eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plGrupypl.comp.programmingDlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 172

  • 81. Data: 2011-09-02 11:28:04
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    > > To ile do cholery zarabia dobry programista w kraju na etacie, bo
    > > próbowałem podpytać w sąsiednim wątku i wcześniej jeszcze i chociaż
    > > odpowiedzi były rozbieżne, ale nikt nie sugerował takiej kwoty.
    >
    > Pracowałeś w firmach które nie ujawniały wysokości zarobków a chcesz
    > żeby obcy ludzie (o prawie zerowej wiarygodności, bo w necie można
    > wszystko napisać) pisali ile zarabiają? :)

    Oj, nie pytam się przecież, ile ty zarabiasz, tylko na jakie zarobki
    można liczyć,. Chyba potrafisz odpowiedzieć na pytanie bez odniesienia
    do swojej własnej sytuacji, zwłaszcza że podobno pracowałes w więcej
    niż jednej firmie z jawną polityka płacową?

    Ja, żeby była jasność, też nie pisałem o swoich zarobkach.

    > Powiem Ci tak, pracując jako programista + projektant na etacie jestem w
    > stanie utrzymać rodzinę (żona nie pracuje, dziecko w przedszkolu
    > prywatnym i drugie w podstawówce), dom własny na dużej działce, dwa
    > samochody i jeszcze odłożyć. Wystarczy?

    Bardziej mnie interesowałaby odpowiedź "ile brutto może zażądać
    doświadczony programista (w sensie inżynier oprogramowania, nie
    "klepacz") żeby nie zostać wyśmianym."

    > > Nie wliczam wydatków na elektronikę, multimedia, książki itd, bo te
    > > rzeczy kosztują podobnie jak w Polsce. Czyli na te wszystkie rzeczy plus
    > > oszczędności zostałoby 2000 funtów, czyli koło 9kPLN.
    >
    > Ogólnie, mam znajomych którzy przeprowadzili się kilka (już będzie pewno
    > z 10 lat) temu do UK, bywamy u nich co jakiś czas jak i oni u nas, więc
    > wydaje mi się że mam rozeznanie bardzo dobre.
    > W UK ceny wynajmu mieszkań są niższe, ceny żywności oraz usług wyższe,
    > reszta podobna przy przeliczeniu 1:1 (czyli 1 złoty na 1 funt).

    No nie wiem. Nowa powieść w paperbacku kosztuje typowo 8-12 funtów w
    księgarni i 5-9 funtów online. W Polsce nowe paperbacki kosztują od 5
    do 12 PLN? Laptopa w Polsce kupowałem nie tak dawno, najtańszy Dell
    Inspiron kosztował 1700PLN, za tyle możesz kupić 15-calowego Macbooka
    Pro z rozszerzoną pamięcią albo większym twardym dyskiem niż
    podstawowy. Podobnego do tamtego Della Inspirona mozna kupić za 300
    funtów. Playstation 3 160GB też chyba nie kosztuje w Polsce poniżej
    200 złotych?
    Jeśli chodzi o jedzenie, np. wieprzowina (szynka, karkówka, schab) w
    Tesco kosztuje 4-6 funtów, w Polsce chyba jednak coś koło 10-15 PLN?

    > I tak przy zarobkach programisty + pracującej żony jak najbardziej może
    > zostać 2tys oszczędności. Oczywiście jeśli pominąć Twoją manipulację na
    > koniec, gdzie raczyłeś sobie przeliczyć to na złotówki po kursie funta.
    > Jak chcesz tak robić, to przelicz i resztę, to pogadamy. Trochę uczciwości.

    To nie jest manpulacja. Jeśli po powiedzmy 10 latach pracy w UK masz
    100 tysięcy funtów oszczędności, to nie jest tak, jakbyś po 10 latach
    pracy w Polsce miał 100 tysięcy złotych oszczędności. To jest tak,
    jakbyś miał te 470 tysięcy złotych oszczędności, bo za 100 tysięcy
    funtów możesz np. kupić w Polsce nieruchomość za 470 tysięcy, a za 100
    tysięcy PLN oszczędzone w Polsce nie możesz kupić w UK nieruchomości
    za 100 tysięcy funtów. Jeśli w wieku 65 czy ilu tam lat przechodzisz
    na emeryturę, to jeśli zarabiałeś w UK, a na starość wracasz do
    Polski, to emerytura i oszczędności też się wymieniają po kursie, a
    nie 1:1. Jeśli w końcu chcesz zostawić jakiś spadek swojemu
    poteomstwu, to dla nich też każdy funt spadku będzie wart tyle
    złotych, jaki będzie wtedy kurs, a nie 1PLN.

    > Zarobki w UK wydają się wysokie tylko z punktu widzenia Polski po
    > zastosowaniu kursu funta.

    Ja się nie wypowiadam o zarobkach w UK w ogóle, tylko konkretnie o
    zarobkach kotraktowego programisty, który dostaje 450-650 funtów
    dziennie brutto. Jak dostaje na rękę miesięcznie 5500-7200 funtów, to
    to są przyzwoite pieniądze, _znacznie_ bardziej przyzwoite niż
    5500-7200 PLN na rękę miesięcznie.

    > Tak zarobi, ale nie 9k reszty a 2k. Jak przeliczasz po kursie to
    > przeliczaj wszystko a nie wyrywkowo żeby ładniej wyglądało że Tam jest
    > lepiej :)

    Wszystko jest bez sensu. Jak w Biedlandii zarabia się 5000
    biedlandzkich pesos miesięcznie, a wydaje na życie 4000, a w Bogacji,
    gdzie zarabia się 5000 bogacyjskich guldenów, a wydaje się na podobny
    poziom życia 4000, przy czym kurs wymiany jest jeden bogacyski gulden
    do tysiąca biedlandzkich psos, to znaczy, że z finansowego punktu
    widzenia praca w Biedlandii i Bogacji opłaca się tak samo? Czy może
    jednak robi różnicę, że po iluśtam latach oszczędzania w Bogacji można
    sobie tam kupić kawalerkę albo pałac w Biedlandii, a po tylu latach
    oszczędzania w Biedlandii można sobie kupić kawalerkę w Biedlandii,
    albo wyjechać na weekend do Bogacji?

    > > Coś mi się wydaje, że trochę ściemniasz, bo bywam jednak w Polsce i we
    > > Wrocławiu piwo w knajpie kosztuje 8-10 złotych. Może w Biłgoraju czy
    > > gdzieś tam jest inaczej, ale chyba nie powiesz, że te zarobki, o których
    > > pisałeś powyżej, to w Biłgoraju płacą?
    >
    > Eee... pisałem o cenach średnich sklepowych. Poznań pub na starym rynku
    > piwo 5 - 10 zł (w zależności od piwa).

    W sklepie piwo nie kosztuje 3 funtów, tyle kosztuje normalnie w pubie
    i to w droższych częściach UK. W sklepie kosztuje jakiś funt-półtora,
    no chyba że chcesz jakiegoś Erdingera, ale tego to chyba w PL też nie
    kupisz za 3 złote?


  • 82. Data: 2011-09-02 11:41:27
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: "Przemek O." <p...@o...eu>

    W dniu 2011-09-02 12:37, Andrzej Jarzabek pisze:

    > Tak w ogóle to nie jestem przeciwny tworzeniu dokumentacji. Zwrcam
    > tylko uwagę, że w opisanym przez ciebie modelu potrzebne jest bądź
    > tworzenie dokumentacji, bądź jakaś inna forma przekazywania wiedzy na
    > każdym stopniu rozbicia obowiązków developera. A każda taka forma
    > komunikacji, czy to w postaci tworzenia i czytania dokumentów, czy
    > zadawania i odpowiadania na pytania, zajmuje czas. Dodatkowo
    > komunikowanie się przez dokumentację jest bardziej czasochłonne niż
    > komunikowanie się face-to-face.

    Tak, tylko dokumentacja minimalizuje skutki 'wyjścia' jakiejkolwiek
    osoby z projektu. W przypadku gdzie programista wie co i jak, bo zarówno
    jest projektantem, programistą analitykiem, w przypadku jego 'wyjścia' w
    projektu robi się wielki bałagan, terminy biorą w łeb itd itp. Pisząc
    'wyjście' nie koniecznie mam na myśli zwolnienie się, ale jakiekolwiek
    czynniki powodujące niedyspozycyjność pracownika przez jakiś czas.

    > A jeśli weźmiemy pod uwagę jej obecność, to rozdrobnienie zadań
    > zwielokratnia ilość tworzonej dokumentacji i co za tym idzie ilość
    > czasu poświęcaną na pisanie i czytanie tejże.

    Dlaczego zwielokrotnia? Dokumentacja ma taką objętość żeby miała sens i
    była użyteczna.

    > No to mam dwa pytania: skąd programista wie co robić, skoro nie traci
    > czasów na czytanie szczegółów dokumentu projektowego, który dostaje, i
    > skoro programista nie traci czasu na czytanie tych szczegółów, to czy
    > pisanie tych szczegółów przez projektanta nie było stratą czasu?

    Zależy co masz na myśli pisząc "szczegóły". Jasne, musi przeczytać tę
    część dokumentacji projektu, która będzie w danym momencie
    implementował. Jaka jest różnica pomiędzy przeczytaniem szczegółów a
    rozmową z projektantem na ten temat?
    Dobra dokumentacja minimalizuje dodatkowe pytania, a w przypadku
    zapomnienia jakiegoś elementu można bez problemu znaleźć potrzebny punkt
    w dokumentacji, a nie zawracać ponownie głowę projektantowi.

    > No więc w oprogramowaniu, nad którym pracuję i pracowałem, sytuacja
    > jest taka, że jeśli projekt jest na tyle szczegółowy, że programista
    > może go zaimplemenować nie rozumiejąc co z czego wynika, to samo
    > stworzenie projektu na tym poziomie szczegółowości wymaga praktycznie
    > zawsze więcej czasu niż napisanie kodu.

    Czytasz między wierszami. Projekt nie jest gotowym programem w np.
    pseudokodzie, nie ten poziom szczegółowości. Ale nie jest też poleceniem
    typu, np. button jakiś tam powoduje wystawienie KP.
    Opisuje dla jakich danych wejściowych po zastosowaniu jakich algorytmów
    otrzymamy dane wyjściowe.

    > Nawet jeśli jest to trywialna
    > zmiana, polegająca powiedzmy na tym, że w jakiejś domyślnej
    > implementacji metody trzeba zmienić return true na return false (a
    > wiedza o tym, że to właśnie trzeba zrobić moze być wynikiem kilku dni
    > analizowania i dochodzenia co z czego wynika), to napisanie dokumentu
    > projektowego dla tej zmiany i naniesienie odpowiednich poprawek na
    > pierwotny projekt zajmuje wielokrotnie więcej czasu niż zamiana return
    > true na return false. A wszystkie pozostałe czynności i tak będą
    > musiały być wykonane.

    Jeśli jest to wynikiem kilku dni analizy, to nie ma znaczenia czy zrobi
    ją projektant, czy programista. Ktoś będzie musiał poświęcić ten czas na
    przeanalizowanie tego, a dopiero końcowym efektem będzie podmiana tego
    true na false. Ale o ile taka analiza jest w gestii projektanta (skoro
    coś skopał) to już programista na tym etapie może zająć się czymś innym,
    wracając do feralnego return w momencie ustalenia ogólnie akceptowanego
    stanowiska.

    > Jeśli w twoim modelu to projektant zna się na księgowości, to tylko
    > przesuwasz problem: nie musisz zatrudniać programisty po wyższej
    > rolniczej, ale musisz zatrudnić projektanta oprogramowania po wyższej
    > rolniczej. Albo też z kolei masz analityka biznesowego po wyższej
    > rolniczej, rpojektanta i programistę, i w tej sytuacji zamiast dwóch
    > osób robiących tę samą robotę masz trzy i dwa razy większy narzut
    > komunikacyjny.

    Masz chyba problem z komunikowaniem się :P

    A poważnie, nie nikt nie musi mieć wykształcenia kierunkowego. Faktem
    jest, że u nas projektanci często mają przeszłość zbieżną z typem
    wytwarzanego oprogramowania, ale to raczej był ich atut przy
    zatrudnianiu niż wymaganie. Na etapie analizy wymagań oraz projektu
    posiłkujemy się osobami praktycznie obeznanymi z tematem.

    > Znaczy jaka prosta? Wyrzucasz go z pracy i dajesz ogłoszenie
    > "zatrudnimy wdrożeniowca wiedzącego wszystko o naszym produkcie"?

    Prosta, albo się douczy do tego co jest potrzebne do wykonywania jego
    zawodu, albo się rozstajemy. I tak daje ogłoszenie, ale nie takie. Osoba
    z call center awansuje na konsultanta, a nowa przyjmowana jest na jego
    miejsce (oczywiście jeden i drugi ma szkolenia równające jego
    kwalifikacje z wymaganymi).

    > Ma sobie ułatwiać życie, bo jak sobie utrudni życie, to utrudni życie
    > klientowi firmy, i wtedy ten klient się będzie zastanawiał, czy
    > zamiast zatrudniać wdrożeniowca od producenta za dwa razy więcej, nie
    > opłaca mu się bardziej zatrudnić freelancera za dwa razy mniej. Bo to,
    > za co płaci dwa razy więcej biorąc wdrożeniowca od producenta to to,
    > że wdrożeniowiec od producenta ma właśnie dostęp do zasobów
    > producenta, w tym też możliwości dowiedzenia się, czy program da się
    > skonfigurować tak, żeby robił coś, czego jeszcze nikt nie próbował -
    > i to jest pytanie, na które support często nie potrafi odpowiedzieć.

    Nie wnikam w Twoje doświadczenia. Tak gdzie pracuje nie ma takiej
    możliwości, oprogramowanie nie jest dostępne na rynku, nie można go
    kupić w wersji pudełkowej i nie ma obrotu wtórnego. Zresztą przy
    jakichkolwiek wdrożeniach program jest dostosowywany do klienta, co
    polega nie tylko na instalacji czy konfiguracji. Z tej przyczyny
    odpadają firmy zewnętrzne które mogą to zrobić.
    Z drugiej strony miałem też możliwość oglądania w akcji wdrożeniowców
    zewnętrznych oprogramowania dystrybuowanego tylko w ten sposób (firma
    nie zajmowała się wdrażaniem). Jak dla mnie porażka, poziom wiedzy, tak
    niski że aż strach. Może to był wyjątek, nie wiem, ale zraziłem się.

    > Nie musi być przecież: jeśli kupujesz oprogramowanie jakkolwiek, to
    > raczej masz możliwość je instalować i konfigurować samodzielnie, a
    > skoro masz taką możliwość, to możesz również zlecić to osobie z
    > zewnątrz.

    Jeśli mówimy o czymś pokroju Word'a, czy jakiegoś prostego
    niedostosowanego ERPa to ok. W moim przypadku z tym z czym miałem do
    czynienia, posiadanie instalki nie dawało żadnych możliwości :)

    > W okolicach, w których się obracam, zazwyczaj jest. Przypuszczam że to
    > dlatego, że wpisana w umowę konieczność wynajmowania wdrożeniowców za
    > każdy dzień obowiązywania licencji, czy się go potrzebuje, czy nie,
    > byłaby raczej odstraszająca dla potencjalnego nabywcy.

    No pewno, ale nie o to chodzi. Oprogramowania z którym mam do czynienia
    nie da się ot tak zainstalować (w sumie się da, ale nic poza tym), bo
    jako takie jako całość nie istnieje. Jest dobierane i konfigurowane pod
    klienta.

    > Ale oczywiście właśnie w takiej sytuacji jest przewaga brania
    > wdrożeniowca od producenta: nie dlatego, że ten automagicznie nabywa
    > nowej wiedzy wraz z wypuszczeniem nowej wersji programu, tylko właśnie
    > dlatego, że ma dostęp do zasobów firmy, takich jak developerzy, którzy
    > zrobili nowy ficzer, którego jeszcze nikt nie użył, i potrafią
    > odpowiedzieć na takie pytania dotyczące tego ficzeru, na które support

    Raczej do dokumentacji wewnętrznej w moim przypadku.

    > odpowiedzieć nie potrafi lub nie czuje się w obowiązku odpowiadać -
    > również dlatego, że firma chce zarabiać na wynajmowaniu konsultantów i
    > support może mieć w związku z tym politykę mówienia w pewnych sprawach
    > "takie są usankcjonowane i udokumentowane sposoby korzystania z
    > produktu, jak chcecie go hackować, to polecamy usługi naszych
    > konsultantów".

    Ale w czym problem? Firmy są raczej po to żeby zarabiać, a nie żeby
    dawać zarabiać innym.

    >> Po pierwsze w dokumentacji (jakiejkolwiek) dostępnej dla konsultantów
    >> powinno być wszystko. Jeśli tego nie ma to dokumentacje można do kosza
    >> wywalić. Wiem, Ty mówisz że się tak nie da, że to strata czasu itp itd.
    >> Ja mówię odwrotnie, bo czas poświęcony na utworzenie takiej dokumentacji
    >> zwraca się właśnie w takich momentach.
    >
    > Hej hej, mylisz tutaj różne rzeczy. Odbirca dostaje dokumentację
    > użytkownika, a nie dokumentację projektową, analizę wymagań,
    > sprawozdania z testów czy inne formy dokumentacji związanej z cyklem
    > rozwoju oprogramowania. Dokumentacja przeznaczona dla końcowego
    > użytkownika powinna oczywiście być tworzona, ale od tego też są osobni
    > ludzie, ani programiści, ani projektanci, tylko technical writerzy.

    Ja pisałem o dokumentacji ogólnie. Dokumentacji dostępnej wewnątrz firmy
    w tym dla konsultanta, zarówno tej projektowej, analizy wymagań czy
    czegokolwiek innego. Instrukcja czy dokumentacja dla odbiorcy w tym
    wypadku to całkiem coś innego.

    pozdrawiam,
    Przemek O.


  • 83. Data: 2011-09-02 11:42:20
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: "Sarr." <s...@g...pl>

    On 1-9-2011 22:07, Andrzej Jarzabek wrote:
    > On 01/09/2011 15:50, Sarr. wrote:
    >> On 1-9-2011 12:55, Andrzej Jarzabek wrote:
    >>>
    >>> Wydawało mi się, że gry komputerowe są rodzajem oprogramowania, ale to
    >>> szczegół. Tak czy inaczej, zrozumiałe "i tak i tak" w zdaniu na górze
    >>> jako "czy robi gry komputerowe, czy nie".
    >>
    >> nie chcialbym byc tu doslownie odebranym, bardziej chodzilo mi o to, ze
    >> game industry rzadzi sie troche innymi prawami niz dajmy na to rynek
    >> oprogramowania baz danych i systemow bankowych. w grach niekiedy stawia
    >> sie na innowacje, ktora jesli sie nie przyjmie - przynosi straty, lub
    >> jeszcze gorzej, prowadzi do uszczuplenia zalogi lub likwidacji studia.
    >
    > Wybacz, ale to samo można powiedzieć o każdej branży. Z drugiej strony
    > takie firmy jak EA czy Activision-Blizzard raczej mogą sobie pozwolić na
    > łyknięcie takiego ryzyka, a sytuacja programistów w nich wcale nie jest
    > znacząco lepsza.

    w kazdej innej branzy duzo rzadziej sie takie ryzyko podejmuje. giganci
    branzy gier owszem moga sobie pozwolic na wiecej ale... rzadko to robia,
    czego wynikiem jest masowa produkcja 'bezpiecznych' sequeli. dosc
    ciekawym przypadkiem jest tu wymieniony wyzej blizzard, ktory
    specjalizuje sie z sequelach, ktorych jednak nie wydaje corocznie a
    pracuje nad jakoscia znacznie dluzej [dobra, jest WOW ale to inna
    historia niz seria warcraftow, starcraftow i diablo].

    niestety nie wiem jaka jest sytuacja programistow w wielkich studiach,
    nie mialem okazji doswiadczyc a i nie znam nikogo kto moglby sie
    podzielic informacjami.

    >> niektorzy graja vabank, na co wielkie korporacje piszace software na
    >> przyklad dla bankow po prostu nie moga sobie pozwolic.
    >
    > A wielkie korporacje tworzące gry mogą? A co ze stosunkowo niedużymi
    > firmami tworzącymi oprogramowanie dla banków czy dla funduszy?

    mam wrazenie, ze w oprogramowaniu biznesowym gdzie procedury i wymagania
    sa przestrzegane bardzo rygorystycznie jest o wiele mniejsze pole do
    popisu niz w branzy rozrywkowej gdzie co chwila pojawiaja sie chocby
    nowosci sprzetowe, ktore mozna wykorzystac. pomyslowe nowosci moga sie
    klientom [graczom] spodobac lub nie, mozna trafic w niezagospodarowana
    nisze, mozna tez niestety jak kula w plot - tak po prostu jest.

    korporacje tworzace gry jakos niechetnie stawiaja na zupelne nowosci, im
    wieksza firma, tym bezpieczniej stara sie grac. jesli sie mysle, prosze
    o przyklady. niebardzo rozumiem pytanie o stosunkowo nieduze firmy
    tworzace oprogramowanie dla bankow czy dla fundusz.

    >> gdyby wszyscy w branzy gier grali tak asekuracyjnie jak firmy piszace
    > > oprogramowanie dla
    >> bankow, to nie bylo by nam dane widziec innowacyjnych tytulow, bo lepiej
    >> jest napisac kolejnego sequela z serii, ktory na pewno sie sprzeda
    >> zamiast ryzykowac z zupelnie nowym pomyslem.
    >
    > W jakim sensie firmy piszące oprogramowania dla banków grają
    > asekuracyjnie i jak tłumaczysz fakt, że jednak czasem wypuszczają one
    > nowe, w tym innowacyjne produkty, a nie tylko robią kolejne wersje starych?

    wez chociaz kwestie odszkodowan, gra sie wiesza - wychodzi patch. system
    bankowy pada - klient zada slonego zadoscuczynienia. to wymusza asekuracje.

    w kwestii innowacji firmowanych przez korporacje wspomnialem powyzej.
    ciekawe pomysly w grach duzo czesciej realizuje sie w mniejszych
    studiach, w wypadku czego: a) udaje sie i zdobywa sie rozglos, b) nie
    udaje sie, studio znika i nikt go nie pamieta. i tu podobnnie, ludzie
    niekiedy zaciskaja pasa w imie utrzymania ciekawego projektu, wiedzac,
    ze ryzyko jest calkiem spore.

    >> coz, game industry rzadzi
    >> sie swoimi dosc specyficznymi prawami, ktorych programisci nie wymyslaja
    >> - i jesli chcesz sie w to bawic - when in rome, do as the romans do.
    >
    > Ale jaki jest związek tego z tym, że programistom gorzej płacą? Przecież
    > płacą im gorzej nawet jeśli innowacja wypali i ryzyko się firmie opłaci.

    wydaje mi sie, ze w gre wchodzi swego rodzaju prestiz, cos podobnego do
    srodowiska architektow gdzie nieodplatne nadgodziny i weekendy to
    niekiedy normalka, ale w koncu mozna powiedziec, ze masz pewiem
    [niekiedy spory] udzial w tym co pozniej podziwiaja codziennie miliony.
    w zwiazku z czym ludzie niejako przelykaja niedogodnosci, cos w imie
    cierpienia w imie sztuki ;] moze nieco splaszczylem mysl, ale tego typu
    mechanizm istnieje.

    >>>> niestety troche to rzeczywiscie wyglada tak, ze szef takiej czy innej
    >>>> firmy zaklada, ze pracownicy maja frajde kodujac gierki, wiec o wieksze
    >>>> pieniadze sie upominac nie beda...
    >>>
    >>> Ale też chyba raczej ma rację tak zakładając.
    >>
    >> do pewnego stopnia, owszem, ale po pewnym czasie lub z tych czy inych
    >> wzgledow okazuje sie, ze ta cala zabawa to nie wszystko. pisanie gier to
    >> nie zabawa, o ktora sa posadzani programisci, ktorzy gry pisza. ta praca
    >> bynajmniej nie polega na graniu caly dzien.
    >
    > Ostatecznie jednak pracodawca może sobie pozwolić na płacenie mniejszych
    > pieniędzy i nie ma takiego problemu, że nie może znaleźć programistów bo
    > ci idą tam, gdzie lepiej płacą, więc dlaczego miałby płacić im więcej i
    > zmniejszać sobie zyski?

    o, widzisz, zaczynasz myslec jak pracodawca, ktory jaknajdluzej stara
    sie placic mimimum, az do momentu kiedy na horyzoncie pojawia sie realna
    szansa na to, ze programisci rzeczywiscie pojda tam gdzie lepiej placa.
    wtdy trzeba podjac pewne 'dzialania' ale tylko wtedy, nigdy wczesniej.
    zdaje sobie sprawe, ze jest to calkowicie zrozumiale ze strony pracodawcy.

    zapomnialem wspomniec tez o innych warunkach pracy, ktore pozwalaja
    niektorym programistom przymknac oko na nizsze zarobki. w niektorytch
    studiach sa na przyklad pokoje gdzie mozna sobie pograc w godzinach
    pracy, napic, posiedziec i luzno porozmawiac - o grach rzecz jasna.
    troche w imie pobudzenia kreatywnosci u designerow albo podjecia rozmowy
    w stylu 'jak oni to zrobili, moze i my tez tak mozemy' miedzy
    programistami. trzeba byc na czasie i widziec co robi konkurencja,
    doswiadczyc tego na sobie, bo zamiast pol godziny wyjasniania mozna
    zagrac 5 minut. jezeli trafi sie na programistow pasjonatow gier, dla
    ktorych praca to nie jest 8h za minitorem, dzwonek i do domu [a takich
    jest calkiem sporo w branzy] to tego typu zagrania ze strony pracodawcy
    pozwalaja placic nizsze stawki i uchodzi im to na sucho. troche jest to
    za przyzwoleniem pracownikow, ale jak z kazda rzecza - mozna po prostu
    przesadzic, i to w obie strony, czego nalezy unikac.

    >>> Smutna prawda jest taka, że jeśli programista gier zarabia mało, to
    >>> dlatego, że rynkowa wartość jego pracy jest niska.
    >>
    >> ciezko jest oszacowac rynkowa wartosc pracy programisty gier, to dosc
    >> specyficzna dzialka.
    >
    > Wcale nie jest trudno, rynkowa wartość jest taka, jaką pracodawcy zwykle
    > płacą. Gdyby była wyższa, to szli by tam, gdzie by im płacili więcej.

    widzisz, jesli masz n mozliwosci z ktorych mozesz wybrac, mozesz
    wybierac. wedlug mnie programisci gier maja mniejsze mozliwosci w
    kwestii zmiany miejsca pracy niz ich koledzy po fachu specjalizujacy sie
    w innych dziedzinach. wynika to ze stosunku ilosci firm produkujacych
    gry do ilosci firm produkujacych szeroko pojete inne oporogramowanie.

    >> eksperci jak wszedzie indziej sa, ale wiekszosc
    >> programistow to nie specjalisci, o ktorych zabijalyby sie miedzynarodowe
    >> koncerny placac miliony.
    >
    > Przecież nie mówimy o milionach, tylko normalnej stawce dla inżyniera.

    taka sytuacja: jestem programista gier, chce robic to co mnie
    interesuje. ile mam ciekawych miejsc do prcay w polsce? mysle sobie i
    wychodzi mi ze jest 4-5 firm, do ktorych moglbym sprobowac zawitac.
    jesli natomiast jestem programista, nie zalezy mi na tym co koduje i po
    prostu robie co jest zadane - mam 100x wiecej potencjalnych miejsc
    pracy. tu jest ta istotna roznica.


  • 84. Data: 2011-09-02 12:01:37
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: "Przemek O." <p...@o...eu>

    W dniu 2011-09-02 13:27, Andrzej Jarzabek pisze:

    > Bardziej mnie interesowałaby odpowiedź "ile brutto może zażądać
    > doświadczony programista (w sensie inżynier oprogramowania, nie
    > "klepacz") żeby nie zostać wyśmianym."

    I tu się sprawa komplikuje, bo zarobki są mocno zróżnicowane w
    zależności od dziedziny w której obraca się firma. Przy czym zarobki
    programistów w firmach gdzie oprogramowanie nie jest głównym produktem
    firmy są wyższe niż w firmach typowo tworzących oprogramowanie.
    Z mojego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że zarobki w firmach nie
    programistycznych (w moim rejonie) kształtują się średnio na poziomie
    4-12 tys netto (w zależności od branży, wielkości firmy itd itp), a
    programistycznych rozrzut jest mniejszy bo od 3-8 tys.
    Pamiętaj że mowa tutaj o doświadczonych programistach, a kwoty są mniej
    więcej, na podstawie tego co wiem od znajomych o ich zarobkach itp.

    > No nie wiem. Nowa powieść w paperbacku kosztuje typowo 8-12 funtów w
    > księgarni i 5-9 funtów online. W Polsce nowe paperbacki kosztują od 5
    > do 12 PLN? Laptopa w Polsce kupowałem nie tak dawno, najtańszy Dell
    > Inspiron kosztował 1700PLN, za tyle możesz kupić 15-calowego Macbooka
    > Pro z rozszerzoną pamięcią albo większym twardym dyskiem niż
    > podstawowy. Podobnego do tamtego Della Inspirona mozna kupić za 300
    > funtów. Playstation 3 160GB też chyba nie kosztuje w Polsce poniżej
    > 200 złotych?

    Miałem na myśli artykuły tzw. pierwszej potrzeby. A nie elektronikę
    gdzie cena jest kształtowana poza omawianymi krajami.

    > Jeśli chodzi o jedzenie, np. wieprzowina (szynka, karkówka, schab) w
    > Tesco kosztuje 4-6 funtów, w Polsce chyba jednak coś koło 10-15 PLN?

    Pewno 10 - 15 ale nie 20 - 30 jakby to wyszło w przeliczenia. :)

    > To nie jest manpulacja. Jeśli po powiedzmy 10 latach pracy w UK masz
    > 100 tysięcy funtów oszczędności, to nie jest tak, jakbyś po 10 latach
    > pracy w Polsce miał 100 tysięcy złotych oszczędności. To jest tak,
    > jakbyś miał te 470 tysięcy złotych oszczędności, bo za 100 tysięcy
    > funtów możesz np. kupić w Polsce nieruchomość za 470 tysięcy, a za 100
    > tysięcy PLN oszczędzone w Polsce nie możesz kupić w UK nieruchomości
    > za 100 tysięcy funtów. Jeśli w wieku 65 czy ilu tam lat przechodzisz
    > na emeryturę, to jeśli zarabiałeś w UK, a na starość wracasz do
    > Polski, to emerytura i oszczędności też się wymieniają po kursie, a

    Właśnie _jeśli_ wracasz do Polski. Czyli tak jak napisałem, wysokość
    zarobków jest imponująca ale tylko z punktu widzenia naszego kraju.
    Jeśli zostaniesz tam, to te 100 tys, będzie nadal 100 tysiącami a nie 470ma.

    > Ja się nie wypowiadam o zarobkach w UK w ogóle, tylko konkretnie o
    > zarobkach kotraktowego programisty, który dostaje 450-650 funtów
    > dziennie brutto. Jak dostaje na rękę miesięcznie 5500-7200 funtów, to
    > to są przyzwoite pieniądze, _znacznie_ bardziej przyzwoite niż
    > 5500-7200 PLN na rękę miesięcznie.

    Sam napisałeś powyżej, że pieniądz ma wartość jeśli przyjedziesz do
    Polski. Jeśli jesteś tam, to ma taką wartość jaką ma siłę nabywczą w
    danym kraju. Tak więc 1 funt w UK to jeden funt ani mniej, ani więcej. Z
    niego się zrobi prawie 5, ale jak przyjedziesz do Polski, nie wcześniej.
    Tak więc te zarobki w Polsce są tak samo przyzwoite jak w UK w
    odniesieniu do kraju w jakim zostają zarobione.


    > sobie tam kupić kawalerkę albo pałac w Biedlandii, a po tylu latach
    > oszczędzania w Biedlandii można sobie kupić kawalerkę w Biedlandii,
    > albo wyjechać na weekend do Bogacji?

    Nie kombinuj, to ma sens tylko w momencie wyjazdu do tego biedniejszego
    kraju. Równie dobrze mogę porównywać Polskę do jakiegoś kraju trzeciego
    świata, wtedy nawet drobne zbierane na ulicy zrobią ze mnie w tamtym
    kraju bogacza... Tylko co z tego wynika? To że naginasz fakty żeby
    udowodnić swoją tezę.

    > W sklepie piwo nie kosztuje 3 funtów, tyle kosztuje normalnie w pubie
    > i to w droższych częściach UK. W sklepie kosztuje jakiś funt-półtora,
    > no chyba że chcesz jakiegoś Erdingera, ale tego to chyba w PL też nie
    > kupisz za 3 złote?

    Podejrzewam że w biedronce da się pewno litrowe piwo kupić za mniej niz
    1zł :P

    pozdrawiam,
    Przemek O.



  • 85. Data: 2011-09-02 13:24:20
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Sep 2, 12:41 pm, "Przemek O." <p...@o...eu> wrote:
    >
    > Tak, tylko dokumentacja minimalizuje skutki 'wyjścia' jakiejkolwiek
    > osoby z projektu. W przypadku gdzie programista wie co i jak, bo zarówno
    > jest projektantem, programistą analitykiem, w przypadku jego 'wyjścia' w
    > projektu robi się wielki bałagan, terminy biorą w łeb itd itp. Pisząc
    > 'wyjście' nie koniecznie mam na myśli zwolnienie się, ale jakiekolwiek
    > czynniki powodujące niedyspozycyjność pracownika przez jakiś czas.

    To jest osobny problem, ale to są jednak sporadyczne sytuacje, znaczy
    jak programista się zwalnia, to ma mmiesiąc wypowiedzenia i ten czas
    może poświęcić na przygotowanie odpowiedniej dokumentacji i/lub
    przekazanie wiedzy kolegom w inny sposób, sytuacje kiedy programistę
    potrąci ciężarówka są bardzo rzadkie. A i na nie są inne, moim zdaniem
    znacznie bardziej skuteczne sposoby: coding standards, shared (albo
    propagowany w Agile collective) ownership, code review, change
    control, widoczność zmian na poziomie team lead, orientacja testerach
    w funkcjonalności produktu i zmian w tejże i tak dalej.

    > > A jeśli weźmiemy pod uwagę jej obecność, to rozdrobnienie zadań
    > > zwielokratnia ilość tworzonej dokumentacji i co za tym idzie ilość
    > > czasu poświęcaną na pisanie i czytanie tejże.
    >
    > Dlaczego zwielokrotnia? Dokumentacja ma taką objętość żeby miała sens i
    > była użyteczna.

    Bo jeśli zamiast analityka i developera masz analityka, projektanta i
    programistę, to zamiast jednego dokumentu, który analityk przygotowuje
    a developer czyta, masz dwa dokumenty, jeden pisany przez analityka a
    czytany przez projektanta i drugi, pisany przez projektanta i czytany
    przez programistę. Jeśli rozbijesz to dalej na domain experta,
    analityka software'owego, projektanta i programistę, to dokumentów
    masz trzy razy tyle co w wariancie pierwotnym.

    > > No to mam dwa pytania: skąd programista wie co robić, skoro nie traci
    > > czasów na czytanie szczegółów dokumentu projektowego, który dostaje, i
    > > skoro programista nie traci czasu na czytanie tych szczegółów, to czy
    > > pisanie tych szczegółów przez projektanta nie było stratą czasu?
    >
    > Zależy co masz na myśli pisząc "szczegóły". Jasne, musi przeczytać tę
    > część dokumentacji projektu, która będzie w danym momencie
    > implementował. Jaka jest różnica pomiędzy przeczytaniem szczegółów a
    > rozmową z projektantem na ten temat?

    Jedno i drugie jest do bani, jakby sam projektował, to by nie musiał
    ani pisać dokumentu, ani czytać ani o tym rozmawiać.

    Ale tak poza tym to oczywiście rozmowa jest szybsza niż pisanie
    dokumentów.

    > Dobra dokumentacja minimalizuje dodatkowe pytania, a w przypadku
    > zapomnienia jakiegoś elementu można bez problemu znaleźć potrzebny punkt
    > w dokumentacji, a nie zawracać ponownie głowę projektantowi.

    No ale co się dzieje, jak jest żądanie dodania albo zmiany
    funkcjonalności, które wymaga zmiany w kilku miejscach istniejącego
    projektu? Projektant robi projekt zmian i osobno zmienia projekt
    pierwotny? A co, jeśli przez subtelnopści gramatyki i kontekstu zmiany
    opisane w projekcie zmian będzie mozna zrozumieć inaczej, niż zmiany
    naniesione na projekt? Programista, który nie rozumie co jest po co i
    dlaczego zrobi zmiany zgodne z dokumentem dokumentującym zmiany
    projektu, ale niekoniecznie zgodne z nowym projektem całości...

    > Czytasz między wierszami. Projekt nie jest gotowym programem w np.
    > pseudokodzie, nie ten poziom szczegółowości. Ale nie jest też poleceniem
    > typu, np. button jakiś tam powoduje wystawienie KP.
    > Opisuje dla jakich danych wejściowych po zastosowaniu jakich algorytmów
    > otrzymamy dane wyjściowe.

    No więc jeśli on rzeczywiście jednoznacznie i dla każdego przypadku
    opisuje to, co piszesz, to to jest to samo co pseudokod, tylko że
    prozą. Na przykład zamiast
    if inpout[0] = 'x' then output[3] = 'y'
    można napisać
    Jeśli pierwszym znakiem komunikatu wejściowego będzie literka 'x', to
    na czwartym znaku komunikatu wyjściowego powinna pojawić się literka
    'y'.

    Jak nietrudno zauwazyć, pisanie drugiej wersji trwa więcej niż pisanie
    pseudokodu i trwa również więcej, niż pisanie samego kodu. W dodatku
    wprowadza dodatkowe okazje do pomyłek.

    > Jeśli jest to wynikiem kilku dni analizy, to nie ma znaczenia czy zrobi
    > ją projektant, czy programista. Ktoś będzie musiał poświęcić ten czas na
    > przeanalizowanie tego, a dopiero końcowym efektem będzie podmiana tego
    > true na false. Ale o ile taka analiza jest w gestii projektanta (skoro
    > coś skopał) to już programista na tym etapie może zająć się czymś innym,

    Nie może, bo programista potrafi tylko impelmentować zmiany
    wyspecyfikowane w dokumentacji dostarczonej przez projektanta, a
    projektant nie dostarcza dokumentów, bo zajmuje się dochodzeniem gdzie
    trzeba zmienić true na false żeby program robił to, co ma robić.

    Oczywiście może się akurat zdarzyć tak, że będzie cośtam mógł robić,
    ale jeśli jesteś w takiej fazie projektu, że na każdych pięć
    zmienionych czy dopisanych linijek kodu masz trzy dni dochodzenia co
    właściwie trzeba zmienić i dzień komunikowania testerom i technical
    writerom jak się zmienił produkt i jak to przetestować, przy czym
    zarówno dochodzenie jak i tłumaczenie wymagają zrozumienia sensu tej
    zmiany, to twoi programiści nie mają nic do roboty, a projektanci nie
    wydalają z wypełnianim wszystkich zadań. Jak jesteś w innej fazie
    projektu, gdzie powstaje bardzo dużo nowego kodu, a wymagania się nie
    zmieniają, to z kolei potrzebujesz tych wszystkich programistów, więc
    nie wyjdziesz na tym najlepiej, jeśli w poprzedniej fazie ich
    zwolnisz. No chyba że bierzecie programistów z jakiejś agencji pracy
    tymczasowej, co by mnie nawet nie zdziwiło, sądząc po tym, co piszesz.

    > A poważnie, nie nikt nie musi mieć wykształcenia kierunkowego. Faktem
    > jest, że u nas projektanci często mają przeszłość zbieżną z typem
    > wytwarzanego oprogramowania, ale to raczej był ich atut przy
    > zatrudnianiu niż wymaganie. Na etapie analizy wymagań oraz projektu
    > posiłkujemy się osobami praktycznie obeznanymi z tematem.

    Oj, przecież nie potraktowałem tego wykształcenia kierunkowego
    dosłownie. Chodziło o 'domain knowledge'.

    > > Znaczy jaka prosta? Wyrzucasz go z pracy i dajesz ogłoszenie
    > > "zatrudnimy wdrożeniowca wiedzącego wszystko o naszym produkcie"?
    >
    > Prosta, albo się douczy do tego co jest potrzebne do wykonywania jego
    > zawodu, albo się rozstajemy.

    A to przepraszam, ja raczej pracuję przy produktach, których nie da
    się po prostu douczyć. Najszybszym sposobem douczania się jest i tak
    praca przy wdrażaniu, ale nawet ludzie, którzy robią to od wielu lat
    nie wiedzą wszystkiego.

    > I tak daje ogłoszenie, ale nie takie. Osoba
    > z call center awansuje na konsultanta, a nowa przyjmowana jest na jego
    > miejsce (oczywiście jeden i drugi ma szkolenia równające jego
    > kwalifikacje z wymaganymi).

    No ale skoro poprzedni konsultant z kilkuletnim doświadczeniem miał
    szkolenia a jednak nie wiedział wszystkiego, to na jakiej podstawie
    uważasz, że osoba z call center będzie widziała?

    > Nie wnikam w Twoje doświadczenia. Tak gdzie pracuje nie ma takiej
    > możliwości, oprogramowanie nie jest dostępne na rynku, nie można go
    > kupić w wersji pudełkowej i nie ma obrotu wtórnego. Zresztą przy
    > jakichkolwiek wdrożeniach program jest dostosowywany do klienta, co
    > polega nie tylko na instalacji czy konfiguracji.

    Ja też mówię o takiej sytuacji.

    > Z tej przyczyny odpadają firmy zewnętrzne które mogą to zrobić.

    Najwyraźniej jednak nie z tej przyczyny, bo poza waszą firmą i jej
    oprogramowaniem jest jednak sporo zewnętrznych konsultantów od
    oprogramowania kupowanego w ten sposób. Znaczy oprogramowanie robione
    jest jednak w taki sposób, że po dostarczeniu klient może sobie
    samodzielnie dostosowaać, dokonfigurować, oskryptować, pospinać z
    innymi systemami i tak dalej.

    > Z drugiej strony miałem też możliwość oglądania w akcji wdrożeniowców
    > zewnętrznych oprogramowania dystrybuowanego tylko w ten sposób (firma
    > nie zajmowała się wdrażaniem). Jak dla mnie porażka, poziom wiedzy, tak
    > niski że aż strach. Może to był wyjątek, nie wiem, ale zraziłem się.

    Tutaj normą jest to, że kontraktowi konsultanci od programu X to byli
    etatowi konsultanci w firmie produkującej X, którzy poczuli się, że na
    tyle wiedzą o produkcie, że mogą świadczyć konkurencyjna usługe bez
    specjalnego dostępu.

    > > Nie musi być przecież: jeśli kupujesz oprogramowanie jakkolwiek, to
    > > raczej masz możliwość je instalować i konfigurować samodzielnie, a
    > > skoro masz taką możliwość, to możesz również zlecić to osobie z
    > > zewnątrz.
    >
    > Jeśli mówimy o czymś pokroju Word'a, czy jakiegoś prostego
    > niedostosowanego ERPa to ok. W moim przypadku z tym z czym miałem do
    > czynienia, posiadanie instalki nie dawało żadnych możliwości :)

    Nie mówię o Wrodzie ani o ERPach, ja akurat mam głównie doświadczenie
    z oprogramowaniem finansowym: trading platforms, trade/order/position
    management, i takie tam. Zapewniam cię, że nie są to programy zbyt
    proste.

    Niemniej jednak raczej normą było, że jak klient opłacił licencję, to
    miał dostęp do instalek, które mógł sobie zainstalować, miał możliwość
    zmiany konfiguracji i dostawał end user documentation wyjaśniającą jak
    instalowac i jak konfigurować produkty, dodatkowo też konrakt
    supportowy, który uprawniał go do uzyskiwania dodatkowych odpowiedzi i
    objaśnień w tej kwestii.

    > > odpowiedzieć nie potrafi lub nie czuje się w obowiązku odpowiadać -
    > > również dlatego, że firma chce zarabiać na wynajmowaniu konsultantów i
    > > support może mieć w związku z tym politykę mówienia w pewnych sprawach
    > > "takie są usankcjonowane i udokumentowane sposoby korzystania z
    > > produktu, jak chcecie go hackować, to polecamy usługi naszych
    > > konsultantów".
    >
    > Ale w czym problem? Firmy są raczej po to żeby zarabiać, a nie żeby
    > dawać zarabiać innym.

    Problem? Tłumaczę ci tylko, że jak bierzesz konsultanta etatowego, to
    nie płacisz za to, że on wszystko wie (bo nie ma kogoś takego), tylko
    za to, że w razie potrzeby, jak czegoś nie wie, to może się
    dowiedzieć. Więc wartość takiego konsultanta nie wynika przede
    wszystkim z jego wiedzy, tylko ze wsparcia firmy. Nie ma więc powodu,
    żeby płacić mu od razu straszne kokosy (w porównaniu powiedzmy z
    developeram), bo przecież na początek to supportowiec z dodatkowym
    dwudniowym szkoleniem: podwyżkę 20% weźmie z pocałowaniem ręki.


    > Ja pisałem o dokumentacji ogólnie. Dokumentacji dostępnej wewnątrz firmy
    > w tym dla konsultanta, zarówno tej projektowej, analizy wymagań czy
    > czegokolwiek innego. Instrukcja czy dokumentacja dla odbiorcy w tym
    > wypadku to całkiem coś innego.

    Nawet w tym przypadku - konsuultant pracujący dla firmy tym się różni
    od zewnętrznego, że ma dostęp do tej dokumentacji. Jak klient płaci
    dwa razy tyle za konsultanta od producenta, to płaci za ten dostęp, a
    nie za człowieka, który wszystko wie.


  • 86. Data: 2011-09-02 14:12:01
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Sep 2, 1:01 pm, "Przemek O." <p...@o...eu> wrote:
    > W dniu 2011-09-02 13:27, Andrzej Jarzabek pisze:
    >
    > > Bardziej mnie interesowałaby odpowiedź "ile brutto może zażądać
    > > doświadczony programista (w sensie inżynier oprogramowania, nie
    > > "klepacz") żeby nie zostać wyśmianym."
    >
    > I tu się sprawa komplikuje, bo zarobki są mocno zróżnicowane w
    > zależności od dziedziny w której obraca się firma. Przy czym zarobki
    > programistów w firmach gdzie oprogramowanie nie jest głównym produktem
    > firmy są wyższe niż w firmach typowo tworzących oprogramowanie.
    > Z mojego doświadczenia mogę Ci powiedzieć, że zarobki w firmach nie
    > programistycznych (w moim rejonie) kształtują się średnio na poziomie
    > 4-12 tys netto (w zależności od branży, wielkości firmy itd itp), a
    > programistycznych rozrzut jest mniejszy bo od 3-8 tys.
    > Pamiętaj że mowa tutaj o doświadczonych programistach, a kwoty są mniej
    > więcej, na podstawie tego co wiem od znajomych o ich zarobkach itp.

    I poważnie chcesz podtrzymywac tezę, że zarabiać 4-12 tys PLN netto w
    Polsce to tak jak zarabiać 5-7 tysięcy netto w UK?

    > > No nie wiem. Nowa powieść w paperbacku kosztuje typowo 8-12 funtów w
    > > księgarni i 5-9 funtów online. W Polsce nowe paperbacki kosztują od 5
    > > do 12 PLN? Laptopa w Polsce kupowałem nie tak dawno, najtańszy Dell
    > > Inspiron kosztował 1700PLN, za tyle możesz kupić 15-calowego Macbooka
    > > Pro z rozszerzoną pamięcią albo większym twardym dyskiem niż
    > > podstawowy. Podobnego do tamtego Della Inspirona mozna kupić za 300
    > > funtów. Playstation 3 160GB też chyba nie kosztuje w Polsce poniżej
    > > 200 złotych?
    >
    > Miałem na myśli artykuły tzw. pierwszej potrzeby.

    No ale właśnie dlatego w rachunku kosztów życia uwzględniłem artykuły
    pierwszej potrzeby osobno. Jak zarabiasz 5,5 kafla na rękę, to 2
    tysiące zostają ci już _po_ wydaniu na artykuły pierwszej potrzeby.

    > A nie elektronikę gdzie cena jest kształtowana poza omawianymi krajami.

    Nie wiem jak ty, ale jak już kupię artykuły pierwszej potrzeby, to
    zwykle pozostałych pieniędzy nie wydaję na zakup większej ilości
    artykułów pierwszej potrzeby, tylko właśnie między innymi na
    elektronikę, multimedia, książki, gry i tak dalej.

    > > Jeśli chodzi o jedzenie, np. wieprzowina (szynka, karkówka, schab) w
    > > Tesco kosztuje 4-6 funtów, w Polsce chyba jednak coś koło 10-15 PLN?
    >
    > Pewno 10 - 15 ale nie 20 - 30 jakby to wyszło w przeliczenia. :)

    Zrozumiałem tezę tak, że proponujesz przeliczac funty na złotówki 1:1,
    bo chociaż wynajem mieszkania kosztuje więcej złotówek w Polsce niż
    funtów w UK (co się zgadza), to jedzenie kosztuje więcej funtów w UK
    niż złotówek w POlsce (co jest ewidentną bzdurą).

    W moim porównaniu opłacalności jedzenie jest wliczone ryczałtem w te
    1400 funtów. Uwierz mi, żyjąc za tyle można jeść całkiem sporo
    wieprzowiny, jeśli jedzenie wieprzowiny jest tym własnie, co cię
    kręci.

    Ogólnie wynika z tego, że jeśli porównujemy 'essentials' (mieszkanie,
    jedzenie) to sensownym przelicznikiem jest 1GBP = 2PLN, przy non-
    essentials (elektronika, muzyka, Bahamy, oszczędzanie) sensownie jest
    przeliczać po kursie. Stąd mój rachunek: jak zarabiasz 5500 funtów na
    rękę, to wydatek 3500 na 'essentials' zapewnia ci całkiem komfortowe
    życie, zostaje 2000 na resztę.

    > Właśnie _jeśli_ wracasz do Polski.

    No ale przecież możesz wrócić do polski, i wtedy jesteś w sytuacji
    porównywalnej do kogoś, kto przepracował te lata w Polsce, cośtam
    zaoszczędził i zdecydował dalej pozostać w Polsce. Jeśli chcesz dalej
    pracować, a nie decydujesz się na powrót, to może np. dlatego, że
    stwierdzasz, że jednak bardziej opłaca się zarabiać 5500 funtów niż
    12000 PLN? A po tym czasie już pewnie zarabiasz bliżej tych 7200 na
    rękę.

    Z kolei jeśli przechodzisz na emeryturę, to będąc w UK i mając 100k
    GBP oszczędności możesz zadać sobie pytanie: czy wolę być emerytem w
    UK ze stoma tysiącami oszczędności, czy emerytem w Polsce z pół
    miliona PLN oszczędności. A jak przechodzisz na emeryturę w Polsce
    mając 100k PLN oszczędności, to masz wybór pomiędzy byciem emerytem w
    Polsce ze 100k PLN oszczędności, a byciem emerytem w UK z 20k GBP
    oszczędności. Który z tych wyborów wydaje ci się atrakcyjniejszy?

    > Czyli tak jak napisałem, wysokość
    > zarobków jest imponująca ale tylko z punktu widzenia naszego kraju.
    > Jeśli zostaniesz tam, to te 100 tys, będzie nadal 100 tysiącami a nie 470ma.

    Ale jak mnei dopadnie kryzys wieku średniego, to za 100k funtów
    mógłbym sobie kupić jakiegoś nienajgorszego Porsche nówkę, a za 100
    tysięcy PLN w Polsce Forda Mondeo albo Porsche odwijanego ze słupa.

    > > Ja się nie wypowiadam o zarobkach w UK w ogóle, tylko konkretnie o
    > > zarobkach kotraktowego programisty, który dostaje 450-650 funtów
    > > dziennie brutto. Jak dostaje na rękę miesięcznie 5500-7200 funtów, to
    > > to są przyzwoite pieniądze, _znacznie_ bardziej przyzwoite niż
    > > 5500-7200 PLN na rękę miesięcznie.
    >
    > Sam napisałeś powyżej, że pieniądz ma wartość jeśli przyjedziesz do
    > Polski.

    Ale jak przyjadę do Polski to będę w Polsce, tak jak ktoś, kto nie
    wyjechał.

    > > sobie tam kupić kawalerkę albo pałac w Biedlandii, a po tylu latach
    > > oszczędzania w Biedlandii można sobie kupić kawalerkę w Biedlandii,
    > > albo wyjechać na weekend do Bogacji?
    >
    > Nie kombinuj, to ma sens tylko w momencie wyjazdu do tego biedniejszego
    > kraju.

    Lepiej mieć wybór między byciem średnio zamożnym w bogatym kraju a
    byciem milionerem w biednym kraju, niż między byciem średnio zamożnym
    w biednym kraju, a byciem żebrakiem w bogatym.

    > Równie dobrze mogę porównywać Polskę do jakiegoś kraju trzeciego
    > świata, wtedy nawet drobne zbierane na ulicy zrobią ze mnie w tamtym
    > kraju bogacza... Tylko co z tego wynika?

    Gdyby tak było, to by z tego wynikało, że mógłbyś sobie rozwazyć wybór
    między pozostaniem w Polsce i nie byciem bogaczem a wyjechaniem do
    Burundi i byciem bogaczem. Jeśli stwierdzisz, że gorzej być bogaczem w
    Burundi niż średnio zamożnym w Polsce, to chyba jeszcze gorzej być
    średnio zamożnym w Burundi?

    > > W sklepie piwo nie kosztuje 3 funtów, tyle kosztuje normalnie w pubie
    > > i to w droższych częściach UK. W sklepie kosztuje jakiś funt-półtora,
    > > no chyba że chcesz jakiegoś Erdingera, ale tego to chyba w PL też nie
    > > kupisz za 3 złote?
    >
    > Podejrzewam że w biedronce da się pewno litrowe piwo kupić za mniej niz
    > 1zł :P

    Przyznam, że nie jest to dla mnie jakiś szczególnie przekonywujący
    argument za tym, że lepiej mieszkać w Polsce. Nawet wręcz przeciwnie.

    Zresztą w UK też sprzedają jakieś podejrzane alkohole po niskich
    cenach (piwo Tesco Value, yo!)


  • 87. Data: 2011-09-02 14:40:16
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: Andrzej Jarzabek <a...@g...com>

    On Sep 2, 12:42 pm, "Sarr." <s...@g...pl> wrote:
    > On 1-9-2011 22:07, Andrzej Jarzabek wrote:
    >
    > > Wybacz, ale to samo można powiedzieć o każdej branży. Z drugiej strony
    > > takie firmy jak EA czy Activision-Blizzard raczej mogą sobie pozwolić na
    > > łyknięcie takiego ryzyka, a sytuacja programistów w nich wcale nie jest
    > > znacząco lepsza.
    >
    > w kazdej innej branzy duzo rzadziej sie takie ryzyko podejmuje. giganci
    > branzy gier owszem moga sobie pozwolic na wiecej ale... rzadko to robia,
    > czego wynikiem jest masowa produkcja 'bezpiecznych' sequeli. dosc
    [...]
    > niestety nie wiem jaka jest sytuacja programistow w wielkich studiach,
    > nie mialem okazji doswiadczyc a i nie znam nikogo kto moglby sie
    > podzielic informacjami.

    Akurat znam człowieka, który robił bezpiecznego sequela dla wielkiej
    korporacji i jakoś nie powodowało to, że korporacja płaciła mu
    pieniądze analogiczne jak w innych branżach. Teraz robi znacznie
    większą kasę w startupie robiącym innowacyjną grę :)

    > > A wielkie korporacje tworzące gry mogą? A co ze stosunkowo niedużymi
    > > firmami tworzącymi oprogramowanie dla banków czy dla funduszy?
    >
    > mam wrazenie, ze w oprogramowaniu biznesowym gdzie procedury i wymagania
    > sa przestrzegane bardzo rygorystycznie jest o wiele mniejsze pole do
    > popisu niz w branzy rozrywkowej gdzie co chwila pojawiaja sie chocby
    > nowosci sprzetowe, ktore mozna wykorzystac. pomyslowe nowosci moga sie
    > klientom [graczom] spodobac lub nie, mozna trafic w niezagospodarowana
    > nisze, mozna tez niestety jak kula w plot - tak po prostu jest.

    Czy tobie się wydaje, że te procedury i wymagania zabraniają
    wymyślania nowych produktów, które mogą się klientom spodobać, lub
    nie? To raczej kwestia percepcji: jak ktos wymyśli i wypuści na rynek
    innowacyjny produkt dla trading desków obracających instrumentami
    pochodnymi, to ani ty sie nie dowiesz o istnieniu takiego programu,
    ani, nawet gdybyś się dowiedział, nie byłbyś w stanie docenić jego
    innowacyjności (odczujesz za to skutki innowacji jak nagle wyparuje
    połowa twojej emerytury :)

    > korporacje tworzace gry jakos niechetnie stawiaja na zupelne nowosci, im
    > wieksza firma, tym bezpieczniej stara sie grac. jesli sie mysle, prosze
    > o przyklady. niebardzo rozumiem pytanie o stosunkowo nieduze firmy
    > tworzace oprogramowanie dla bankow czy dla fundusz.

    Porównywałeś wielkie korporacje tworzące oprogramowanie dla banków ze
    stosunkowo niedużymi studiami produkującymi gry, twierdząc na tej
    podstawie, że w grach jest więcej innowacji. A dlaczego nie porównać
    innowacji stosunkowo niedużych startupów robiących oprogramowanie dla
    banków i funduszy z wielkimi korporacjami robiącymi gry (których
    innowacyjność - jak sam przyznajesz - jest niska) i na tej podstawie
    uznać, że branża gier video jest mało innowacyjna w porównaniu z
    oprogramowaniem dla banków.

    > > W jakim sensie firmy piszące oprogramowania dla banków grają
    > > asekuracyjnie i jak tłumaczysz fakt, że jednak czasem wypuszczają one
    > > nowe, w tym innowacyjne produkty, a nie tylko robią kolejne wersje starych?
    >
    > wez chociaz kwestie odszkodowan, gra sie wiesza - wychodzi patch. system
    > bankowy pada - klient zada slonego zadoscuczynienia. to wymusza asekuracje.

    Znaczy w licencjach na oprogramowanie również bankowe stosuje się
    raczej standardowe dupochrony, więc pozew z powodu jednego buga nie
    jest prawdopodobny. Ale prawda jest taka, że pad programu bardziej
    klienta boli niż w przypadku gier. Zresztą pisałem o tym w wątku:
    dlatego programiści systemów bankowych lepiej zarabiają, bo słabiej
    działa na nich argument w postaci "nie dam podwyżki, a jak nie pasi to
    do widzenia, zatrudnię na twoim miejscu dwóch studentów." Bo zamiana
    doświadczonego programisty na dwóch studentów zwiększa potem ryzyko
    padu.

    > > Ale jaki jest związek tego z tym, że programistom gorzej płacą? Przecież
    > > płacą im gorzej nawet jeśli innowacja wypali i ryzyko się firmie opłaci.
    >
    > wydaje mi sie, ze w gre wchodzi swego rodzaju prestiz, cos podobnego do
    > srodowiska architektow gdzie nieodplatne nadgodziny i weekendy to
    > niekiedy normalka, ale w koncu mozna powiedziec, ze masz pewiem
    > [niekiedy spory] udzial w tym co pozniej podziwiaja codziennie miliony.
    > w zwiazku z czym ludzie niejako przelykaja niedogodnosci, cos w imie
    > cierpienia w imie sztuki ;] moze nieco splaszczylem mysl, ale tego typu
    > mechanizm istnieje.

    I to akurat wydaje mi się całkiem prawdopodobne. Ale to nie ma nic
    wspólnego z ryzykiem.

    > > Ostatecznie jednak pracodawca może sobie pozwolić na płacenie mniejszych
    > > pieniędzy i nie ma takiego problemu, że nie może znaleźć programistów bo
    > > ci idą tam, gdzie lepiej płacą, więc dlaczego miałby płacić im więcej i
    > > zmniejszać sobie zyski?
    >
    > o, widzisz, zaczynasz myslec jak pracodawca, ktory jaknajdluzej stara
    > sie placic mimimum, az do momentu kiedy na horyzoncie pojawia sie realna
    > szansa na to, ze programisci rzeczywiscie pojda tam gdzie lepiej placa.

    Jak zrozumiałem, w takiej sytuacji zatrudnia się dwóch studentów.
    Razem we dwóch zrobią co prawda buga, przed którego gra w połowie
    padnie albo chmury zrobią się kwadratowe, ale nic to, zrobi się patcha
    i będzie OK.

    > > Wcale nie jest trudno, rynkowa wartość jest taka, jaką pracodawcy zwykle
    > > płacą. Gdyby była wyższa, to szli by tam, gdzie by im płacili więcej.
    >
    > widzisz, jesli masz n mozliwosci z ktorych mozesz wybrac, mozesz
    > wybierac. wedlug mnie programisci gier maja mniejsze mozliwosci w
    > kwestii zmiany miejsca pracy niz ich koledzy po fachu specjalizujacy sie
    > w innych dziedzinach. wynika to ze stosunku ilosci firm produkujacych
    > gry do ilosci firm produkujacych szeroko pojete inne oporogramowanie.

    Ale przecież programista robiący gry też może odejśc do firmy, w
    której robi się coś innego.


  • 88. Data: 2011-09-02 16:40:10
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: m...@t...pl


    >  - stworzenie Wspólnej Polityki Software'owej w ramach UE,
    >    a w niej:
    A w ramach niej lepsze standardy i lepsze przestrzeganie ich.
    Pozdrawiam



    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 89. Data: 2011-09-03 07:45:24
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: g...@p...onet.pl

    > > On 01/09/2011 16:10, m...@t...pl wrote:

    >

    >

    > > Tak może jest w małych firmach, ale raczej niekoniecznie w korpo, jeśli

    > > mówimy o zarobkach programisty. Przecież nawet ci programiści, którzy

    > > pracują przy dobrze sprzedających się grach, są kiepsko opłącani, nie?

    > Nie wiem... zawsze miałem oferty za 3 razy więcej niż mnie zadowala i to

    > w różnych branżach, nie tylko jako programista gier - ale z reguły nic nie

    > dochodziło do skutku głównie dlatego że mam słaby angielski. Pierwszy

    > raz się spotykam z opiniami że zarobki programistów gier są nędzne.

    >

    > > Z drugiej strony przecież znaczna część kupujących kieruje się nie tylko

    > > marketingiem, ale też recenzjami czy opiniami innych graczy, czy nawet

    > > własnym oglądem produktu (na komputerze czy telefonie kolegi).

    > Usiłuję sobie przypomnieć co spowodowało że zagrałem kilka razy w

    > Tibię. Niby masz rację, zagrałem dlatego że koleżanka mnie namówiła. Ale

    > namówiła mnie w jaki sposób? Ano w taki pod wpływem jakiego marketingu

    > była. Ona nie miała bladego pojęciach o technicznych aspektach

    > gier komputerowych. A jedna powiedziała mi coś takiego "gra ma prostą

    > grafikę więc się nie martw, na każdym komputerze się uruchomi". Nie

    > wiem czy jest jasne do czego zmierzam... Oczywistym jest fakt, że wypasiona

    > grafika w grach komputerowych jest bardzo ważna, wręcz kluczowa, a w Tibi

    > nagle grafika jest wadą, bo gra by mogła nie działać na wszystkich

    > komputerach :)  Pewnie dźwięku też dlatego nie ma żeby użytkownikowi

    > oszczędzić problemów z kupowaniem/konfigurowaniem karty dźwiękowej :)

    >

    > > Co do samej Tibii to weź pod uwagę, że to jest bardzo stara gra i wtedy,

    > > kiedy się intensywnie rozwijała to jednak mogła oszałamiać - nie było

    > > innych tego typu gier. Jednak nawet jej początkowy sukces nijak się ma

    > > do takiego WoW.

    > Hmmm no ja akurat w WoW nigdy nie grałem, a w Tibię kilka razy mi się

    > zdarzyło :)

    >

    nie gralem ani w tibie ani w wowa, a pogralbym,
    jak najbardziej - podejrzewam ze obie gry spodobalyby
    mi sie

    moze za rok - poki co nie dorobilem sie ani
    dosc mocnego kompa ani stalego lacza

    z braku sprzetu do grania moge poswiecac zainteresowanie
    grami przy obmyslaniu troche jak je kodowac itp

    teraz zasadniczo z wolna wiecej czasu moglbym
    poswiecac na temat 'robienia wymyslania gier' niz
    na temat 'czystego programowania'



    --
    Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


  • 90. Data: 2011-09-05 10:27:38
    Temat: Re: Dlaczego w branży rozrywkowej najsłabiej płacą?
    Od: "Sarr." <s...@g...pl>

    On 2-9-2011 16:40, Andrzej Jarzabek wrote:
    > On Sep 2, 12:42 pm, "Sarr."<s...@g...pl> wrote:
    >> On 1-9-2011 22:07, Andrzej Jarzabek wrote:
    >>
    > [...]
    >> niestety nie wiem jaka jest sytuacja programistow w wielkich studiach,
    >> nie mialem okazji doswiadczyc a i nie znam nikogo kto moglby sie
    >> podzielic informacjami.
    >
    > Akurat znam człowieka, który robił bezpiecznego sequela dla wielkiej
    > korporacji i jakoś nie powodowało to, że korporacja płaciła mu
    > pieniądze analogiczne jak w innych branżach. Teraz robi znacznie
    > większą kasę w startupie robiącym innowacyjną grę :)

    szczesciarz ;]

    >>> A wielkie korporacje tworzące gry mogą? A co ze stosunkowo niedużymi
    >>> firmami tworzącymi oprogramowanie dla banków czy dla funduszy?
    >>
    >> mam wrazenie, ze w oprogramowaniu biznesowym gdzie procedury i wymagania
    >> sa przestrzegane bardzo rygorystycznie jest o wiele mniejsze pole do
    >> popisu niz w branzy rozrywkowej gdzie co chwila pojawiaja sie chocby
    >> nowosci sprzetowe, ktore mozna wykorzystac. pomyslowe nowosci moga sie
    >> klientom [graczom] spodobac lub nie, mozna trafic w niezagospodarowana
    >> nisze, mozna tez niestety jak kula w plot - tak po prostu jest.
    >
    > Czy tobie się wydaje, że te procedury i wymagania zabraniają
    > wymyślania nowych produktów, które mogą się klientom spodobać, lub
    > nie? To raczej kwestia percepcji: jak ktos wymyśli i wypuści na rynek
    > innowacyjny produkt dla trading desków obracających instrumentami
    > pochodnymi, to ani ty sie nie dowiesz o istnieniu takiego programu,
    > ani, nawet gdybyś się dowiedział, nie byłbyś w stanie docenić jego
    > innowacyjności (odczujesz za to skutki innowacji jak nagle wyparuje
    > połowa twojej emerytury :)

    oprogramowanie biznesowe nie jest moja silna strona, wiec ciezko jest mi
    sie wypowiadac na ten temat. nie wiem jak czesto rewolucyjne produkty o
    ktorych wspominasz pojawiaja sie na tamtym rynku [i czy juz powinienem
    sie martwic o emeryture ;]

    wydaje mi sie, ze branza rozrywkowa jest jak producenci szybkich
    samochodow sportowych, a oprogramowanie bankowe to jak producent dobrej
    klasy samochodow ciezarowych. niby to tylko samochody, postep i nowosci
    sa w obu sektorach, ale nowe ferrari z 'bajerami' jest bardziej
    zauwazalne przez wiekszosc niz ulepszony uklad hamulcowy w powiewiedzmy
    nowym daf'ie [mimo, ze uratuje on kilka zyc w skali roku i zwiekszy
    zywotnosc samochodu]. ludzie nie skupiaja sie na rzeczach, ktore nie sa
    dla nich przeznaczone, dlatego ja mam calkiem spora szanse nie zauwazyc
    programu tej klasy, o jakiej wspominasz. do gier kazdy ma dostep, jest
    codziennie bombardowany reklamamy i informacjami - wiec nowosci w tej
    dziedzinie sa bardzo szybko widoczne.

    jasne, ze do pewnego stopnia to kwestia percepcji. do powazniejszej
    dyskusji wypadalo by tez zdefiniowac 'innowacyjnosc' zeby moc dokonac
    jakichkolwiek porownan. ale zdaje mi sie, ze odchodzimy od tematu.

    >> korporacje tworzace gry jakos niechetnie stawiaja na zupelne nowosci, im
    >> wieksza firma, tym bezpieczniej stara sie grac. jesli sie mysle, prosze
    >> o przyklady. niebardzo rozumiem pytanie o stosunkowo nieduze firmy
    >> tworzace oprogramowanie dla bankow czy dla fundusz.
    >
    > Porównywałeś wielkie korporacje tworzące oprogramowanie dla banków ze
    > stosunkowo niedużymi studiami produkującymi gry, twierdząc na tej
    > podstawie, że w grach jest więcej innowacji. A dlaczego nie porównać
    > innowacji stosunkowo niedużych startupów robiących oprogramowanie dla
    > banków i funduszy z wielkimi korporacjami robiącymi gry (których
    > innowacyjność - jak sam przyznajesz - jest niska) i na tej podstawie
    > uznać, że branża gier video jest mało innowacyjna w porównaniu z
    > oprogramowaniem dla banków.

    trzeba by porownac ile bylo innoawcji w tych branzach w ciagu ostatnich
    lat, ale nie czuje sie na silach tego zrobic bo nie mam wystarczajacej
    wiedzy ani danych zeby zrobic to solidnie. moge sie jedynie wypowiedziec
    z punktu branzy gier komputerowych ale jak wspomnialem powyzej, troche
    wydaje mi sie, ze odchodzimy od tematu i skupiamy sie na dyskutowaniu
    wyzszosci motocykla nad samochodem i vice versa.

    siedze w grach, i slysze o nowosciach dosc czesto, sam interesuje sie
    tez exsperymentalnymi projektami. okoliczne studia zadluzaja sie, ich
    produkty nie przynosza szacowanych zyskow, studia padaja. obijaja mi sie
    o uszy rozne historie, niekiedy z pierwszej reki, w ktore wierzyc sie
    czasem nie chce. raz doswiadczylem zamykania studia, w ktorym
    pracowalem, bo gra [za ktora to studio nie bylo nawet odpowiedzialne],
    ktora zostala wydana nie wygenerowala zadowalajacych zyskow. z
    doswiadczenia wiem jak sie gra w tej branzy. czy tak czesto ryzykuje sie
    w innych branzach, tego nie wiem.

    >>> W jakim sensie firmy piszące oprogramowania dla banków grają
    >>> asekuracyjnie i jak tłumaczysz fakt, że jednak czasem wypuszczają one
    >>> nowe, w tym innowacyjne produkty, a nie tylko robią kolejne wersje starych?
    >>
    >> wez chociaz kwestie odszkodowan, gra sie wiesza - wychodzi patch. system
    >> bankowy pada - klient zada slonego zadoscuczynienia. to wymusza asekuracje.
    >
    > Znaczy w licencjach na oprogramowanie również bankowe stosuje się
    > raczej standardowe dupochrony, więc pozew z powodu jednego buga nie
    > jest prawdopodobny. Ale prawda jest taka, że pad programu bardziej
    > klienta boli niż w przypadku gier. Zresztą pisałem o tym w wątku:
    > dlatego programiści systemów bankowych lepiej zarabiają, bo słabiej
    > działa na nich argument w postaci "nie dam podwyżki, a jak nie pasi to
    > do widzenia, zatrudnię na twoim miejscu dwóch studentów." Bo zamiana
    > doświadczonego programisty na dwóch studentów zwiększa potem ryzyko
    > padu.

    ja na przyklad pracuje w firmie, gdzie management najwidoczniej uwaza,
    ze student sie nauczy szybko zrobi wszystko, a jak nie, to dwoch na
    pewno sobie poradzi. cierpi na tym pozniej porzadek i jakosc kodu,
    niekiedy musze rzeczy poprawiac po takich delikwentach, ktory po pol
    roku wracaja do szkoly i sluch o nich ginie. taka polityka firmy. troche
    racji w tym cytacie ze studentami jest, i to jest zdaje sie dobry
    argumnent na wysokosc wynagrodzenia.

    >>> Ale jaki jest związek tego z tym, że programistom gorzej płacą? Przecież
    >>> płacą im gorzej nawet jeśli innowacja wypali i ryzyko się firmie opłaci.
    >>
    >> wydaje mi sie, ze w gre wchodzi swego rodzaju prestiz, cos podobnego do
    >> srodowiska architektow gdzie nieodplatne nadgodziny i weekendy to
    >> niekiedy normalka, ale w koncu mozna powiedziec, ze masz pewiem
    >> [niekiedy spory] udzial w tym co pozniej podziwiaja codziennie miliony.
    >> w zwiazku z czym ludzie niejako przelykaja niedogodnosci, cos w imie
    >> cierpienia w imie sztuki ;] moze nieco splaszczylem mysl, ale tego typu
    >> mechanizm istnieje.
    >
    > I to akurat wydaje mi się całkiem prawdopodobne. Ale to nie ma nic
    > wspólnego z ryzykiem.

    nie nawiazywalem do ryzyka, tylko do tego, ze jesli chcesz sie bawic w
    gry, to ta branza rzadzi sie troche swoimi prawami i nie bedac 'szycha'
    nie da sie ich zmieniac, trzeba sie je zaakceptowac. chcialem nawiazac
    do tematu, ktory traktuje o zarobkach w branzy rozrywkowej. uwazam, ze
    gdy w gre wchodzi prestiz, wynagdodzenie moze [paradoksalnie] na tym
    ucierpiec.

    >>> Ostatecznie jednak pracodawca może sobie pozwolić na płacenie mniejszych
    >>> pieniędzy i nie ma takiego problemu, że nie może znaleźć programistów bo
    >>> ci idą tam, gdzie lepiej płacą, więc dlaczego miałby płacić im więcej i
    >>> zmniejszać sobie zyski?
    >>
    >> o, widzisz, zaczynasz myslec jak pracodawca, ktory jaknajdluzej stara
    >> sie placic mimimum, az do momentu kiedy na horyzoncie pojawia sie realna
    >> szansa na to, ze programisci rzeczywiscie pojda tam gdzie lepiej placa.
    >
    > Jak zrozumiałem, w takiej sytuacji zatrudnia się dwóch studentów.
    > Razem we dwóch zrobią co prawda buga, przed którego gra w połowie
    > padnie albo chmury zrobią się kwadratowe, ale nic to, zrobi się patcha
    > i będzie OK.

    sarkazm? w kazdym razie, tak, troche to tak jest. moze nie doslownie,
    ale na przyklad bierze sie studenta za grosze, ktory robi system AI,
    ktory w efekcie w owszem jest uzyteczny, ale proby rozwiniecia go
    pozniej czy poprawienia [bo okaze sie ze nie byl do konca przetestowany
    albo gracze wychwycili bledy], zajmuja tyle co napisanie nowego systemu.
    ale warunek byl: ma byc na czas i dzialac. apropo kwadratowych chmur,
    cykl publikacji trwa kilka tygodni, i bywa tak, ze w trakcie produkcji
    nosnikow w gra, programisci zasuwaja juz nad pierwszym patchem, ktory
    wydawany jest w dniu premiery - normalka ;]

    >>> Wcale nie jest trudno, rynkowa wartość jest taka, jaką pracodawcy zwykle
    >>> płacą. Gdyby była wyższa, to szli by tam, gdzie by im płacili więcej.
    >>
    >> widzisz, jesli masz n mozliwosci z ktorych mozesz wybrac, mozesz
    >> wybierac. wedlug mnie programisci gier maja mniejsze mozliwosci w
    >> kwestii zmiany miejsca pracy niz ich koledzy po fachu specjalizujacy sie
    >> w innych dziedzinach. wynika to ze stosunku ilosci firm produkujacych
    >> gry do ilosci firm produkujacych szeroko pojete inne oporogramowanie.
    >
    > Ale przecież programista robiący gry też może odejśc do firmy, w
    > której robi się coś innego.

    to jest bardzo ciezkie pytanie, ktore wraca jak bumerang do chyba
    kazdego programisty bawiacego sie w gry zawodowo. owszem, moze, jesli
    tego naprawde chce. ale... po zrobieniu 'rachunku sumienia' czesto
    okazuje sie, ze chcec robienia tego co sie lubi jest wieksza niz
    potrzeba wyzszych zarobkow. dopiero kiedy roznice sa zbyt duze, szala
    sie przewaza. w takiej sytuacji programista gier ma dodatkowy problem -
    jest doswiadczony, ale nie w tym czego sie oczekuje w innych
    dziedzinach. czy znajomosc na wylot rendering pipeline x360 i ps3 da sie
    wykorzystac w programowaniu nawet innowacyjnego produktu dla trading
    desków obracających instrumentami pochodnymi? raczej niebardzo. nagle
    okazuje sie, ze spora czesc wiedzy i doswiedczenia nie daje sie
    wykorzystac gdzie indziej, a kazdy inny SAP programmer z 2-letnim
    doswiedczeniem czy jakimkolwiek certyfikatem microsoft'u wypada lepiej w
    oczach potencjalnych pracodawcow.

    pozdrawiam,
    Sarr.

strony : 1 ... 8 . [ 9 ] . 10 ... 18


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1

Wpisz nazwę miasta, dla którego chcesz znaleźć jednostkę ZUS.

Wzory dokumentów

Bezpłatne wzory dokumentów i formularzy.
Wyszukaj i pobierz za darmo: