nimi dwoch albo trzech z nas, o
    czym jeden albo dwu od czasu do czasu nie omieszkalo od niechcenia rzucic jakiejs
    aluzji.
    .....Wczesniej na szlaku minelismy mozolnie pnaca sie pare z plecakami, jakby
    studentow albo jakis innych hipisow w cywilu, dromadery po prostu jak ich
    nazywalismy, i zaraz dla lepszego efektu wyprzedzilismy ich lekko, sarnim krokiem
    skaczac z kamienia na kamien i pilnujac sie zeby przy tym oddychac wylacznie przez
    nos. Ten czy ow nawet pogwizdywal, jak dobrze mu zdobywac gory i mloda piersia deptac
    wiatr. Bylismy silne chopy: zastep 'Z-gor-my-syny' podczas, ot, zwyczajnej,
    niespiesznej poobiedniej wspinaczki dla rozprostowania kosci przed wieczorna zaprawa.
    Elitarny legion uchwycony przy rekreacyjnym przemarszu w pelnych zbrojach przez
    doline Ezdrelonu w samym srodku lata. Squad Ghurkow dla zabawy truchtem wnoszacych
    haubice na zbocze Everestu. Kokosz i Lamignat zartobliwie przerzucajacy sie
    podrecznym kufrem podroznym ksieznej Lubawy.
    .....Sto albo dwiescie metrow dalej stalismy juz kolkiem nad popluta ziemia,
    pozginani w pol w wysilu polykania z powrotem pluc, ktore dudnily w uszach i walily
    potem spot bujnych czupryn. Nie bylo to wtedy jeszcze doswiadczenie szczegolnie
    czeste i ciagle wzbudzalo w nas zdziwienie raczej niz irytacje. Bylismy mlodzi...
    .....W owym to kolku naradzilismy sie, ze juz zrobilismy co trzeba. Tak czy owak z
    tego Muncula, najwyzszego z okolicznych podzielonych przez dziesiec
    osmiotysiecznikow, przy tej pogodzie nie zobaczymy niczego ciekawego. Szarzalo w
    tempie niemal zauwazalnym; niewidoczna przez chmury sloneczna zarowka wypalala sie z
    glosnym bebnieniem mokrego wiatru o brezent. Poza tym, powiedzielsmy sobie, kto w tym
    cmoku nam zareczy ze juz nie jestesmy na szczycie? Nieprzetarty szlak zostal
    przetarty, polonine mielismy odfajkowana. Moglismy wracac.
    .....Wracalismy, rzecz prosta, na skroty.
    .....Zeszlismy z hal w jakims zupelnie innym miejscu, przebieglismy las, teraz juz
    ublocony do polowy pni, minelismy - byc moze a moze i nie - miejsce gdzie dromadery
    dalej parly ku swej oazie PTTK i przy nietoperzowym wzroku obytych z dzicza dzieci
    knieji znalezlismy sie nagle na coraz bardziej stromiejacym i coraz bardziej
    nieznajomym osypisku.
    .....To takze jeszcze nie moglo nas zatrzymac; aby zawrocic musielibysmy sie teraz
    wspinac, w tym punkcie pierwotnie nieomylny instynk podpowiadal dokladnie to samo co
    zakazony przez cywilizacje konformizm. Stukalismy wiec po glazach naszymi
    skautowskimi laskami, trzymajac sie szarego pod nogami, gdy w obu stron zblizalo sie
    coraz ciemniejsze i coraz glebsze czarne. W koncu poruszalismy sie gesiego: czujnie i
    fachowo, ale tak, by nikt kto by nas spotkal nie odniosl wrazenia, ze ma przed soba
    cokolwiek poza niczym niezmacona rutyna. Gwizdalismy sobie nawet, ze fajna ferajna
    nas tam szla: Jim, Pat O'Kinach, Szpunt i ja. Zreszta rzeczywiscie tak bylo - badz co
    badz tworzylismy wlasnie historie.
    .....Gdy grzbiet, po ktorych szlismy zwezil sie do szerokosci jednopasmowej drogi,
    mgla po obu jego stronach zgestniala tak, ze bylo ja widac nawet w zupelnej
    ciemnosci. Nie przebijalo przez nia zadne swiatlo z doliny, zarzadzone w niebie
    zaciemnienie rowniez skrzetnie ukrywalo krytyczne w takich sytuacjach polozenie
    Tylnej Osi Wielkiego Wozu.
    .....Potem droga zamienila sie w sciezke, posuwalismy sie jak procesja zmoklych
    kocurow, ktorym pomylily sie dachy. Wkrotce i to jednak stalo sie niemozliwe;
    siedzielismy wiec po kowbojsku na skalnej grani, przecierajac - teraz juz zupelnie
    doslownie - wlasnym krokiem nieprzetarte dotad szlaki. Sliski od wilgoci konski
    grzbiet ciagnal sie uparcie dalej, w dol i w dol co prawda, ale wciaz bez oznak
    jakiegos rychlego finalu. I gdy juz zaczelismy - wciaz zartami - prorokowac, ze
    przyjdzie nam sie tak poslizgac na dupach az do samego obozu, skalny grzebien urwal
    sie przed nami; przepasc, towarzyszaca nam dotad na flankach, zaszla nas od przodu. Z
    tylu mielismy wciaz Muncul, zapraszajacy jak spietrzony pod stratosfere stos mokrych
    zletek. Bylismy otoczeni.
    .....
    .....Gdy dwadziescia lat pozniej i po drugiej stronie planety cos calkiem podobnego
    przydazylo sie Scottowi nie musial sie przynajmniej obawiac ze wpadnie w otchlan.
    .....Nie potrzebowal w nic wpadac - otchlan rozciagala sie wszedzie wokolo, cieta
    nozem przez krajobraz idealnie pozioma linia horyzontu, ktorej ledwo sie domyslal po
    tym jak zupelnie znikla o zmierzchu. W kazdym kierunku zapraszala go wolna i przez
    nic szczegolnego nie zajmowana przestrzen; moglby po niej lazic do konca zycia nie
    napotkawszy zywego ducha. Do konca zycia czyli niezbyt dlugo - najwyzej do poludnia
    nastepnego dnia.
    .....W przeciwienstwie do nas osunac sie mogl co najwyzej na ziemie. Byc moze za
    jakis - blizej niesprecyzowany - czas ktos znalazby go pod wystajacymi nad widnokrag
    groteskowo szerokimi ramionami motocyklowej kierownicy.
    .....
    .....Siedzielismy wiec okrakiem, gesiego na tektonicznej grzedzie i rzucali w dol
    znalezionymi w szczeliach kamyczkami. Starym indianskim sposobem, na podstawie czasu
    uslyszenia echa i znajomosci stalej G do osmego miejsca po przecinku, szacowalismy
    jak bardzo jest zle. Z powodu braku danych szacunki wisialy w prozni. Ten z nas,
    ktory siedzial na samym przedzie, na migi pokazywal ze nic nie widzi. Ten, co
    siedzial na samym tyle, informowal szeptem, ze nic nie slyszy. Pozostali zatopili sie
    w rozwazaniach.
    .....W obozie musialo juz byc po capstrzyku. Dzienna warta zdala juz na pewno troske
    nad interesem warcie nocnej. Ta, jak zwykle, zaczela swoj obchod od namiotu
    sanitarnego, ustawionego w wygodnie rownej odleglosci pomiedzy podobozem meskim i
    zenskim. Szesc sanitarnych kanadyjek czekajacych na wypadek gdyby jakis nieszczesnik
    dostal czerwonki i musial byc doraznie odizolowany od reszty spoleczenstwa, wciaz
    wygladalo wzorcowo - dopiero nad ranem ktos znow bedzie musial z powrotem je
    zascielic aby robiaca z kolei dzienny obchod obozowa pigula nie spelnila swej grozby,
    ze w koncu usunie stamtad wszystkie koce. Zaspany i Pobozny, dwoch magazynierow ze
    sklonnoscia do chomikowania, odwieszalo na stojaki zdane przed kolacja toporki i
    saperki, przegladalo swa kolekcje sloikow z probkami zywnosci dla Sanepidu albo z
    plastikowych wiaderek pelnych ryzu na nastepny dzien zdrapywalo fabrycznie wytloczone
    napisy, ze wyrob nie jest przeznaczony do kontaktu z produktami spozywczymi. Zastep
    dyzurny konczyl ukladanie watry, ktos kto mial pecha konczyl nad strumieniem
    szorowanie piaskiem jakiegos wyjatkowo opornego gara. Przy herbacie trzymanej nad
    fajerka by zbyt szybko nie wystygla, szef jutrzejszej ekipy kuchennej gaworzyl z
    szefowa ekipy wczorajszej. W polowym piecu dopalal sie pieniek do rabania drewna,
    ktorego w zapale rabania ktos zrabal takze. Kwatermistrz szacowal pozyskane okazyjnie
    w pobliskim tartaku deski; przeliczal je sobie na dlugosc pomostu kapielowego do
    wzniesienia nazajutrz. Komendant parkowal przyciagnieta starozytnym muskelem cysterne
    z woda pitna; kalkulowal ile jeszcze bedzie potrzebowac rozklepywanego na kwalku
    szyny stalowego drutu do chalupniczej produkcji czesci zamiennych aby utrzymac w
    stanie uzywalnosci swego lunochoda z demobilu. Ow wspanialy pojazd spalal prawie tyle
    ile sam wazyl, w calosci zas wart byl mniej wiecej tyle ile kosztowaly specjalnie
    dlan zakupione w GSie nowe wycieraczki od stara.
    .....Obozny przedmuchiwal sobie gwizdek, utalentowani stroili sobie gitary na
    ognisko, a nieutalentowani ze swego stojaka na skarpetki wybierali dwie stosunkowo
    najmniej wilgotne sztuki i moca dzierzonej przez siebie wladzy czynili je para.
    .....
    .....Czy w Polsce sa dzikie zwierzeta? To znaczy takie dzikie i niebezpieczne,
    aktywne noca i wloczace sie po odludziu by tam napadac zapoznionych wedrowcow? Nie.
    Raczej nie. Owszem: dziki, wilki i niedzwiedzie, ale z niebezpiecznych zwierzat to
    tylko goralskie psy. Coz by jednak mialy robic o tej porze tak daleko od swoich
    lancuchow? A jak jest w Australii?
    .....W Australii, jesli kto nie zasnie na ziemi i nie przytuli sie don tajpan czy
    mulga, albo tez nie obleza go piaskowe pchly, najniebezpieczniejszym stworzeniem jest
    pewien zuk wielkosci pileczki pingpongowej. Jego pancerz wykonany jest wedle
    najlepszej owadziej technologii zbrojeniowej, on sam zas ma szczegolna sklonnosc do
    latania bez swiatel pozycyjnych.
    .....Jest w zasadzie bez roznicy czy ktos by nim do ciebie strzelil z dubeltowki czy
    sam na takiego zuka wpadniesz z podrozna predkoscia siedemdziesieciu czy
    osiemdziesieciu mil na godzine. Dlatego po zmierzchu jezdzi sie w kasku z przylbica i
    w grubej skorzanej kurtce, obojetnie jak byloby goraco. Warto tez miec ze soba
    skrobaczke do lodu i plyn do mycia naczyn. Na wszystkich pustynnych stacjach
    benzynowych skrobaczka do lodu jest zelaznym elementem wyposazenia.
    .....
    .....Dosc szybko uporalismy sie z wydlubaniem wszystkich ruchomych kawalkow skaly i
    wyslaniem ich na zwiady za krawedz klifu - raz po jednej, raz po drugiej stronie, a
    raz wprost przed siebie. Nasluchiwalismy, ale zaden zwiadowca nie odeslal zadnych
    meldunkow. Czulismy sie po trochu jak pionierzy na przyladku Canaveral gdy dopiero
    dwudziesta czy dwudziesta pierwsza z kolei rakieta odpowiedziala po starcie na sygnal
    z centrum dowodzenia - a po trochu jak z wolna kostniejacy z zimna i sami sobie za
    wszystko winni idioci.
    .....Ten z nas, ktory siedzial ostatni, siegal coraz dalej za siebie, w koncu
    podniosl sie i wdrapal kawalek po nowy kamien. Stoczyl go nad naszymi glowami, za co
    otrzymal stosowna porcje kuksancow, ale nic ponad to - szczekalismy juz zebami,
    klatwy nie brzmialy wiec przekonujaco. Glaz zas bezszmerowo chlupnal w mgle i znow
    przez jakis czas staralismy sie nie oddychac i zbyt glosno nie smarkac.
    .....Nasz zegarek ze wskazowkami do znajdywania polnocy wedle slonca, bez slonca
    znalazl tymczasem polnoc i obwiescil ja cichym brzeczeniem. Nakrecilismy na powrot
    brzeczyk, ustawili alarm na godzine do przodu, podciagneli sztuce nad kolana, wsuneli
    dlonie i szyje w palatki i zajeli sie przeczekiwaniem.
    .....To rowniez byla meska decyzja, tym powazniejsza ze podjeta wlasciwie bez slow,
    jednomyslnie i w pelni swiadomie, ze bylo w naszej mocy postanowic inaczej, ale my,
    mezczyzni, wybralismy opcje wlasnie te, a nie zadna inna. Jakkolwiek faktycznych
    mezczyzn bylo wsrod nas tylko dwu trzy trzech a pozostali dwaj lub trzej takze i tej
    nocy musieli jeszcze na ten moment poczekac, wszyscy rozumielismy, ze trafila nam sie
    oto inicjacja bynajmniej nie gorsza niz prozaiczne z tej perspektywy kanadyjki
    namiotu sanitarnego. Proba, gdy juz jej sprostamy, uczyni nas daleko bardziej
    doswiadczonymi. Lekcja bedzie po spartansku niewygodna, niepokojaca nawet i moze
    cokolwiek ryzykowna, ale to wlasnie doda jej waloru gdy juz ja bedziemy miec za soba.
    Za kilka godzin przeistoczymy sie w dojzalych i godnych podziwu, jako ci co sobie
    poradzili - nie tylko wyszli obronna reka, ale jeszcze wyniesli z tego przezycia
    mrozace krew opowiesci, ktore natychmiast i samoczynnie uczynia wszystkich innych
    naszymi sluchaczami.
    .....Bylismy w wieku, w ktorym ciagle jeszcze niesie sie ze soba wiecej oczekiwan niz
    wspomnien. Te pierwsze nie maja szczegolnej wartosci skoro sa powszechne, te drugie
    zas nie maja ceny i zdobywanie ich jest kwinesencja tego kim wowczas bylismy. Tak
    wlasnie jest zanim sie przejdzie przez conradowska smuge cienia.
    .....Czekalismy wiec, sztywniejac i nasiakajac, kolejno i na zmiane zapadajac w
    letarg lub wyrywajac sie zen by po chwili wypelnionej dreszczami znow przydrzemac.
    Zegarek do znajdowania polnocy odliczal kolejne godziny, mgla przelewala sie wokol,
    mokrymi dlonmi przyklepujac ubrania do skory, a atmosfera milczkiem skapywala nam z
    bujnych jeszcze wtedy grzywek i jeden po drugim metodycznie podkradala dodatnie
    stopnie Celsjusza. Temu i owemu z bardziej oczytanych (a i tacy wsrod nas byli)
    przychodzila na mysl ta scena, kiedy to Giliat, po zuzyciu do zapychania szpar w
    tonacej krypie wszystkiego co tylko mial pod reka, w koncu poswiecil na to takze i
    wlasne ubranie, a potem dygoczac z zimna i wyczerpania czekal az zrobi sie na tyle
    jasno by moc sie przekonac czy to cokolwiek pomoglo i czy jest uratowany czy nie.
    .....Czekalismy wiec i my, - meznielismy i dojzewalismy do naszych przyszlych
    krzyzow, nerek i korzonkow.
    .....
    .....Scott mial dziewczyne w sasiednim miescie - sasiednim wedle pojecia tubylcow,
    czyli oddalonym o dystans nie wmagajacy przy podrozy planowania noclegu. Warunkiem
    jednak bylo wyruszenie w droge w miare wczesnie, najlepiej nie pozniej niz o brzasku,
    on zas musial czekac az okregowa druzyna celebrytow od koszykowki znajdzie dla niego
    czas na przyobiecany wywiad. Wlasciciel lokalnej gazety pozwalal w ten sposob
    dorabiac Scottowi do czesnego za koledz, sprawy nie dalo sie wiec odpuscic ani
    przelozyc na nastepny raz. Zreszta honorarium za te tysiac dwiescie slow zostalo juz
    w zasadzie wydane, trzeba je tylko bylo zawiezc na znajoma stacje benzynowa gdzie
    zatankowany, napompowany, nasmarowany i nawet lekko przelecony szmata czoper juz
    czekal. Wszystko bylo gotowe i skonczyloby sie dobrze, ale hasselhoffy sie spoznialy;
    kiedy w koncu udalo sie ich odfajkowac minelo poludnie.
    .....Scott tez juz wtedy byl mezczyzna, podjal wiec meska decyzje ze likend nie musi
    sie przeciez konczyc w niedziele wieczorem; jesli skonczy sie w poniedzialek rano
    nikomu korona z glowy nie spadnie. Po prostu on, Scott, wroci z niego trochu pozniej.
    Takze szybko minal napotkane po drodze dromadery - w jego przypadku byly to dlugie
    jak pociagi ciezarowki ze stadami owiec - z fasonem i rutyna zlamal kilka mniej
    istotnych przepisow drogowych, po czym tuz za rogatkami odkrecil przepustnice do
    oporu.
    .....Mial przy sobie karte kredytowa, odswiezacz do ust, zapasowa bielizna,
    elektryczna maszynke do golenia i pol butelki tonicu. Zalozyl specjalnie na te okazje
    zakupiona biala koszule z dlugim kolnierzem, ktory lopotal mu wokol szyi jako wyraz
    niewymuszonej i spontanicznej elegancji, oraz kowbojskie kamasze podkreslajace meski
    charakter ich wlasciciela. Ekwipunku dopelnial sygnet - Scott wciaz go ma i czasami
    nosi - z glowka weza. Zgodnie z maniera sytacji, pilnowal sie aby jego twarz nie
    wyrazala niczego poza obojetna nieobecnoscia. Przemykal przez szybko rzedniejacy ruch
    uliczny z wyniosloscia aniola, ktorego mysli bytuja w eterze. Byl izirajderem, co
    podaza za swym sercem. Jednym ze 'Szczurow pustyni', od niechcenia przepedzajacych
    Niemcow spod Tobruku. Mad Maxem w drodze na postapokaliptyczny mecz czaszkopilki
    nozno-recznej z udzialem Rutgera Hauera i malej Joan Chen.
    .....Pierwszych kilka zamiejskich stacji benzynowych - tych odizolowanych placowek
    cywilizacji w czerwonym morzu spalonej ziemi - minal nawet nie zwalniajac. Klebili
    sie tam miastowi w gigantycznych rodzinnych terenowkach z klimatyzacja; kupowali
    filtr przeciwsloneczny albo wodna poduszke przeciw hemoroidom. Zbyt byli tym
    zaprzatnieci by zauwazyc, ze po kazdych dziesieciu milach od terenow zamieszkanych
    cena paliwa wzrasta o trzy dolary na galonie.
    .....Jechal przez Nowa Poludniowa Walie, kraine procz nazwy zupelnie niepodobna do
    Walii starej i polnocnej, skad w mlodosci - w momencie entuzjazmu lub biedy -
    przybyli jego rodzice, zacheceni przez Jerzego VI subwencja dla nowych osadnikow
    podupadajacego imperium. Dziadkowie nie dali sie jednak skusic, byli nawet uprzejmi
    zostawic po sobie niejaki spadek w postaci niezbyt zapuszczonej nieruchomosci zwanej
    domem, w zwiazku z czym Scott mogl pozniej, po uplywie niecalego pokolenia, powrocic
    do rodzinnej celtyckiej Cymrii (nie mylic z Cymmeria).
    .....Nim to jednak nastapilo byl wciaz poczatkujacym studentem z wizja zyciowej
    kariery w okolicach zostania poczatkujacym dziennikarzem; na to konto hodowal sobie
    aparycje Krisa Kristoffersona i, dla dopelnienia obrazu, ujezdzal przerobiony
    motocykl o przednim widelcu dluzszym niz cala reszta ramy i tylnej oponie szerszej od
    jego wlasnej klatki piersiowej.
    .....
    .....Czy w Austalii mozna posiadac bron palna? Nie zeby od razu armate ale tak cos
    zwyklego raczej, tylko dla wlasnego spokoju przy tych wszystkich nisko przelatulacych
    kangurach i obsrywajacych otoczenie koalach?
    .....Jasne ze mozna. Czemu by miano nie moc? Trzeba tylko sie wykazac dochodami ktore
    daja nadzieje na pokrycie ewentualnych szkod - to jedyny warunek stawiany przez
    szeryfa. Jakich szkod? W sensie zbitej szyby albo czegos w tym rodzaju? Nie, raczej w
    sensie oplacenia czyjegos pobytu w szpitalu, wraz z kosztami niezbednych operacji
    wlacznie. Z grona rewolwerowcow w zasadzie wyklucza to wszystkich, za ktorych - jak
    wtedy za Scotta - wiekszosc rachunkow wciaz uiszczaja rodzice. Byc moze jest to takze
    powod dla ktorego morderstwa wsrod mordercow ponizej pietnastego roku zycia zdarzaja
    sie nie czesciej niz w jakiejkolwiek innej grupie wiekowej.
    .....
    .....Scott gnal w kierunku zachodzacego slonca, coraz dalej i dalej od w miare
    rozwnomiernie zapopulowanego pomorza.
    .....Dla kogos kto by jechal za nim, albo po prostu ustawilby przy drodze kamere, na
    pewno wygladalo to bardzo filmowo, jego samego jednak glownie razilo w oczy. Dlaczego
    pozytywni bohaterowie zawsze na koniec westernu odjezdzaja na zachod? Scott dumal nad
    tym, obserwujac czujnie droge, ktora ledwo widzial i nie poswiecajac zbytniej uwagi
    budzikom, ktorych nie widzial zupelnie. O tym ze jego wspaniala maszyna najwyrazniej
    popuszcza pod siebie przekonal sie wiec gdy na kolejnej stacji spryskiwal lampe
    plynem do mycia naczyn. Benzyna byla juz wtedy dwukrotnie drozsza niz w miescie,
    zatankowal jednak ponownie do pelna i ruszyl dalej, nawet jeszcze szybciej niz dotad.

    .....Jak wyznal pozniej, z jakiegos powodu wydalo mu sie, ze to rozwiaze problem.
    .....
    .....U niego slonce zachodzilo a tymczasem u nas, po drugiej stronie planety, w koncu
    zaczelo wschodzic.
    .....Nagle zrobilo sie bardzo zimno i bardzo jasno, mgla ukazala sie w calej swej
    monochromatycznej potedze. Przesuwaly sie wokol nas cumulusy jak lokomotywy,
    ocierajac sie o siebie bezglosnie, posapujac lodowatym dechem swych zupelnie
    niewazkich cylindrow i zostawiac za soba nieskazitelny dym spod bezwonnych kotlow. Na
    maszych oczach odbywalo sie wielkie przetaczanie skladow, ktore przez caly dzien
    mialy przemierzac gorne warstwy atmosfery. Ogladalismy z bliska przygotowania do
    tego, co wszyscy inni smiertelnicy moga ogladac tylko z daleka i z dolu. Zaraz mial
    sie zjawic ktos z obslugi by nas - niepowolanych - stamad wywalic.
    .....Zamiast tego jednak ten z nas, ktory siedzial na samym przodzie nagle zerwal sie
    i przeklal po harcersku. Zobaczylizmy go jeszcze stojacego na naszej grani, z szeroko
    rozwartymi ramionami jak na gimastycznej rownowazni; krzyknelismy chyba wszyscy
    rownoczesnie, ale zanim zdolalismy cokolwiek zrobic juz bylo za pozno.
    .....
    .....Za pozno bylo juz takze dla Scotta, choc z poczatku jeszcze na to nie wygladalo.
    .....Pierwszy z przeciwpancernych zukow trafil go - co zakrawalo na dobry omen - w
    sam sygnet; wyobrazony na nim waz oblizal sie tylko z mlasnieciem. Wkrotce jednak
    zaczela sie regularna kanonada; po jakis dziesieciu czy pietnastu milach przednia
    lampa byla juz grubo pokryta warstwa pancerzy i w zupelniej ciemnosci Scott przestal
    cokolwiek widziec. Zatrzymal sie wiec, lopatka do skrobania lodu oczyscil reflektor i
    spryskal go nowa porcja plynu do mycia naczyn. Za nastepne dziesiec czy pietnascie
    mil przyszlo mu zrobic to ponownie i wtedy zerknal na wskaznik paliwa - strzalka byla
    juz w okolicach polowy skali. Pomyslal ze moze na nastepnej stacji powinien zatakowac
    takze do butelki po toniku, ale nastepna stacja nie chciala sie pojawic. Przy
    kolejnym skrobaniu (musial juz takze oczyscic caly przod kurtki i przylbice) przez
    oszczednosc zgasil silnik. Przypomnial sobie takze o pewnej rzadziej uzywanej drodze,
    ktora scinala skosem polac sawanny miedzy rozwidleniem dwu glownych szos; dzieki niej
    nie musialby jechac az do odleglego o kolejna godzine skrzyzowania. Zaoszczedziloby
    to cennego, skapujacego mu na kamasze paliwa. Dla pewnosci skonfrontowal sie z mapa.
    Mapa, jak to mapa, nie miala zadnych obiekcji.
    .....Na szutrze owej bocznej drogi musial trochu zwolnic, byl za to jakby mniej
    bombardowany. Sprytnym manewrem taktycznym wyprowadzil w pole ostrzeliwujace go
    jednostki - zanim zdaza sie przegrupowac bedzie juz daleko. Poscig dopadl go jednak
    na postoju; zgarnial z reflektora zaskorupiala owadzia mase, ale kazdy nowy blysk
    swiatla byl natychmiast zaciemniany przez doborowe jednostki, ladujace na nim calymi
    batalionami. Kiedy pajak, w ktorego rzuciles pantoflem rewanzuje ci sie odrzucajac go
    w ciebie, oznacza to ze pantofle przestaja wystarczac. Scott zalowal, ze jego lopatka
    do zdrapywania lodu nie jest mieczem swietlnym albo choc pila lancuchowa.
    Zaczynal rozumiec dlaczego droga jest nieuzywana. Pancerne zuki najwyrazniej nie
    rzucily jeszcze do boju swych glownych sil; musialy miec w odwodzie cos, co bylo w
    stanie przepedzic nawet buldozery. Nowo-poludniowo-waliski teatr wojenny rozwijal sie
    z nieoczekiwanym rozmachem.
    .....Nie zdolal jednak rozwijac sie zbyt dlugo - kolejny postoj na skrobanie lampy
    byl ostatnim. Groteskowo wydluzony, przesadnie szeroki i calkowicie niepraktycznie
    nisko zawieszony motocykl nie chcial juz potem odpalic. Scott robil co mogl, oraz
    pare innych rzeczy, ktorych sie zwykle nie robi. Przy zapalniczne sprawdzil poziom
    paliwa - jeszcze go troche zostalo. Z bliska obejzal kazda widoczna rurke czy
    zaworek. Odkrecil i ponownie przykrecil swiece. Wepchnal nawet palec w otwor wlotu
    powietrza: lepkie lupiny byly tam oczywiscie takze, ale nie wiecej niz gdziekolwiek
    indziej. Po kilku godzinach na siodelku nie mial juz sily by siedziec, uklakl wiec na
    pietach z czolem opartym o bak. W zasiegu wzroku nie bylo widac zadnych swiatel;
    szybko niknacy horyzont przerywaly tylko suche sylwetki rachitycznych krzakow. Nad
    jego glowa, by podkreslic swe zyciestwo, krazyly wolno zuki, buczac jak male diesle.
    .....Kangury, choc glupie jak lemingi, nie sa miesozerne, dingo przewaznie unikaja
    ludzi, a czerwone lisy nauczyly sie tego juz dawno temu. Gryzonie moga byc najwyzej
    dokuczliwe, pajaki trzymaja sie swoich kryjowek, zas co do wezy to wystarczy ich po
    prostu nie nadeptywac. Nie, stanowczo nie bylo sie czym przejmowac.
    .....Ale Scott zaczal nagle myslec o aborygenach, nawet na trzezwo rownie
    przewidywalnych jak czerwony czlowiek na Dzikim Zachodzie. O potomkach zeslancow,
    ktorzy dali noge juz dwiescie lat temu i po dzis dzien zyja w odizolowanych
    wspolnotach, zamknietych i nieprzyjaznych, niezaczepiani nawet przez policje o ile
    nie ma ona po temu jakis naprawde nadzwyczajnych powodow. O 'pat farmers', co zyja z
    ziela i ktorych bardzo irytuje czyjakolwiek obecnosc w zasiegu ich M17 bushmaster z
    celownikiem optycznym. O ukrywajacych sie kryminalistach, nielicencjonowanych
    poszukiwaczach, dzikich punktach przeladunkowych, dilerach roznych rzeczy,
    nielegalnych emigrantach i ich nadzorcach, o chinskiej mafii i o ludziach, ktorzy na
    tym bezkresnym choc najmniejszym na swiecie kontynecie kiedykolwiek zagineli bez
    wiesci.
    .....No i jeszcze o 'yowie', albo inaczej 'yahoo' jak go czasami zwa mieszkancy co
    bardziej oddalonych osad czy samotnych farm w interiorze: istocie w zasadzie prawie
    na pewno dwunoznej, wzrostu szesciu do jedenastu stop, brazowo lub rudowlosej,
    zarosnietej, dlugorecznej - skrytej i efemerycznej choc jednoczesnie wszedobylskiej.
    .....Sa zreszta nie tylko tam, ale wszedzie na tej planecie, ktorej ladowy skrawek
    my, ludzie, zajmujemy tylko w piecdziesieciu pieciu albo szesciu procentach - moze z
    wyjatkiem Europy i Antarktydy. My mamy swoje wymagania i przyzwyczajenia: jestesmy
    przywiazani do naszych upraw i hodowli, ktore nas zywia, a wiekszosc tego, czego
    uzywamy musi byc dla nas wyprodukowana i w ten czy inny sposob nam dostarczona.
    Potrzebujemy biezacej wody i elektrycznosci, jezdzimy do pracy i na zakupy - nie
    mieszkamy w jadrze ciemnosci, a najwyzej na jego obrzezach. Z nimi jest zupelnie
    inaczej.
    .....Zyja powyzej granicy dolnego regla, w lasach i dzunglach swiata, w rejonach
    gdzie pomiary geodezyjne robi sie tylko z powietrza i tam dokad jeszcze nie
    dotarlismy by ich niepokoic. W Afryce zaleznie od regionu nosza nazwa 'agagwe',
    'kilomba' albo 'sehite' i byc moze sa jakas pozostaloscia po austalopitekach, jeszcze
    nie ludziach ale juz nie malpach. W centralnej Azji, od Kaukazu przez Palmir az po
    Mongolie, mieszkancy wiedza o 'alma' albo 'olma', wlochatych stworzenich, ktorych byc
    moze ostatnia zywa samice schwytano w polowie dziewietnastego wieku; jako Zana z
    wioski Tkhima w Abchazji wydala na swiat kilkoro potomkow, ludzko-nieludzkich hybryd,
    z ktorych ostatni, imieniem Khwit Sebekia (albo Genaba, zaleznie od tego komu
    przypisac ojcostwo), zmarl w roku 1954 i podobno byl prawie zupelnie normalny, tyle
    tylko ze - jak i reszta rodzenstwa - niezbyt potrafil mowic.
    .....Jest tez i 'sasquatch', zwany wielka stopa z gorskich lancuchow Ameryki
    Polnocnej, od Alaski po Jukatan: czasem trzymetrowy z siwizna wokol stozkowatej
    skroni a czasem wielkosci czlowieka, rudy, psotliwy i ciekawy. Zostawiaja po sobie
    ogromne slady, ktorych odlewy badaja potem antropologowie, znajdujac na nich odciski
    linii papilarnych oraz zapis calej skomplikowanej struktury srodstopia w ruchu.
    Swiadkowie opowiadaja o nich, robia im zdjecia i co najmniej kilka calkiem
    autentycznie wygladajacych amatorskich filmow. Stwory te migruja z miejsca na miejsce
    uzywajac lasow i gor jak autostrad. Sa wszystkozerne, szybsze, silniejsze i w swym
    naturalnym otoczeniu duzo sprytniejsze niz my. Prawdopodobnie dziela sie doba z
    niedzwiedziami, zostawiajac im dzienna zmiane same operuja noca. Poluja na jelenie,
    podkradaja jablka, niszcza zastawione na siebie noktowizyjne kamery, na strzaly
    odpowiadaja miotajac kamieniami, zabijaja puszczone za soba psy i od czasu do czasu,
    w okolicach takich jak Yellowstone, sa odpowiedzialne za znikniecie jakiegos dziecka,
    ktore dalo sie zwabic w zarosla cichym, placzliwym i prawie ludzkim glosem. Zreszta
    nawet zwykle szympansy potrafia, jesli trafi sie wyjatkowa susza, porwac i rozszarpac
    niepilnowanego niemowlaka. Nie wiadomo dokladnie czym sa, na pewno nie zadnym 'yeti',
    ktore - sadzac po sladach - nie jest niczym wiecej niz tylko duza malpa.
    .....Scott znowu sprobowal odpalic i znowu obmacal swa maszyne po wszystkich jej
    intymnych miejscach chromowanej anatomii. Ponownie usiadl w kucki; dla wygody objal
    stygnacy bak i pomyslal o swej girlfried'ce, ktora nawet nie wie, ze jest juz prawie
    wdowa. I o tym ze ktoz ja w tym bolu utuli - niestety wiedzial, ze ktos taki na pewno
    sie znajdzie i ze nie bedzie to on sam. Potem zadumal sie nad pulitzerami, ktorych
    nie zdobedzie za reportarze, felietony i bluskotliwe analizy ktore nie zostana
    napisane. Z obrazka na ktorym on sam, juz jako doswiadczony wyga w kapeluszu
    zsunietym na tyl glowy konferuje z jakims na pol anonimowym ale w stu procentach
    dobrze poinformowanym Glebokim Gardlem, zobaczyl jak znika mu jego wlasna osoba,
    rozwiewa sie na skutek niezaistnienia i zostaje tylko sam kapus, ktory bedzie teraz
    swe naciagane rewelacje sprzedawac komus innemu. Pomyslal, ze nigdy juz nie zobaczy
    Walii, kraju swych przodkow, ani nie dowie sie ktory z leniwych, przeplaconych i
    wartych kuli w leb mechanikow nie zatroszczyl sie o sprawdzenie powierzonego sobie
    slinika nim zaczal wydzwaniac po klienta, ze robota jest zrobiona i naleza sie dwie
    stowy. Pomyslal, ze w gruncie rzeczy nawet gdyby potrafil znalezc kierunek wedle
    gwiazd, jego biala koszula, kowbojskie kamasze i aparycja mlodego Krisa
    Kristoffersona na nic by sie nie zdaly po calodziennym marszu w upale - nawet gdyby
    do miasta swej wybranki zdolal dojsc zywy w jeden dzien.
    .....Tymczasem temperatura spadla, pancerne zuki wyladowaly wiec i poszly do swych
    nor opijac udane akcje sabotazowe, a Scott, ktory w towarzystwie i za dnia nigdy nie
    wierzyl z zadne 'yowi' nagle zaczal krzyczec.
    .....
    .....Krzyczelismy takze i my, po drugiej stronie kuli ziemskiej, widzac jak nasz
    kolega z pozycji 'na latawiec' przechodzi nagle w atletyczny zamach starozytnych
    dyskoboli, robi wielki krok i znika za poducha z mgly. Krzyczelismy za nim, do niego
    i do siebie nawzajem; krzyczelismy takze dlatego ze chcielimy biec, kryc sie, uciekac
    - cos ogolnie zrobic - a na waskiej skalnej grani nie dalo sie zrobic niczego poza
    krzyczeniem.
    .....Trzeba uczciwie powiedziec, ze dal nam na to cala ninute. Dopiero gdy minela
    uslyszelismy jak nieco rozbawionym ale i nieco zirytowanym glosem z calkiem bliska
    pyta czy juz skonczylismy. Stal najwyzej pare metrow ponizej nas, na niegroznie
    plaskiej, szerokiej i zielonej lace. Bujna trawa jak okiem siegnac usiana byla
    naszymi kamieniami, blyszczacymi teraz od rosy w pierwszym sloncu. Bylismy nawilgli,
    skostniali i bardzo, bardzo zawiedzeni.
    .....Nieopodal nalezlismy asfaltowa droge; jak dobrze wiedzielismy biegla wzdluz dna
    doliny az do samego obozu. Dotarlismy tam jeszcze przed zejsciem nocnej warty.
    .....Inni tez wlasnie wracali - caly oboz byl na nocnych podchodach pod konkurencyjna
    druzyne, ufortyfikowana kilometr albo poltora dalej. Przyniesli ze soba trofea i
    opowiesci o tym jak przechytrzali wartownikow. Inna ekipa tez juz wrocila muskelem
    zaladowanym deskami, ktore - z podjuszczenia kwatermistrza - znowu okazyjnie
    pozyskiwali w tartaku. Opowiadali o tym, ze ciec nie byl ten sam co ostatnim razem,
    ale ze mimo to jakos sobie poradzili. Na koniec, na poranna herbate zeszla sie do
    kuchni nocna warta, mieszana tej nocy z powodu brakow kadrowych wyniklych z
    jednoczesnych podchodow i pozyskiwania. Ze sposobu w jaki rozmiawiali domyslilismy
    sie od razu, ze jest wsrod nich po tej nocy wielu nowych prawdziwych mezczyzn.
    .....Pytali co my robilismy, ale umknelismy milczkiem i nigdy nikomu niczego nie
    powiedzielismy.
    .....
    .....Scott tymczasem przy zapalnicze spogladal na wlochate, dlugorekie i w zasadzie
    najprawdopodobniej dwunozne indywiduum, w jakie nagle przepoczwarzyl sie jeden z
    okolicznych suchych krzakow. Hominid mial piec albo szesc stop wzrostu, przeciwstawne
    kciuki i kieszenie podartych dzinsow wypelnione brzeczaca i najwyrazniej ciezka
    zawartoscia. Dlugo patrzyl na Scotta, gdy ten juz podniosl sie z kolan; patrzyl i
    wygladal na naprawde gleboko poruszonego.
    .....Obszedl motocykl wokol, dotknal go w rozne miejsca, obejzal ciekawie
    gigantycznie wydluzony przedni widelec oraz chorobliwie przysadzista tylna opone,
    pociagnal nosem, kaszlnal i skrzywil sie - po czym wykonal jeszcze kilka czynnosci
    zakonczonych fachowo energicznym przydeptaniem bosa stopa startera. Silnik zamruczal
    miarowo.
    .....Nowy przyjaciel Scotta nie mowil po angielsku. Machnieciem reka w strone polowy
    okolicznych wzgorz dal do zrozumienia ze jest tutejszy. Zademonstrowal dobyty z
    dzinsow mlotek, kombinerki i klucz szwedzki. Wykreslil palcem w przestrzeli linie,
    ktora zaczynala sie gdzies gdzie Scott zjechal z glowniej drogi i przez miejsce w
    ktorym stali prowadzila dalej, ku nastepnej glownej drodze. Dodatkowym gestem
    podkreslil najblizsze otoczenie: to byla jego placowka - tu pracowal, tu naprawial
    wszystko, co tedy przejezdzalo, albo przynajmniej probowalo przejechac. Znow
    popatrzyl na Scotta i wzrok znow mu sie zaszklil; widzial tu juz rozne rzeczy, ale
    czlowieka modlacego sie do motocykla jeszcze ani razu. O nic nie pytal, ale emanowal
    empatia i zrozumieniem. Byl pelen wspolczucia.
    .....Zrobil nagly krok i zniknal w ciemnosci, po czym rownie nagle pojawil sie z
    przeciwnej strony ze sfatygowanym kanistrem pod pacha. Dopelnil bak do polowy,
    zalozyl korek i przelecial go koncem zwisajacej z tylu zza pasa szmaty, ktora
    wczesniej wygladala jak ogon. Na koniec usmiechnal sie szeroko i, pocierajac palec
    wskazujacy o kciuk, wykonal miedzygatunkowy gest znany ludzkosci od czasow gdy jeden
    z ostatnich neandertalczykow zapragnal posiasc nowoczesne obrotowe krzesiwo
    zademonstrowane mu przez jednego z pierwszych cromagnon.
    .....Bez gotowki, bez odswiezacza do ust, zapasowej bielizny a nawet niedopitej
    butelki toniku, jedynie z karta kredytowa i elektryczna maszynka do golenia przy
    duszy Scott byl przed switem w miescie swej wybranki. Zaczynala sie niedziela a on
    musial jeszcze kupic nowa, niewymuszenie elegancka biala koszule z dlugim kolnierzem.
    .....Nigdy nikomu nie powiedzial co sie stalo ze stara.
    .....
    .....
    .....
    .....------
    .....Zmrogg
    .....
    .....
    .....
    .....
    .....Bibliografia:
    .....-------------
    .....Joseph Conrad, "Smuga cienia", "Mlodosc", "Jadro ciemnosci".
    .....Wiktor Hugo, "Pracownicy morza".
    .....Scott Lang, straszna historia o 'yahoo'.
    .....Zmrogg, straszna historia o Muncule.
    ....."The blood of heroes", ("Krew bohaterow" albo "Poklon zawodnika") 1989, rez:
    David Peoples, wyk: Rutger Hauer, Joan Chen i in.
    .....David Paulides, "Missing 411".
    .....Lloyd Pye, "Everything you know is wrong".
    .....

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

  • 26.08.15 00:13 KJ

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: