Nie tędy droga. Zamiast zastanawiać się, jak oszczędzać paliwo, prąd, wodę,
jedzenie, można pomyśleć o innym rozwiązaniu. Po pierwsze jak zarabiać
więcej, po drugie jak zmienić klasę polityczną, aby stworzyć dobry klimat do
zarabiania. Bo oszczędzanie do niczego nie prowadzi - tylko z roku na rok
oszczędzać więcej i więcej. Sam premier Pawlak kiedyś powiedział anegdotkę:
"wnuczek do dziadka: dziadku, dziadku, zaoszczędziłem 5 złotych; dziadek do
wnuczka: ty się nie ucz jak oszczędzać, ty się ucz, jak zarabiać". Zacznie
się oszczędzać prąd, to spółki energetyczne podniosą ceny, aby zachować
swoje zyski -- efekt: człowiek siedzi po ciemku, a płaci tyle samo, co
przedtem. Zacznie się oszczędzać wodę (u mnie w bloku wiele osób to czyni,
bo czasem niemiłosiernie śmierdzi w windzie), koszt wody zostanie
podniesiony i będziemy płacić i tak tyle samo. Człowiek staje się
sfrustrowany, nie cieszy się życiem tylko oszczędza. Mam znajomego, który
postawił sobie za cel oszczędzanie. Do kina nie chodzi, tylko filmy ogląda
na kompie. Prawie nigdzie nie wychodzi z domu. Siedzi po ciemku, żeby
oszczędzić światło. W piecu nie pali i rozpowiada, że to zdrowo, jak
temperatura jest niska. Twierdzi, że do życia wystarczy chleb i dżem.
Znajomy zdziczał, nigdzie z nim się nie da wyjść, o niczym praktycznie się
nie da porozmawiać. Za to na pewno dużo oszczędza. Tylko pytanie, czy
prowadzi ciekawe życie. Nie dajmy się wpuścić w kanał oszczędzania. Myślmy,
jak sprawić, aby nie trzeba było oszczędzać.

Robbo