Jak ktoś nie mieszka na zadupiu gdzie jest jeden fryzjer to ma możliwość wyboru.
Fryzjerka która mnie strzygla wiele lat z czapy podniosła ceny o 50%. W okolicy
znalazłem taki zakład w którym teraz mnie strzyga taniej niż w poprzednim przed
podwyzka. Nic gorzej nic lepiej nie strzyga. Inna sprawa że w moim wieku żadnych
specjalnych wymagań nie miałem i nie mam. Jedyne co smuci ze po każdym kolejnym
strzyżeniu coraz mniej włosów na podłodze. Przed świętami jedne rzeczy tanieja inne
drożeją. W telewizji reklamy ze jak teraz kupić samochód to kilka-kilkanascie procent
od ceny opuszcza. Systemem bezinflacyjnym był PRL. Za to co jakiś czas rada
czerwonych ministrów ogłaszają nowe ceny na żywność i szyny kolejowe. Wtedy ludzie
wychodzili na ulice. Zbierał się komitet centralny i w efekcie jego ustalen grabaze
mieli dodatkowa prace. Dzisiejszy system ze cos drozeje ale i tanieje jest lepszy.
Wczoraj byłem w markecie i była promocja na banany 1,99, mandarynki 3,99, skrzydełka
z kurczaka 3,99. Na piersi z kurczaka nie było i były po 16. Kupilem dwa kilogramy
skrzydełek bo lubię je ogryzać. Przyprawione i zamrożone leżą i czekają na swoją
kolej. Dwa skrzydelka, troche ziemniaków, surówka i jedna porcja obiadowa wychodzi
2,50. Paczka warzyw na patelnie, troche wody, cztery skrzydelka, kostka rosolowa i
mam spory garnek zupy warzywnej. Paczka kotletow sojowych 2,19. Niby pisza zeby z
ziemniakami je jesc. Ale glupka z siebie przed soba nie bede robil ze fasolę z
kartoflami jem. Zjadam pol paczki usmazonych zgodnie z przepisem na opakowaniu z
surówką. To gdzie tu drożyzna? Chyba że ktoś w hipermarketach w wędliny się
zaopatruje. Drogie w stosunku do małych sklepów są okrutnie a nic lepsze. Po wielu
latach odkad zajmuje się w domu zarciem mam tak obcykane sklepy w okolicy ze wiem co
gdzie i kiedy kupić.