-
1. Data: 2017-04-14 19:37:51
Temat: EWOLUCJA
Od: sundayman <s...@p...onet.pl>
Umieszczę w osobnym wątku, dla ułatwienia sobie...
Skromna uwaga Romana Rogóża na temat naszego grupowego kolegi
przypomniała mi pewną historię, którą tutaj w kliku odcinkach streszczę,
a która jak sądzę może rzucić światło na zastanawiającą nieraz aktywność
wspomnianego na wstępie osobnika... A może nie "osobnika"...
EWOLUCJA
Profesor Zazul zszedł po śliskich, kamiennych i lekko zakręconych
schodkach. Na samym dole, w świetle zakurzonej żarówki nad masywnymi,
drewnianymi drzwiami, wyjął z kieszeni klucz i otworzył zamek.
Wszedł do ciemnego pomieszczenia, namacał na ścianie hebel zasilania i
przełączył go.
Z cichym trzaskiem włączył się zasilacz, uruchamiając obwody
oświetlenia. Klapiąc przełącznikami zapalały się po kolei wiszące spod
tonącego wysoko w mroku sklepienia żarówki, których słabe
żółtopomarańczowe światło nieznacznie tylko rozjaśniało wnętrze.
Warsztat Zazula przypominał raczej jakąś starą graciarnię, albo może
magazyn niż laboratorium. Na drewnianych stołach w kompletnym wydawałoby
się chaosie, walały się rozmaite elektryczne cewki, lampy i inne
elektryczne podzespoły, wśród przewodów oraz archaicznych przyrządów
pomiarowych. Pod ścianami stały regały z półkami zapełnionymi jakimiś
słojami, pudłami i skrzyneczkami.
W powietrzu zaś unosił się lekko drażniący zapach jakiejś chemicznej
mieszaniny, pomieszany z kurzem i stęchlizną.
Gdzieś za ścianą słychać było ciche buczenie potężnego transformatora,
wypełniającego ledwo wyczuwalną wibracją całą przestrzeń.
Zazul zamknął za sobą drzwi i podszedł do stojącej w najciemniejszym
kącie, wysokiej po sufit skrzyni i szerokiej na kilka kroków, do której
z każdej strony dochodziły grube, czarne kable.
- no no, jak się masz, przyjacielu... - wyszeptał Zazul, jednocześnie
grzebiąc w kieszeni swoje pobrudzonego i poplamionego fartucha.
- zaraz... ja tutaj ci wszystko...
Zazul znalazł w końcu to czego szukał - przypominający gruby długopis
szklany cylinder. Wsunął go w okrągły otwór z boku skrzyni.
W skrzyni coś syknęło, rurka włożona do otworu rozjarzyła się powoli jak
stalowy pręt w piecu indukcyjnym, potem trzasnęły elektromagnetyczne zamki.
Przód skrzyni jak gdyby rozpękł się - ukazując rozsuwające się na boki
wrota. Zazul pociągnął za uchwyt i odsunął je. Buchnęło gorące powietrze.
W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że to piec przeznaczony
do wypalania ceramiki albo szkła - wypełnione lekko drżącymi ognikami.
W rzeczywistości były to tysiące lamp elektronowych - które zajmowały
całe wnętrze, pozostawiając jedynie wąską alejkę nie szerszą niż na
szczupłego człowieka, ciągnącą się w głąb.
Zazul zrobił krok do środka, ale zawahał się jakby sobie o czymś
przypomniał i poklepał się po lewej , lekko wypchanej kieszeni fartucha
sprawdzając czy czegoś nie zapomniał.
- dobrze... żeby tylko nie dzisiaj... - wymamrotał pod nosem Zazul
uspokojony jakby nieco. Wszedł do środka i wyjął znajdujący się w
przelotowym otworze szklany walec.
Drzwi za nim zasunęły się i szczęknęły zamykając.
Zazul schował go i powoli zaczął iść pomiędzy nie kończącymi się
stelażami z elektronowymi lampami.
....................................................
.....................
Zazul szedł wąską alejką kilkadziesiąt metrów. Nad nim i po obu jego
stronach pulsowały delikatnie światełka nieskończonej ilości
elektronowych lamp. Czym dalej w głąb, tym bardziej gorąco, tym trudniej
było Zazulowi oddychać. Wszystko delikatnie drżało niskim buczeniem
pomieszanym z pobrzękiwaniem drucików w szklanych bańkach.
Zazul zatrzymał się, wyciągnął brudną chusteczkę i wytarł spocone czoło.
Stojąc tak przez chwilę, odniósł wrażenie że znajduje się wewnątrz
wulkanu, pełnego żarzącej się lawy, zastygłej na chwilę dziwnym
kaprysem, która za chwilę ożyje i zatopi go płynnym żarem.
Zazul ruszył dalej i po chwili dotarł celu - korytarz wśród morza lamp
skończył się gwałtownie i Zazul wyszedł na otwartą przestrzeń.
Stał na metalowym podeście, okrążającym kuliste pomieszczenie o średnicy
może 30 metrów. Ściany tej komory od dołu do góry wypełnione były
tysiącami a może raczej dziesiątkami i setkami tysięcy lamp. Mimo braku
jakiegokolwiek innego oświetlenia, wnętrze było dość widne, dzięki
płynącemu z każdej strony światłu rozżarzonych włókien.
W centrum tej komory stało olbrzymie, czarne jak smoła drzewo, z
ginącymi w podłodze grubymi korzeniami i rozłożystą koroną, wspierającą
jakby górną połowę kulistej pieczary.
Zazul ruszył po metalowym podeście biegnącym lekką pochyłością dół, ku
centrum komory. Wyglądało to trochę tak jak gdyby schodził po trybunach
stadionu - ale zamiast widzów za barierką schodów było morze szklanych,
rozjarzonych baniek.
Nad nim, na lampowym niebie przesłoniętym czarnymi gałęziami przepływały
jaśniejsze i ciemniejsze plamy, wskazując nierównomierną pracę
elektrycznych obwodów.
W końcu doszedł do okrągłej platformy, z centrum której wyrastał
potężny, lśniący czernią pień, o średnicy dobrych kilku metrów.
Z bliska widać było już, że tworzą go splątane, grube jak ramię
mężczyzny czarne kable, pnące się w górę i rozchodzące się na wszystkie
strony grubymi konarami i dalej biegnące do całej szklanej kopuły i
wnikające w nią.
Z jednej z niższych kablowych gałęzi zwisał przewód z przymocowanym do
niego koszem głośnika.
Zazul ostrożnym krokiem, jakby nie chcąc być zauważonym, podszedł i
stanął obok czarnego pnia delikatnie kładąc na na nim dłoń.
....................................................
.....................
-
2. Data: 2017-04-14 20:40:49
Temat: [OT] EWOLUCJA
Od: niepełnosprawny intelektualnie 'POPIS/EU <N...@g...pl>
no tak, poprawione, w końcu nie każdy zasługuje na grant...
wydaje mi się, że ideały wolnej wspólnej europy, które doprowadziły do
dzisiejszego triumfu liderów nie mogą od tak zostać zapomniane...
jakbyśmy się w tej sprawie porozumieli...