W dniu 22.09.2021 o 17:14, J.F. pisze:

> A to zalezy, bo nie wiadomo, jakby to sie skonczylo, szczegolnie ze
> napisales jak napisales.
> Panstwowy lekarz powie - ja pracuje od 8 do 16 z przerwa, bo za tyle mi
> placa, pacjentow badam starannie, i g* mnie obchodzi, ze kolejke mam na
> pol roku.

Ależ może tak robić, tylko że pieniądze dostanie dopiero po przyjęciu
pacjenta, czyli za pół roku. A nie tak jak teraz, że dostaje za
pacjenta, który się do niego zapisał, a przyjmie go ciul wie kiedy.

> Tylko kwestia, czy pensja bylaby satysfakcjonujaca, czy wielu by jednak
> zrezygnowalo z panstwowej posady i przeszlo w prywate,

Ale mi jako pacjentowi jest obojętne czy pójdę do państwowej czy
prywatnej służby zdrowia, oczekuję jednak, że jedni jak i drudzy przyjmą
mnie w ramach płaconych składek.
Dziś większość szpitali i przychodni to są albo całkowicie prywatne
podmioty, albo spółki prawa handlowego z udziałem samorządów. Więc w
zasadzie już leczymy się prywatnie, tylko że system mamy tak
skonstruowany, że nie my decydujemy za co płacimy a ministerstwo i NFZ.
I właśnie to trzeba zmienić.

> czy moze podjelo by ostrą decyzje i zmienilo kraj.

No to przyjmiemy tych wszystkich lekarzy co to uciekają z Syrii, Iraku
czy Afganistanu.

> I ewentualnie - czy nie leczyliby cie kiepscy lekarze, bo jak ktorys cos
> umie, to odchodzi z panstwowej posady.

Nie wystarczy umieć. Cycki i prącie to można sobie poprawić w klinice
przerobionej z mieszkania na szóstym piętrze wieżowca, ale do poważnych
operacji trzeba mieć potężne zaplecze ludzi i sprzętu. Słyszałeś o
jakimś prywatnym szpitalu w Polsce, w którym robią przeszczepy, nie
koniecznie serca, ale nawet wątroby czy nerki(podobno to dużo prostsze
zabiegi)?

> Wiec moze lepiej nie ruszac.

Od tygodnia próbuję dodzwonić się do lekarza, w różnych godzinach kiedy
otwarty jest gabinet, ciągle nikt nie odbierał. Dziś w końcu się
dodzwoniłem i od pielęgniarki się dowiedziałem, że mają tylu pacjentów,
że mają zakaz odbierania telefonów, a jak chcę się do lekarza dostać to
mam czekać od siódmej rano pod drzwiami przychodni. Tyle tylko, że do
tego lekarza mam jakieś 20km odległości i żadnej gwarancji, że mnie w
tym samym dniu przyjmie.
Coś trzeba jednak ruszyć. Ludzie dziś, i od prawie dwóch lat, nie
umierają na COVID, tylko z braku dostępu do lekarzy.