pare latek temu jakis nawiedzony koles ksiądz w ameryce południowej własnie
za pomocą baloników robił kilkukilometrowe przeloty. potem goscia poniosła
fantazja i sie podczepił pod za dużą liczbe baloników i go wyniosło w
cholere w góre zapomniał sobie wziasc cokolwiek do odcinania balonów i
ostatni sygnał dał z komory ponad 3,5 tysiaca metrów nad ziemią. ciała nie
odnaleziono.
ale co fakt to fakt ze jak działał z wyczuciem to po parenascie kilometrów
sobie przelatywał:)
zeby nie było całkie EOT to pewnie widział gdzies z góry jakis motor:d
pozdro