Wizyta w salonie Orange wyglądała miej-wiecj tak:

Czy muszę rejestrować mumer bo kilkanaście lat temu podawałem dane
przy zakupie. Jakimi moimi danymi w ogóle dysponuje firma?
-Trzeba napisać maila do BOK. Wysłałem, czekam już (dopiero?) tydzień.

-Numer? Podałem. -Nazwisko xxx? (w ten sposób można dowiedzieć się jak
nazywa się właściciel numeru...). Potwierdziłem, moje.
-Tak, zarejestrowany.
Ale komunikaty, że nie. - Wszystskim to jest odtwarzane.
Dane? -Mamy: nazwisko, adres, nr dowodu "starego bo z dwiema literami".
Na potwierdzenie podał nazwę ulicy i ile zostało na koncie.
Pesel? - nie mają.
Mówię, że na SMS-owe pytanie otrzymałem SMS-a zwrotnego, że nie
zarejestrowany (nie mam telefonu by pokazać). Pracownik mówi, że jest.
Ale dostałem takiego SMS-a, gdybym uwierzył i np. chciał za zgodą
innego użytkownika zarejestrować na jego nazwisko (w Orange można) to
na kogo byłby numer?
-System odrzuciłby, byłby SMS że nie można bo już zarejestrowany.
(nie sprawdziłem wcześniej, szkoda...)

Nie będzie blokowany? - Nie.
Nie ma peselu. -No nie, czy chce pan uzupełnić dane?
(robi się kolejka).
Po co skoro zarejestrowany, lecz wolałbym potwiedzenie na piśmie,
przy okazji wziąć PUK2. Dostałem numerek.

Na pierwszej linii (informacja, ew. rejstracja) idzie b. sprawnie
Dalej normalnie, klika osób z numerkami - pół godziny czekania.
Kolejka (rejestrujący) błyskawicznie załatwiona. Pan wraca do mnie:
jeżeli PUK2 to można od ręki.
Prosi dowód. PUK można? -Można. PUK2 dostałem.
Dopiero teraz wyjmuję dowód - niech uzupełni pesel, co czyni.
Na pewno zarejestrowany? -Na pewno. Rezygnuję z dalszego dociekania
(błąd), zwracam numerek.

Kilkanaście godzin później: "Twój numer jest nie zarejestrowany...".
Potem SMS z informacją że nie jest i irytującym pytaniem, czy nie boję
się utaty numeru i środków (nie, konto wyzerowane). Zresztą władza żąda
"tylko" blokady korzystania a nie konfiskaty środków (czegoś nie wiem?).
Numer, niechby "zablokowany" ważny na wychodzące jeszcze długo
(przedłużona ważność zanim weszła ustawa totalitarna). Do tego czasu nie
mają prawa nic zabierać. Co ponoć potwierdził przedstawiciel któregoś
opa w radiu reżimowym (inna nazwa "narodowe").

Wizyta w tym samym salonie: czy numer X zarejestorwany (nie pokazuję
dowodu ani PUK...)? -Tak.
Opisuję j.w., wczoraj byłem, dziś SMS-y z pogróżkami. Czy dostałem
SMS-a potwierdzającego rejestrację?
Nie (niby czemu skoro teoretycznie numeru nie rejestrowalem bo przecież
już był...).
Pani upiera się, że jest, zaprasza mnie "za kontuar" i mam wgląd
co "widzi" system (moje dane, czytelny interfejs), tzn. pracownik.
Ale również osoba podająca się za właściciela...

Tafia się wczorajszy pracownik, pamięta sprawę. Narada, coś o
"aplikacji mobilnej" która to jest "pewniejsza"... (jest tu ktoś
z Orange? moze wyjaśni?). Pani coś wklepuje do kolejnego już tabletu.
-To ja panu ręcznie wyślę SMS-a z systemu na potwierdzenie. Tym razem
mam telefon i SMS-a z potwierdzeniem rejestracji dostaję. Żaden to
chyba dowód bo SMS-a to sobie sam do telefonu potrafiłem wgrać ("nie
takie rzeczy to my ze szwagrem po pijaku robili...").

W domu *500 "Przypominamy o konieczności rejestracji...".

Czy Orange boi się utraty numerów że dostaje takiej sraczki,
czy wiedzą, że nie wszystko działa? Przykład j.w.
Np. na prepaidzie plusa mam błogą ciszę.

Arek

PS. Przyczyną zamieszania jest wybryk min. Błaszczaka et consortes
- kiedyś obniży się im emerytury za bycie "urzędnikami reżimu
totalitarnego". Nawet za "ubecji" takiej inwigilacji nie było
co przodkowie potwierdzają.