-
1. Data: 2014-10-03 23:45:50
Temat: Blachoklepka i inni
Od: Zmrogg <g...@g...com>
.....
.....Blachoklepka i inni
.....-------------------
.....
.....
.....
.....
.....Wrozki podzielone sa na dywizje, podle specjalizacji: jedne maluja kwiatki na
wiosne, inne ucza ptaszki latac w lecie, a jeszcze inne, gdy przyjdzie na to pora,
ciagna wszystko rowno szronem na wysoki polysk.
.....Ale my zaczniemy z innej beczki. Tak czy owak wszystko na tym swiecie zaczyna
sie gdzie indziej.
.....
.....
.....
.....We wstepie do swej rekonstrukcji losow Bena Gunna, Ronald Delderfield wspomina,
ze z "Wyspa skarbow" po raz pierwszy zetknal sie stosunkowo pozno. Z Flintem,
Silverem, Bonesem, Handsem, Pewem i cala reszta pirackiej zgrai wszyscy jego
rowiesnicy byli juz wtedy od dawna za pan brat. On nie byl, bo podejzliwie traktowal
podsuwane mu przez doroslych lektury - a poza tym co komu po ksiazce bez obrazkow?
.....Wydanie ilustrowane trafilo w koncu jednak w jego rece i - jak to ujmuje -
reszta owego dnia bezpowrotnie zniknela mu z zyciorysu. Takze kilka kolejnych,
podczas ktorych sledzil przygody dziedzica Tavenaya, doktora Lingle i mlodego Jima
Hawkinsa oraz ich towarzyszy z zawladnietej przez Dlugiego Johna "Hispanioli". Wraz z
nimi spotykal na wpol oblakanego z samotnosci rozbitka, Bena Gunna, ktory pierwszy
znalazl skarb i - w swej wyobrazni stojac tuz obok niego - patrzyl za oddalajacym sie
w noc kapaluszem Silvera, ktory musial umknac sprawiedliwosci, aby mozna bylo w
ostatnich zdaniach powiesci umiescic jego niedopowiedziane epitafium. Ben nie
zatrzymal go, ale tez i mu nie pomogl. Tak czy owak jedny procz niego, pozostawiony
na pokladzie straznik, Abe Grey, chrapal na zwoju lin zmordowany robota przy zaglach,
ktora z braku zalogi musieli wykonywac tylko w osmiu. Bo skarby skarbami, ale wszyscy
- tak ludzie dziedzica jak i niedawni buntownicy - chcieli po prostu wrocic do
Anglii.
.....Stara, klasyczna i dzis juz rozczulajaco naiwna przygodowka Stevensona, wtedy w
poczatkach stulecia, w rekach czytelnika co dorwal sie do niej po raz pierwszy w
zyciu, nie miala szans na chwile spoczynku. Gdy tylko dobrnal do ostatniej kropki,
maly Ronald natychmiast zaczal ja czytac od poczatku. W polowie trzeciego razu
uporczywe walenie do drzwi zmusilo go w koncu do porzucenia palisady przy oblezonym
blokhauzie kapitana Kidda, gdzie wlasnie staczal bitwe z piratami. Zbiegl na dol i,
jak wspomina, prawie spodziewal sie ze za progiem zobaczy Pewa albo Czarnego Psa z
kordelasem w zebach - byli to jednak tylko jego wujostwo, ktorzy nieoczekiwanie
przyjechali z Londynu. Bardzo lubil te akurat ciotke, lecz mimo ze byl pewien iz na
pozegnanie dostanie od niej pol korony, w owej chwili zyczyl jej aby spoczela na dnie
Zatoki Polnocnej, obok Handsa i O'Briena. Chcial wrocic jak najszybciej do lektury,
bo wiedzial juz, ze lada chwila niczego nieswiadomy Jim, przekradajac sie z powrotem
do fortu, wpadnie w lapy buntownikow i od tej pory az do prawie samego konca ksiazki
jego zycie bedzie warte tyle ile majaca mu je kupic mapa. Ta sama, przez ktora juz
wczesniej zginal Nick Allardyce, dobry i szlachetny syn proboszcza co mial zostac
lekarzem a zostal morderca, bo ktoregos dnia dowiedzial sie co uczyniono pewnemu
klusownikowi gdy ow wybral sie polowac w dworskich lasach.
.....Od tamtej pory - wspomina dalej Delderfield - czytanie "Wyspy skarbow" stalo sie
dlan rytualem, przy pomocy ktorego przynajmniej raz w roku odswiezal sobie ten
pamietny dzien pierwszego otwarcia ksiazki. Nie znudzila mu sie nigdy i, jak juz
wtedy wiedzial, nigdy znudzic mu sie nie miala. Byla dlan jednym z wielkich
blogoslawienstw, na rowni z goraca herbata, tytoniem i wloskimi serami,
usprawiedliwiem zycia, rekampensata za to, ze musial w nim widziec dwie wojny
swiatowe, i przywyknac do wciaz grozacej trzeciej, tej juz ostatniej.
.....Za ktoryms razem przeczytal "Wyspe skarbow" swoim dzieciom. Jeszcze tego samego
wieczora, gdy dobrnal do ostatniej strony, musial zaczac od poczatku. Kiedy
przeczytal ksiazke po raz trzeci, runela nan lawina pytan. Byly wsrod nich rzeczowe,
osmioletniego wowczas syna: Jaki los spotkal trzech ostatnich piratow pozostawionych
na wyspie? Czy odnaleziono kiedykolwiek pozostale skrzynie, te ze srebrem i bronia?
Jak Ben Gunn natrafil na najwazniejsza kryjowke Flinta, nic o niej nie wiedzac i nie
majac nawet owej fatalnej mapy? Pytania dziesiecioletniej corki byly bardziej
skomplikowane. Czemu taki zdolny i dobrze zapowiadajacy sie czlowiek jak John Silver
zszedl na zla droge? Czy bolala go noga gdy mu ja ucinano? Do kogo nalezal stary wrak
w Zatoce Polnocnej, "na ktorego pokladzie kwiaty rosly niczym na ogrodowych
rabatach"? Dlaczego Hands i O'Brien, tak bliscy przyjaciele, walczyli i pozabilaji
sie nawzajem w kajucie? I najwazniejsze - jak Ben Gunn, czlowiek w gruncie rzeczy
uczciwy i lagodny, zdolal przetrwac te wszystkie lata w stadzie morskich wilkow, a
potem w samotnosci na Wyspie i czy znalazl w koncu spokoj ducha po powrocie do
rodzinnej wioski?
.....Dla Delderfielda, prowincjonalnego dziennikarza z poludniowego Devon, nie byly
to pytania nowe. Rozwazal je w myslach przez lat blisko trzydziesci i zasiegal w tym
wzgledzie opinii innych wielbicieli Stevensona. W wieku lat czterdziestu kilku nie
pozostalo mu jednak nic innego jak samemu na nie odpowiedziec.
.....
.....Jego ksiazka liczy niecale trzysta stron, pozolklych juz i o charakterystycznej
woni tego, co w roku 1976 uwazano za nadajace sie do drukowania zagranicznych
przekladow z lat piecdziesiatych. Kosztowala wtedy dwadziescia osiem owczesnych,
srednio-gierkowskich zlotych i wcale nie bylo latwo ja dostac. Przetrwala kilka
zagraconych polek, jeden uzyczony strych i jedna zamorska podroz w kartonie z mieniem
przesiedlenczym. Gdy grafik szkicowal na jej twardej okladce toporny i infantylny
wizerunek zaglowca z ogromna czarna flaga na szczycie grota, wszystko co znajdowalo
sie pomiedzy tymi okladkami opowiadalo o swiecie z niedostepnej, lepszej strony
zelaznej kurtyny. Bylo jak zerkniece przez dziurke od klucza w drzwiach otwieranych
tylko dla nielicznych, uprzywilejowanych co zblatowali sie z dozorcami, dzieki ich
lasce cieszacych sie nadzwyczajnymi przywilejami, o ktorych w normalnym kraju nikt
nie pomyslalby ze sa czymkolwiek nadzwyczajnym.
.....Dzis wystarczy tylko wsiasc w pociag i w niecale trzy godziny jest sie w Exeter,
dokad dziedzic i doktor, obaj sedziowie pokoju, wybrali sie po powrocie by wplacic
kaucje za Bena i uniewaznic czekajacy tam wciaz na niego list gonczy.
.....Dom, w ktorym musieli rozmawiac z szeryfem, na pewno juz nie istnieje. Moze
ktoras ze starszych kamieniczek miescila biuro notariusza, gdzie skladali poreczenie.
Stary cmentarz w niedalekiej wiosce East Budleigh, gdzie Bena pochowano, istnieje na
pewno - polokragle zakonczone, wiktorianskie nagrobki wygladaja jednak anonimowo i
zaden nie nosi jego imienia. To zrozumiale: w ten zimowy mglisty dzien pogrzebu, w
przededniu nalezacych juz do zupelnie innej epoki wojen napoleonskich, jeszcze ich tu
nie noglo byc. Dwor w pobliskim Otterton, gdzie najmlodszy uczestnik wyprawy, syn
karczmarza, a wtedy juz sedziwy i szanowany wielmozny pan Jim Hawkins - spisywal i
porzadkowal swoje i Bena wspomnienia, istnieje tylko w nazwie jednej z ulic wioski.
Gdzies w poblizu, pod fundamentami ktoregos ze stulenich domow, daloby sie pewnie
znalezc jakis slad po dworskim parku, w ktorym - na gazie i przy ksiezycu -
przyslowiowo uciazliwy dla sych slug i dzierzawcow panicz Basil Custer, spotkal sie z
dawna juz sobie przyobiecywana odplata. Z siodla zmiotla go kula z muszkietu, umarl
nie wiedzac nawet, ze Nick Allardyce rowniez wyszedl z pojedynku z kulka, i ze nawet
nie zdazyl porzadnie zaleczyc rany gdy juz, wraz z chlopakiem co go znalaz i ukryl
przed gajowymi, musial uciekac na morze.
.....Plebania Allardyce'ow nazywa sie teraz Old Priory i wbrew nazwie jest nowa
rezydencja jakiegos zamoznego komutera; pomiedzy wiejskimi domami wyglada jak
rzezbiony slup w rzedzie sztachet. Opodal, pod cmentarnym murem gdzie byc moze wtedy,
dwiescie lat temu, w przeciekajacej chacie mieszkala rodzina wiejskiego grabarza
(wsrod kilkunasciorga swego rodzenstwa Ben Gunn zajmowal jedno ze srodkowych miejsc),
dzis miesci sie pub "Sir Walter Raleigh" - gdyby Nickowi dane bylo dozyc, aby moc
spedzac noce na pijatykach z przyjaciolmi nie musialby nawet zbytnio oddalac sie od
domu.
.....
.....Wszystko razem trwalo jeden dzien, pogodna sobote w srodku lata - tak dopelnila
sie od niepamietnych czasow odkladana pilgrzymka do miejsca gdzie sie to wszystko
zaczelo. Dzien ten zapisal sie na dysku seria zdjec i - na wszelki wypadek -
koordynatami z brytona. Bo nie jeden Delderfield przez pol zycia co najmniej raz w
roku czytal jedna i wciaz te sama ksiazke. By odswiezyc sobie samego siebie z czasow,
kiedy jeszcze nie trzeba bylo byc doroslym, on wybral sobie Stevensona. Innym zdazalo
sie wybrac sobie jego.
.....Ozywiony przezen Ben Gunn nie dzierzy jednak tej pozycji samotnie; siwe wlosy
majac wciaz splecione w marynarski braid, ten dawny banita, filibustier i rozbitek
spoczywa teraz na swoim miejscu w biblioteczce, zacumowany do infantylnego obrazka z
zaglowcem o ogromnej czarnej banderze. Gdy jednak tylko odwraca wzrok, albo gdy na
dluzej pograza sie w swych awanturniczych wspomnieniach, natychmiast wokol nich
zaczynaja fruwac miriady malych, nieuchwytnych swiatelek. Ogania sie wtedy od nich
laska, zartobliwie mozna by powiedziec, bo przeciez wie, ze i tak niczego nie wskora
- Ronald Delderfield byl dobrym pisarzem, ale James Barrie nie byl wcale gorszy.
.....
.....W gruncie rzeczy, do swojej najbardziej znanej powiesci dorzucil 'fairies' tylko
jako anegdote. Pisal przeciez o Piotrusiu i Wendy: o tym ze sie spotkali ale po
pewnym czasie jedno z nich przestalo rozpoznawac to drugie. Przez moment sie
widzieli, a potem rozmineli sie jakos i juz nigdy potem na siebie wzajem nie trafili.
Moze nawet przestali pamietac, ze ich to spotkalo, a moze postanowili o tym
zapomniec, bo byli prawdziwymi, normalnymi ludzmi i brak im bylo zgodliwosci starego
Bena Gunna, czlowieka fikcyjnego i dlatego wieczyscie odpornego na straty przynoszone
przez zycie.
.....To byl glowny pomysl tej fabuly, skrojony tak, aby mogli go zrozumiec ci,
ktorych sobie wybral za widownie. Gdy w stale rozwijanym scenariuszu zaczely sie
pojawiac wrozki, Barrie mial juz na glowie cale zbudowane z archetypow uniwersum.
Zaledwie nad nim panowal; musial stale myslec o piratach, indianach, bladych
twarzach, krokodylach, syrenach, Tygrysiej Lilii, Napoleonie Bonaparte, Czarym Hrabim
i Bracie Czarnego Brata. Na motyloskrzydle chochliki pozostalo mu tylko tyle czasu
aby niekiedy o nich wspomniec - na przyklad gdy Pan wracal z jakiejs wojennej wyprawy
i byl tak zmeczony, ze zasypial na progu swej kwatery, i tam potykalo sie o niego
kilka nie mogacych utrzymac rownowagi wrozek wracajacych z nocnej pijatyki; kazdemu
innemu na pewno wyrzadzilyby jakas krzywde, ale przekonawszy sie z kim maja do
czynienia, ciagnely go tylko za nos i dalej szly w swoja strone.
.....Nie tak to teraz wyglada i stary Ben Gunn w tym miejscu moze sie do siebie
usmiechnac; jest mniej popularny ale przynajmniej pozostal soba. Bo we wspolczesnych
disnejowkach wrozki nie towarzysza juz bohaterom pomagajac im, wspierajac ich
pocznania i poswiecajac sie az do okazjonalnego wypicia trucizny wlacznie. Teraz
zajmuja sie powodowanim por roku i ogolnym nadzorowaniem przyrody, ktora bez tego
najwyrazniej sama nie dalaby sobie rady. W ciekawy sposob koliduje ta koncepcja z
wyznawana przez darwinistow wiara w Matke Nature (musi jakies naukowe bostwo), co to
robi wszystko sama, metoda slepego przypadku, i bron Boze zadnego stworcy nie
potrzebuje. Ale ktoz sie dzis wyzna w tych dwudziestowiecznych zabobonach?
.....
.....Tak czy owak - jako sie juz rzeklo na wstepie - filmowe wrozki podzielone sa na
dywizje, podle specjalizacji: jedne maluja, inne ucza, a jeszcze inne ciagna.
Wszystko to wymaga latania, wiec lataja, jak to wrozki, dzieki magicznym
wlasciwosciom wrozkowego proszku, 'pixie dust', ktorego magazynowaniem i dystrybucja
pomiedzy siostrami (i bracmi) zajmuje sie jeszcze inna dywizja, 'pixie dust fairies',
w skrocie PDF. Celowo nie wspominamy tu o owego proszku wytwarzaniu - jest magiczny i
kwita, a na filmach sypie sie po prostu z dziupli w Najwiekszym Drzewie. I nie ma sie
czemu dziwic: w naszych smutnych czasach nawet ludzie zupelnie dorosli za calkwicie
wiarygodne biora wyjasnienie, ze pieniadze sypia sie ze sciany - trzeba tylko wsadzic
karte i wystukac pin - a nie biora z czegokolwiek sensownego, za co ktos inny
zechcialby z wlasnej woli nimi zaplacic.
.....Ale my badzmy rozsadni. Wiosna nie robi sie przeciez od glaskania galezi drzew
zeby wypuscily paczki, tylko od nachylenia osi kuli ziemskiej w stosunku do Slonca.
Ne ma wrozek tak duzych aby mogly dokonywac korekty parametrow orbitalnych bez
jednoczesnego powodowania ustawicznych zacmien swoja gargantuniczna osoba, nie
wspominajac o zakloceniu plywow, czy zwyklych odciskach palcow na kontynentach.
Poniewaz jednak to co wrozki robia, robia na pewno (widzielismy to przeciez na
filmach, wiec to nie moze nie byc prawda) trzeba zalozyc ze animuja przyrode w skali
lokalnej, odpowiedniej do ich wlasnych rozmiarow. Calkiem jakby, rzeklby ktos ze
sklonnoscia do teorii spiskowych, chcialy ten skrawek laki na ktorym mieszkaja, ze
wszelka cene upodobnic do otoczenia, od ktorego jakos w sposob wyrazny byl on
odbiegl.
.....Cover-up zatem, w swej klasycznej formie. Calkiem jak wtedy gdy, powiedzmy,
major Jesse Marcel w lipcu roku 1947 na specjalnej konferencji prasowej pokazywal
dziennikarzom kawalki aluminiowej folii, i dementowal, ze nie chodzi o zaden talerz,
a tylko o balon meteorologiczny. Bo ta drobna i malo zauwazalna roznica poprzedniego
dnia - gdy publikowal pierwsze oswiadczenie dla prasy - najwyrazniej mu umknela, jak
to sie wszak czesto zdarza w kontrwywiadzie baz lotniczych majacyh na wyposazeniu
nuklearne bombowce - w Roswell czy gdziekolwiek indziej. A w drugiej rece trzymal
zlozona w pol depesze, z ktora dal sie na tle tej folii sfotografowac, bo jeszcze nie
bylo wowczas cyfrowej obrobki obrazu i skad mialby wiedziec, ze po pol wieku bedzie
sie dalo z paru pikseli odczytac pojedyncze slowa, takie na przyklad jak "bodies",
"crash" i "retrival"?
.....Mamy to juz z dawna przerobione. Zreszta, ustawicznie przerabiamy to wciaz na
nowo.
.....Spadlo na przyklad ostatnio pare samolotow. A to dzieki Pancernej Brzozie,
ktorej wysokosc, wedle oficjalnej teorii spiskowej, wahala sie z kazdym posiedzeniem
komisji do spraw zaciemnienia, a ktore to czarodziejskie drzewo, choc nikt go nigdy
nie widzial, odcinalo pono skrzydla wszystkiemu co sie don zblizylo, chocby i na 15
metrow. A to znow dzieki zagadkowym zmianom kursu nad Oceanem Indyjskim, zwlaszcza w
okolicach niewinnej skadinad wysepki Diego Garcia, calej wybetonowanej ze moglby tam
wyladowac i Titanic, gdyby tylko umial latac, dzierzawionej przez Nie-Wiadomo-Kogo
ale mozna sie domyslac ze jaka sume skoro miala ona moc zatrzymania wszelkich ekip
poszukiwawczo-ratunkowych na linii szelfu i ani kroku dalej. Czy tez w koncu, juz bez
zadnych kretactw, dzieki zwyklej i swojskiej rakiecie ziemia-powietrze, poki co
jeszcze oficjalnie anonimowej, ale o znanym pochodzeniu, boc przecie nawet bezkresna
Ukraina nie jest az tak duza by sie tego nie dalo striangulowac.
.....A skorosmy juz doszli do takich wnioskow, to przyznajmy, ze to, co wrozki robia
jest w tym momencie duzo mniej interesujace niz odpowiedz na pytanie co wlasciwie
staraja sie ukryc. Skoro z takim poswieceniem ustawicznie i sezonowo lataja dziury w
przyrodzie to musza miec cos wspolnego z czyms, co te dziury powoduje - w przeciwnym
wypadku po co by tym sobie zawracaly glowe. A zatem jest to proceder trwaly; nie
zaden pojedynczy Czernobyl ale cos w rodzaju na osciez otwartego reaktora, ktorego
sie karmi i po ktorym sie sprzata, ale z ktorym sie poza tym nie da nic zrobic.
......Nie za dobrze to wszystko wyglada. Co gorsza, biorac pod uwage swiat
przedstawiony, w calej tej disnejowskiej, na uzytek nas, maluczkich, grubo
polukrowanej bujdzie, jedyne co moze sie nadawac na podejzanego to ow magiczny
proszek, 'pixie dust'.
.....Sprobojmy wiec, drogi Watsonie, zrekapitulowac z czym tu mamy do czynienia.
.....Wrozki za proszek sa odpowiedzialne, i czy go produkuja czy tylko przetwarzaja
do finalnej postaci to juz sprawa drugorzedna. Proces jest skomplikowany i - jak to
zwykle przy chemii organicznej - pozostaje po min pewna ilosc odpadow, niewatpliwie
toksycznych, a co najmniej niezdrowych. Dlatego co sezon trzeba zasiac tu i tam nowe
roslinki, zastymulowac do zakwitniecia to czy tamto podtrute drzewko i podmalowac to,
co juz samo nie chce urosnac tak jak dawniej. Od czasu do czasu jakiegos kroliczka
zassie tez do destylarki, jakis ptaszek wpadnie w opar od ktorego mu sfilcuje piorka
a jakies zdefetowane gasienice przepoczwarza sie w bezglowe pszczolki, nadajace sie
tylko do natychmiastowego uspienia. Mamy wiec, procz innych, takze specjalne 'animal
fairies', ktore troszcza sie o biezace uzupelnianie ubytkow w poglowiu, aby ilosc
ptaszkow, kroliczkow i pszczolek byla constans i zeby nadmierny brak ktoregos z nich
nie zwrocil niczyjej uwagi.
.....Czyjej mianowice? Naszej, rzecz prosta.
.....Gdybysmy sie, ludzie, dowiedzieli ze mozna z wrozek miec proszek bez zylowania
sie na drakonskie marze dla dilerow, ich - wrozek - zycie natychmiast przestaloby byc
beztroskie; choc czy takim w istocie jest to juz inna sprawa. Naturalnie, na latanie,
a przynajniej latanie doslowne, 'pixie dust' by nam nie wystarczyl. Dilerzy jednak
nie zyja z doslownosci i nikt jej od nich nie wymaga; stosuja ja tylko miedzy soba,
gdy jeden drugiemu wejdzie w parade, lub we wspolnym interesie, gdy powstaja tarcia
miedzy nimi a oplacana przez nich krysza, ktora tez sie niekiedy musi przez swymi
szefami czyms wykazac.
.....Z wrozkami sprawa jest zupelnie inna: maja tylko poltora cala wzrostu; przy tej
masie ciala, ale wciaz podobnym metabolizmie nawet najmniejsza dzialka daje im szpice
do stratosfery i z powrotem. Z czego jednak nie wynika, ze wrozki proszkowe nie
prowadza skrupulatnej ksiegowosci kto ile dustu otrzymal oraz w jakim czasie i na co
zuzyl. Filmy pokazuja to verbatim; w ostatnim jest nawet calkiem doslowna wojna
proszkowa - z ludzmi pod postacia okropnie niecnych piratow, ktorzy tez sie chcieli
naproszkowac. Na filmach widac takze i to ze PDFy stoja we wrozkowej hierachii jakby
nieco powyzej pozostalych wrozek: maja scisla organizacje, nosza torby na proszek i,
mozna przypuscic, ze procz niego i procz kwitariusza na dostawy, kazda ma w niej po
klamce, bo w tych sprawach nie da sie byc zbyt ostroznym.
.....Dobrze wiec. Przypuscmy. Ale dewastowanie srodowiska naturalnego w celu
pozyskania proszku potrzebnego na latanie, li tylko by moc dzieki temu to wlasnie
srodowisko bezustannie ratowac - to juz zalatuje z grubego "Misia"; Barei by sie na
pewno spodobalo. Jak finasowanie walki z alkoholizmem przy pomocy procentu od kazdej
sprzedanej pollitrowki. Albo nakazywanie cieplowniom by, dla ochrony lasow, procz
wegla spalaly biomase, ktora to biomase cieplownie te masowo kupuja sobiew tartakach,
rznacym dzieki temu w dwojnasob. Albo jak placenie rolnikom za zaprzestanie uprawy,
dajmy na to rzepaku, w zaleznosci od areau - kto wiecej go ma ten wiecej kasuje.
......Nie, w tym musi byc jakis inny sens. Kazde dzialanie ma racjonalny cel, a jesli
sie wydaje ze akurat nie ma, to znaczy ze po prostu nie wiemy o nim wszystkiego.
Pomysl, drogi Adso, czy nie prosciej jest dla naszego umyslu przyjac, ze wrozki
produkuja wiecej pixiedustu niz go zdolaja zuzyc? I ze ta wlasnie nadwyzka jest
powodem wszystkiego czego dane jest nam byc swiadkami, mozna rzec, podpora tego
logicznego sylogizmu? Czy nie takie rozwiazanie podpowiedzialby nam, przy goleniu,
moj przyjaciel, Ockham? Mistrzu! Jak na to wpadles? No coz, drogi Adso, po prostu
praktyka inkwizytorska.
.....Pojdzmy wiec tym tropem, skoro juz sie rysuje, zwlaszcza ze przypadkiem mamy
kogos, kto nas moze po nim poprowadzic. To Clarion, Klaryna Pierwsza, krolowa wrozek
w wersji Bueana Vista. Tu jednak musimy sie tez rozstac z Barrie'm; sa sprawy, o
ktorych w jego spokojnych i prostodusznych czasach jeszcze nie wiedziano (a
przynajmniej nie wiedziano zbyt powszechnie, bo gdy uwazniej poczytac takiego Poe'go
to sprawa nie jest juz taka oczywista).
.....W kazdym razie Krolowa nie jest sama, ma do pomocy Ministrow, kazdy z wlasnym
departamentem jednej z czterech por roku. Cale towarzystwo jest dosc osobliwe, nawet
w kategoriach wrozek. Nigdy nie widac aby ktores z nich chodzilo, siedzialo czy
stalo; oni lewituja, w pozycji pionowej, nieregularnie i bezcelowo (z
aerodymanicznego punktu widzenia) poruszajac atroficznymi skrzydelkami. Nie daje sie
nawet dostrzec czy w ogole maja nogi; ich sylwetki dosc nieoczekiwanie koncza sie
skrajem paradnych szat, wiszacych - by tak rzec - dwie stopy na ziemia. Krolowa w
calosci juz wyglada na zrobiona z pixiedust'u, zza plecow wystaje jej cos co lepiej
byloby nazwac dwoma kwaterami witraza na centralnym zawiasie, a na dokladke potrafi
sie pojawiac jak fajerwerk powstaly po kolizji kilku swiecacych pigul. Wrozkowy
proszek jest na jej sukni - jak i wszedzie indziej - zloty, rzecz jasna, lecz moze to
tylko Disney podkolorowal go nieco, aby uniknac niewygodnych skojazen? Choc, z
drugiej strony, czy wszystko musi wygladac jak sciezki na lusterku Umy Thurman gdy w
"Pulp fiction" szykowala sie do wyjscia na impreze z Johnem Travolta?
.....Banda pieciorga obsiadla wiec szczyt struktury spolecznej wrozek. Skupia w swych
rekach wszystkie perogatywy decyzyjne i przywodcze. Jednoczesnie gatunek, ktorym
zarzadzaja sami reprezentuja tylko polowiczne. Nasuwa sie wniosek, ze sa niejako
elementem posrednim pomiedzy tymi, nad ktorymi ich postawiono i tymi - domyslnymi -
przez ktorych postawieni zostali.
.....Ich hybrydowe zycie nie jest latwe i wydaje sie, ze jego zlozoscia mozna
wytlumaczyc wiele rodzacych sie w nim napiec. Hybrydy zdaja sobie sprawe, ze dla
swych wlascicieli, czy inaczej mocodawcow, sa tylko narzedziami. Wiedza ta - wiedza o
samym istnieniu tych mocodawcow, czego wszak ich samych, hybryd, podwladni nie musza
wcale byc swiadomi - wiedza ta wiec daje im jednak jezeli nie faktyczna mozliwosc to
w kazdym razie pewna teoretyczna pokuse niejakiego uniezaleznienia sie. Ale jest to
tez powod dla ktorego, w razie jakichkolwiek komplikacji, nie moga liczyc na zadna
poblazliwosc. Kolonizator moze i bedzie pertraktowac z tubylcami jesli ci wykaza
odpowiednio charakteru, ale mulata co mu mial sluzyc za posrednika i sprzeprzyl
sprawe albo, co gorsza, probowal kombinowac na wlasny rachunek, bez zwloki zutylizuje
i zastapi jakims innym, posluszniejszym. Z drugiej strony, hybrydy zdaja sobie tez
doskonale sprawe z wlasnej odmiennosci od tych, ktorymi rzadza. Wiedza, ze sa przez
nich obserwowani, ze skupiaja na sobie ich ewentualna nieufnosc, niechec czy, w
skrajnych przypadkach, jawna wrogosc.
.....Hybrydy sa stale pomiedzy mlotkiem a gwozdziem - to wlasnie zapewnia ich
lojalnosc wobec mocodawcow, bez ktorych wsparcia zostaliby w najlepszym razie
odsunieci od wladzy i przywilejow. A w najgorszym... No, coz - jak powiedzial
Marsellus Wallace do Bruca Willisa, kiedy mu tlumaczyl z czego mu zrobi jesien
sredniowiecza.
.....Rzecz prosta, u Disneya nie wyglada to az tak jaskrawo, a prawde rzeklwszy
powyzszy konflikt w ogole nie wystepuje. Ale ustalilismy juz przecie, ze to co Disney
pokazuje to jedno, a to czego starannie nie pokazuje to cos zupelnie innego.
Wszystkie publikatory tak maja; nie na darmo Saint-Exupery w "Malym ksieciu"
przestrzegal, ze najwazniejsze jest zawsze to, czego na pierwszy rzut okna nie widac.
.....Wrozki robia wiec to, co im Ministrowie i Krolowa robic nakazuja, nie wglebiajac
sie przy tym w wyjasnienia, poza oficjalna bajka, ze bez tej dzialalnosci nie byloby
por roku, a - kto wie - moze w ogole swiat by sie zawalil. Trudy wrozek pochlaniaja
pewna ilosc proszku zuzywanego na latanie, ale reszte hybrydy odsylac musza tam,
gdzie trafic powinna - tak jak to bylo z weglem w Prylu, ktory od razu ladowal w
wagonach dostosowanych do szerokiego toru. Wszystko to - utrzymanie hybryd,
fikcyjnych stosunkow i celow, jednym slowem wielkiej spolecznej udawanki - musi sie
przeciez komus jakos oplacac. A biorac pod uwage jak rozne sa filmowe hybrydy, tylko
polowicznie podobne do wrozek, ktorymi administruja, jedyny kierunek poszukiwan tego,
komu sie to wszystko musi oplacac, prowadzi poza atmosfere.
.....I tu wracamy do sprawy majora Jesse'ego Marcela, a dokladniej, do nieodleglej
oden w czasie i przestrzeni nocnej podrozy malzenstwa Betty i Barnie Hill'ow, ktora
to przygoda prawdopodobnie nie byla pierwsza ani nawet - do dnia dzisiejszego -
najlepiej zbadana. Ale z tych czy innych wzgledow stala sie przyslowiowa i
symptomatyczna. W ktorys momencie wrozkom musialo sie przydazyc cos bardzo podobnego.
.....Powiedzmy wiec sobie szczerze i relistycznie, ze nie mozna stworzyc hybryd nie
majac uprzednio niejakiego pojecia o gatunku, ktorym sie chce przy ich pomocy
zawladnac. Konieczne sa tu badania: od poczatkowych, zapewne jeszcze niewiele
ingerujacych obserwacji, poprzez bardziej interaktywne eksperymenty az po abdukcje i
sekcje wlacznie. Nim caly proces dobiegl szczesliwego finalu, pare wrozek musialo
wiec najpierw przepasc bez wiesci, jak - nie przymierzajac - siostra Foxa Muldera. Ta
czy inna 'fairy' wykrecila sie tylko sladami probkowania tkanek, niejasnymi
wspomnieniami lewitowania przez sciane, zaglebionymi w roznych miejscach implantami,
czy po prostu wrazeniem, ze gdzies jej sie zapodzialy dwie godziny (standartowa, jak
sie zdaje, dlugosc tego rodzaju przygod). A w koncu budzila sie z nie wiadomo kiedy
powstala ciaza, ktora rownie nagle pewnej nocy znikala, choc zaden wrozkowy ginekolog
nie byl w stanie stwierdzic sladow aborcji czy chocby tylko defloracji. Sadzac po tym
co pod wplywem hipnotycznej regresji opowiadali Hillowie, zestawowi temu daleko
jeszcze bylo do wyczerpania repertuaru zdarzen; stale rozwijaca sie lista wciaz
zaskakuje tym, co partycypanci od samego poczatku tak czy owak biora a la carte.
.....W ktoryms jednak momencie hodowla hybryd stawala sie juz na tyle zaawansowana, a
jej produkty wystarczajaco samodzielne, aby to teraz one same, bez niczyjej pomocy,
kontynuowaly to, co zostalo zaczete, gdy same znajdowaly sie jeszcze w fazie
projektow. Wrozki raportowaly teraz - tak jak i my, ludzie - ze szare, wielkoglowe,
migdalookie biologiczne automaty, niezbyt inteligentne same w sobie, ale
wystarczajaco silne by sobie poradzic ze sparalizowanymi cialami pacjentow - ze teraz
nie widuja ich juz wcale, bo wszystko dzieje sie za sprawa istot duzo bardziej
rozpoznawalnych, mozna powiedziec ze nieomal pokrewnych, niewatpliwie o dobrych
zamiarach, pragnacych przeniesc swych podopiecznych na wyzszy poziom swiadomosci,
zaprosic do galaktycznej konfederacji i tak dalej. A tymczasem, mowily istoty kazdej
wrozce z osobna, ciebie wlasnie wybieramy do niesienia naszego poslannctwa, zeby
uratowac planete, ustanowic pokoj, zlikwidowac choroby i co tam jeszcze im podsunal
umysl obezwladniony odpowiednia czestotliwoscia w megahercach, dokladnie znana, bo od
zbadania tej wlasnie kwestii rozpoczynal sie caly program, kiedy jeszcze nie bylo
nawet prognoz, ze uda sie on tak latwo. Wrozki tymczasem odbieraly to jako po kawalku
splywajaca na nie nirwane; chodzily potem przystrojone w kwiaty, dzielily sie
pozytywnymi wibracjami, obejmowaly pnie drzew, hipisily sie po krzakach i idiocialy z
wolna od innych njuejdzow - nawet jesli same z wlasnej i swiadomej woli nie
zagustowaly by zanadto w sondzie analnej, skalpelu termicznym, czy
makrofrekwencyjnych iglach.
.....
.....Po co Obcym (jesli istnieja) wrozkowy proszek, zapytalby ktos, bardziej juz - po
przeczytaniu tylu akapitow - spiacy niz ciekawy? Czy sami go uzywaja czy raczej
redystrubuuja z powrotem na dol, zgodnie z zasada ze ucpanych latwiej kontrolowac?
.....Bo faktycznie, wygodniej takich trzymac pod czapka, skoro juz niestety odkryli
fuzje jadrowa, nauczyli sie z grubsza radzic sobie z elektromagnetyka, i juz sie
zaczeli z tym wszystkim nieporadnie pakowac na zewnatrz tlenowego babla w ktorym
dotad zyli. Z najblizego satelity udalo sie ich spedzic: troche przy pomocy roznych
porzuconych tam starych gratow, troche demonstracja sily, a troche drobnymi
ustepstwami na rzecz wybranych, co zostali kupieni, tak jak Cortez kupowal sobie
swych neolitycznych przewodnikow: jednemu dal zelazny noz, innemu zapasowa uzde z
wedzidlem, a raz nawet mial gest i pozbyl sie zuzytego arkebuza, dorzucajac don
jeszcze mieszek z zapasowym pirytem.
.....Na Ksiezyc juz wiec nie latamy tymi naszymi chemicznymi rakietami, ktorych
uzywanie jest odroczonym samobojstwem, lub - by ujac to inaczej - wyjatkowo
ekstremalnym sportem o efektywnosci termodynamicznej nie wiekszej niz napedzany
maszyna parowa odrzutowiec. Czy widzieliscie kiedys zeby latajacy talerz zostawial ze
soba smuge spalin, albo emitowal jakis dzwiek czy mial sygnature termiczna? Czy zeby
choc dla prostego pozostawania w powietrzu musial utrzymywac stala predkosc i tor
lotu? Bez zygzakowania, bez zawisniecia nagle nad czyjas glowa, by potem w pol
klikniecia radaru prysnac z jego ekranu ze zmierzonym jednoczesnie z kilku kierunkow
liniowym przyspieszeniem rzedu 10 G? I to bez boomu przy przekraczaniu bariery
dzwieku!
.....To jest wlasnie ta roznica.
.....A jednak mieliby sie czym martwic, nawet jesli nie juz tak zaraz, dzisiaj. Sto
piecdziesiat lat temu ten swiat w wiekszosci skladal sie z koni ciagnacych wozki na
drewnianych szprychach; za nastepne sto piecdziesiat - kto wie - moze musieli by juz
pilnowac tych swoich talerzy przed abordazem, albo latac nimi tylko w nocy i w
obronnym szyku, jak Sowieci w latach osiemdziesiatych nad Afganistanem. Czy nie
lepiej z ich punktu widzenia juz teraz profilaktycznie tych miejscowych aborygenow
zdemoralizowac, rozpuscic ich, oslepic i wytresowac do rechotu z wszelkich ostrzezen
ktore tu i owdzie ktos by jeszcze mogl podniesc? Gdy ich doprowadzic do kompletnego
spolecznego zdekonstruowania, do swiatopogladowej dezorientacji, gdy ich planowo
oglupic, zajac czyms zupelnie innym, jakas czwartorzedna duperela o ogolnym zasiegu
zrozumialym dla ostatniego imbecyla i ostatniego zboczenca - wtedy jeszcze przez
jakis czas bedzie mozna bez powazniejszych przeszkod kontynuowac program, a jego
owoc, hybrydy, zdaza sie w koncu zrobic nie do odroznienia.
.....Same juz nawet nie beda wiedzialy ze sa hybrydami, bo urodza sie tak jak wszyscy
inni, z ojca i matki, bez zadnych abdukcji i sennych wspomnien ze sloika z plynami
ustrojowymi. Beda jednak odrebnym plemieniem, rozpoznajacym sie wzajem jak szczury
wsrod innych szczurow. Z wolna utoruja sobie droge tam gdzie to zostalo zaplanowane,
na sam szczyt, w najwazniejsze punkty, gdzie mozna decydowac o decyzjach innych i
gdzie jedno slowo wypowiedziane lub napisane nabiera wagi milionow pojedynczych
losow. I tam, tkwiac w samym sercu systemu, jak robak w srodku jablka, albo guz
miedzy platami mozgu, moze nie od razu, moze po kilku pokoleniach, ale w koncu zrobia
to cos, po co zostali stworzeni.
.....Moze ich mocodawcy juz tego kiedys sprobowali i osmielil ich ten poczatkowy,
polowiczny ale jednak sukces, gdy na siedemdziesiat lat zepcheli jedna trzecia
planety w objecia czerwonego piekla. Plemie ktore stworzyli, i ktore jest
odpowiedzialne za powstanie tamtego koszmaru dalej wszak istnieje; jest go niecale
jedenascie milionow, kropla w szesciu miliardach, ale to oni wlasnie maja weksle na
coraz wiecej tego, co jeszcze przedstawia tu jakas wartosc. Na razie tylko przebakuja
o ekologii, przeludnieniu i koniecznosci zrownowazonego rozwoju, cokolwiek by to
mialo znaczyc. Ale gdy przyjdzie czas, nie beda nawet musieli sami nikogo znow
zapedzac do gulagow - zainscenizuja tylko krach jakiego dotad nie bylo i reszta
dokona sie sama. Po tylu dziesiecioleciach trwania programu maja juz w tym
doswiadczenie; sa mistrzami zlud i manipulacji.
.....I nie ma w tym nic osobistego. Ich mocodawcy nie nienawidza nas wcale, i moze
nawet nie pragna naszej zguby. Po prostu z mniej zaawansowanymi sasiadami radzic
sobie daleko latwiej gdy wciaz jeszcze sa niegrozni. Czy chcielibyscie mieszkac
opodal parku safari wiedzac, ze lwy wlasnie wymyslily sztucery?
.....Bzdura, nieprawdaz? Pewnie ze tak. Wszystko na tym swiecie zaczyna sie od bzdur.
Bolszewii tez nikt z poczatku nie traktowal powaznie. A czy jeszcze kilkanascie lat
temu, nawet w ciezkiej goraczce prorokowal by kto, ze sprawa polityki bedzie kiedys
pedalstwo? Samcoloznicy wszystkich krajow, laczcie sie!
.....Pod koniec XIX wieku opowiadano siebie dykteryjki o kumunistach, ze - niech pan
sobie wyobrazi, panie radco - chca w ogole zniesc prywatna wlasnosc. Wszystko ma byc
wspolne. Czy to znaczy ze beda mieszkac w wielkich wspolnych domach? No pewnie - i
zony tez beda miec wspolne. I dzieci, oddawane panstwu na wychowanie juz od szostego
roku zycia. I ze rzadzic beda robotnicy i bedzie sprawiedliwosc i wyklety powstanie
lud ziemi. Jasne, panie Szpak, a na kurwy bedzie rzadowa subwencja, i w wiezieniach
wolne elekcje. I cos pan jeszcze ostatnio uslyszal?
.....Sadzac po tym co widac w animowanych disnejowkach, wrozki prawdziwej natury
swoich hybryd juz nie zauwazaja. Biora je za swoje i sa im powolne. Byc moze tak samo
jest i z nami, na wszelki wypadek dodatkowo otumanianymi przez propagande o
nieodrzucaniu odmiennosci, jak to sie w obecnej nowomowie nazywa. Bo jusci, mozgu
mamy wiecej niz 'fairies' - moglibysmy jeszcze nasze hybrydy rozpoznac i postapic z
nimi tak jak im to agent Mulder juz od dawna obiecywal. Lecz oczywiscie nikt mu nigdy
nie wierzyl - nawet Scully.
.....
.....Kazda historia musi jednak miec bohatera, najlepiej pozytywnego, a w kazdym
razie dajacego sie utozsamic. I ta takiego bedzie miec takze - kiedy juz powstanie,
rzecz jasna, bo przeciez ktos ja najpierw musi napisac.
.....Oczywiscie nie nazywa sie Tinkerbell - to portmantau druciarza i popularnego w
czasach Barrie'go imienia Bell, Bella po polsku: dostojna i jowialna matrona, stara
ciotka Bella - dwiescie funtow koronek w kapeluszu z czasow Hanki Sawickiej albo moze
nawet Elizy Orzeszkowej - naturalnie, ze nie moze to byc nikt taki. Nasza bohaterka
ma wiec wiele imion, zaleznie od jezyka: Tanna we Ranna po arabsku, Kambanka po
bulgarsku, Campaneta po katalonsku, Zvonilka po czesku, Clochette po francusku,
Glitzerklang po niemiecku, Skellibjalla po islandzku, Tinka Beru po japonsku,
Tingeling po norwesku, Clopotica po rumunsku, Tingeling po szwedzku. My poznamy ja
jako Blachoklepke. "Blachoklepka i inni" - tak bedzie sie nazywal ten tekst, kiedy
juz powstanie.
.....Poniewaz jest sprytna, jak kazdy druciarz, to ona w koncu przeniknie przez
zaslony kowerapu. Z przekory, ciekawosci lub przez zwykle roztargnienie przedawkuje
pixiedust odkrywajac jego pozaaviacyjne wlasciwosci. Podejzy ludzi, moze wlasnie Ume
Thurman z jej lusterkiem, a moze Ala Pacino gdy jeszcze byl Scarface'm i zastanawial
sie w ktorym pokoju upchnac towar a w ktorym forse, nie ma juz miejsca, cholera,
musimy kupic wiekszy jacht. Na audiencji u Krolowej niby przypadkiem upusci pare
monet i zbierajac je ukradkiem zerknie w strone lewitujacej monarchini. Wymysli jakis
nowatorski sposob naprawiania czegos tam, co sie ciagle psuje, sposob sam w sobie
doskonaly ale jednak w ktoryms miejscu obnazajacy nature zepsucia i jego gleboko
ukryte powody. W koncu natknie sie na cmentarzysko biologiczne, doly odpadow nie
nadajacych sie juz do resajslingu, po ktorych bedzie - zdumiona wciaz bardziej niz
przerazona - stapac ostroznie jak po Polach Smierci w Kambodzy. A potem moze wda sie
w jakis blachy zatarg z ktoras z PDFow i z postarzalem w plucu wyladuje na
intensywnej terapii, tuz za kurtyna nieprzenikniona dla widzow, ale dla niej nagle
otwarta na rozlegle kulisy, o ktorych istnieniu nigdy wczesniej nie wiedziala.
.....
.....Zyja jeszcz na swiecie ludzie wychowani w orwellowskiej maskirowce rezymowych
mediow, ktore codziennie z calych sil trabily o wyzszosci tak zwanej gospodarki
planowej nad kapitalistyczna. A jednak juz od podstawowki wiedzielismy przeciez ze
Lego kupowac trzeba w Pewexie, bo rodzime klocki Polgal tylko z trudem do siebie
pasuja. Doktorze, co innego widze, co innego slysze, brzmial popularny w tamtych
czasach nieslychanie polityczny dowcip. Wszyscy - my z naszego pokolenia i ci z tych
wczesniejszych - mamy gleboko zaszczepione, siegajace dziecinstwa przekonanie, ze
istnieje rzeczywistosc przedstawiona czyli taka, jaka powinna ona byc wedle wyobrazen
kogos kto ma wladze te wyobrazenia narzucac, i rzeczywistosc faktyczna, naprawde
istniejaca, czesto zupelnie inna, rozniaca sie od tej oficjalnej jak codzienna
praktyka od przepisowej teorii.
.....Wspolczesne, urodzone dwadziescia czy trzydziesci lat temu lemingi zatracily juz
te naturalna odpornosc. Rozleniwione micha i zagrycha, bez zastrzezen za dobra monete
biora wszystko co im do wierzenia sufluje telewizornia. I nie przyjdzie im do lbow,
ze przeciez kreca tym interesem ci sami szubienicznicy co przed cwiercwieczem, albo -
co byc moze nawet jeszcze gorsze - ich nowe pokolenie, swiezy miot resortowych
dzieci, resortowych wnukow i resortowych pociotkow.
.....I potem, taki jeden z drugim rozdziawia sie nagle, jak Janko Muzykant na widok
wiatraka. Ze mozna bylo na zimno, w samym srodku cywilizacji, zamordowac pewnego
ranka cztery albo piec tysiecy ludzi tylko po to aby pozbyc sie dwu starych
biurowcow, bo osiem ciezarowek nanothermitu rozpylonego wzdluz ich szybow windowych,
kilka emerytowanych dronow i paru technikow od grafiki komputerowej, plus odpowiednia
oprawa medialna a na koniec posprzatanie calosci do golej ziemi i postawienie w tym
samym miejscu nowych biur - wszystko to kosztowalo mniej niz mozolne oczyszczanie
kolosow z azbestu, ciecie ich na kawalki i wywozenie na zlom przez kolejne trzy do
pieciu lat? A ze przy okazji wszedl Patriot Act i mozna sie bylo wybrac do Zlotego
Polksiezyca by odblokowac tamtejsze pola makowkowe i zablokowac tamtejsze pola
naftowe i postraszyc nieposlusznych Pasztunow zeby nie podskakiwali jedynie slusznym
Chazarom i podarowac Chazarom nowe rakiety do pacyfikowania getta wokol Gazy i
uruchomic kilka zdalnie sterowanych partyzantek w kilku zdalnie sterowanych krajach -
i czart jeden wie co zrobic jeszcze? Coz, nie ma ognia, przy ktorym nie daloby sie
upiec wiecej niz jednej pieczeni, zwlaszcza jesli sie go samemu rozpala. Jednych stac
na stosowanie do tego DEW; inni, gdy chca sie wybrac na Czeczenie, powierzaja
przygotowanie propagandowe tradycyjnemu semtexowi, a jeszcze inni, ci z samego dolu,
moga sobie pozwolic tylko na archaiczny ale tez wszak skuteczny trotyl, ktorego potem
nawet kilka zim pod golym niebem nie moze splukac z lotniczych foteli.
.....No tak, braciszkowie, a czego sie spodziewaliscie? To przeciez bylo oczywiste od
samego poczatku. Takie rzeczy organizuje sie rutynowo, od czasow podpalenia
Reichstagu. Z czym do ludzi!
.....
.....A tymczasem, dalszy rozwoj akcji musimy pozostawic jej samej - majsteklepce
Bell, ktora jest sprytna i umie zmajstrowywac rozne rzeczy. Teraz umie juz takze
rozne rzeczy dostrzec. Ludzi, zgrozliwych i zbytgromnych. Piotrusia. Jego Zaginionych
kolegow. Czerwonoskorych. Corke ich wodza. Jaka Haka. Nawet te glupia suke, Wendy,
przez ktora wszyscy omal nie zgineli.
.....Blachoklepka wiele przeszla i niejedno potrafi. Jesli zajdzie taka potrzeba
bedzie zdolna do wszystkiego - do kazdego bohaterstwa i kazdej lekkomyslnosci.
.....Zjawi sie wiec przed obliczem Krolowej, a moze nawet przed cala rada jej
Ministrow. Opowie o tym, czego sie dowiedziala. O pixieduscie. O eksperymentach. O
wrozkach, ktore nie wrocily i o tych, ktore odnaleziono, ale nie mozna juz im bylo
pomoc. O Polach Smierci. O embrionach, o spotkaniach z ktorymi - juz prawie doroslymi
- mowily te z wrozek, ktore udawalo sie jednak jakms cudem obudzic. O sladach na ich
cialach. O ich chorobach, choc poprzedniego wieczora kladly sie spac zdrowe. O tych,
ktore probowaly same sobie wydlubywac implanty: spod skory, ze stawu skokowego, zza
galki ocznej. O malowaniu na teczowe kolory tekturowych dekoracji udajacych kwiaty i
liscie. O zajaczkach, ktorym trzeba robic dialize. O wszystkim.
.....Bedzie pewnie mowic jeszcze, gdy Krolowa wymieni z Ministrami szybkie spojzenia
i gdy telepatycznie - jak na hybryde przystalo - przywola tych z Wewnetrznego. W
kilka chwil bedzie po wszystkim. Glowy tocza sie od zawsze i niekiedy z ich
ostatniego grymasu mozna odczytac ostatnie niedowierzanie.
.....Ale moze zamiast tego rozegra sie efektowna gonitwa, na oslep miedzy konarami
Najwiekszego Drzewa, w gangsterskim stylu Roberta de Niro co strzelal wprost przez
przednia szybe, podczas gdy Al Pacino zahaczal M16 magazynkiem o lusterko wsteczne i
prul z jednej reki jak rewolwerowcy Starego Zachodu powalajacy oponenta strzalem z
biodra. Na koncu ktos przezyje aby umrzec mogl ktos. Bedzie jak u Borgesa: na
rozciegniete w kreske horyzontu matowe niebo padna dwa wydluzone cienie, krazyc beda
wokol siebie, omiatane przez monotonny wiatr - twarze skupione, dlonie niecierpliwe.
Nagle ubrania zalopocza na przekor nieruchomym sylwetkom, a ozdobne rekkojesci
zmierza sie nieustepliwymi spojzeniami. Przegrany przestanie istniec, zwyciezca
poswieci reszte zycia na opowiadaniu o tym wydarzeniu. Cokolwiek nastapi, kwestia
Obcych i ich hybryd zostanie odlozona do sequelu.
......Lub jeszcze inaczej: gdy przebrzmia ostatnie slowa, Krolowa osunie sie po osi
pionowej by na jednej wysokosci znalazly sie jej oczy z oczami poltoracalowej,
stojacej tuz przed nia Balachoklepki. Odsunie z czola loki, byc moze pchnie korone na
tyl glowy. Blask permenentnego pixiedustu oslabnie, wyjza spoden zmarszczki, szramy i
wzery, w ktorych glebie strach bedzie spojzec. Gestem wezwie ktoregos ze swych
Ministrow. Pozostali popatrza po sobie i, jeden po drugim, rozepna klamry zwisajacych
luzno prawie do podlogi plaszczy z jesiennych lisci, z wiosennych kwiatow, z zimowych
roz szronu i z klosow symbolizujacych plodnosc lata. Ten, ktory pomoze Krolowej
rozluznic pixiedustowy gorset cofajac sie zabierze go ze soba, zlote drobiny beda
przeciekac mu przez palce, a spadajac wiercic dziury w ciagnietej po ziemi
krolewskiej krynolinie. Teraz wiec juz wiesz, uslyszy Blachoklepka, teraz juz
widzialas. Nachyli sie niemal w pol aby jej oczy nadal znajdowaly sie na wysokosci
oczu monarchini. I bedzie sluchac. Ze rzeczywiscie tak jest. Ze to wszystko prawda.
Ze moze zawsze tak bylo. Ze probowali cos z tym zrobic, oni - ale ci ONI - takze.
Tylko wczesniej. Dawno, dawno temu. Ze wykorzystuja, co tylko uda im sie pozyskac.
Ale ze zrobili przy tym zbyt wiele bledow. Zbyt pozno juz by mozna bylo to odwrocic.
.....Lecz ty to wszystko odgadlas. Domyslilas sie. Jestes sprytna, Bell. I pomyslowa.
Umiesz majsterkowac. Sklecac rozne rzeczy. To wlasnie jest potrzebne. Jakis dynks.
Pipant. Wihajster. Ty przeciez widzisz to, czego ani twoje siostry, ani juz nawet my
nie widzimy. Uzyj tego talentu. Musisz cos wymyslic. Wykombinowac.
.....Krolowa znow nad nia zagoruje, roztoczy blask sypkiego i lekkiego jak kurz
zlota. Ministrowie znow beda majestatyczni a ich czepce dostojne i filuterne. Na
lisciu podanym jej z tych niebotycznych wysokosci Blachoklepka odczyta ozdobne zdanie
wypalone pixiedustem w chlorofilu: "To na moj rozkaz i dla dobra sprawy okaziciel
tego glejtu uczynil to, co uczynil."
......Idz juz, powie jeszcze Krolowa, a swietlisty promien z jej palcow doda po
kropce zamaszysty, imperialny podpis. Zrob to, co musi byc zrobione. Znajdz
rozwiazanie. Wroc tylko z nim - albo z armia. I strzez sie. Przed wszystkimi. Takze
przed nami. Oni juz o tobie wiedza. Nie zasypiaj. Byc moze to twoj ostatni dzien.
.....
.....
.....
.....------
.....Zmrogg
.....
-
2. Data: 2014-10-04 08:20:21
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: Kuczu <q...@g...com>
W dniu 2014-10-03 23:45, Zmrogg pisze:
> .....------
> .....Zmrogg
> .....
okurwa. Zjeb miesiaca ze spora szansa na tytul zjeba roku.
--
Kuczu
LOUD BLACK PIPES SAVE LIVES !!
Harley Davidson FXR-C
-
3. Data: 2014-10-04 12:17:58
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: Arni <a...@n...spam>
W dniu 04.10.2014 08:20, Kuczu pisze:
> W dniu 2014-10-03 23:45, Zmrogg pisze:
>
>> .....------
>> .....Zmrogg
>> .....
>
> okurwa. Zjeb miesiaca ze spora szansa na tytul zjeba roku.
>
>
zjeba wszechczasów chyba? Bełkot ze nie da się zdania przeczytać i
totalnie NTG. Spamer zwykły tylko jak sie nawali to mysli, ze jest
uduchowiony. Nieuleczalny, nic sie nie zmienia od lat:
http://pl.pregierz.narkive.com/0n3nWXh5/zmrogg-mg-a
http://42.pl/na/4c654b12-78ef-43d8-8b84-8fdc96dcc481
@googlegroups.com
--
Arni
-
4. Data: 2014-10-05 22:12:55
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: KillJohn <p...@b...pl>
Kuczu, Arni, odpierdolcie się od Zmrogga.
I co z tego że pisze nie na temat - kurwa, połowa ścigacza tu pisze nie na temat.
On przynajmniej da się czytać
KJ
-
5. Data: 2014-10-06 17:17:26
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: Arni <a...@n...spam>
W dniu 05.10.2014 22:12, KillJohn pisze:
> Kuczu, Arni, odpierdolcie się od Zmrogga.
>
> I co z tego że pisze nie na temat - kurwa, połowa ścigacza tu pisze nie na temat.
piszą przynajmniej o czyms co ma 2 koła i silnik, zdecydowanie blizej
tamtu grupy niż ten bełkot. Mało tego - ich bełkot daje sie przewaznie
zrozumiec.
> On przynajmniej da się czytać
no sorry ale ja tyle nie pije zeby to strawić
--
Arni
-
6. Data: 2014-10-07 13:21:44
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: KillJohn <p...@b...pl>
> Arni
Arni, czasy kiedy był sens czytać tą grupę po trzeźwemu lub traktować poważnie
minęły, mniejsza o to czy erozję rozpoczął lawotok czy wypłaszcz czy podpięcie przez
barana przebranego za łOwcę do tabloidu.
Dobrze że chociaż znajomość paru prawdziwych ludzi z tego została.
KJ
-
7. Data: 2014-10-08 19:30:01
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: "Grzybol" <g...@w...pl>
Użytkownik "KillJohn" <p...@b...pl> napisał w wiadomości
news:0fc1b0d4-e0e7-42aa-a641-e5e02160732f@googlegrou
ps.com...
> chociaż znajomość paru prawdziwych ludzi z tego została. KJ
Prawdziwi ludzie to siedzą w kryminale. Nic nie wiesz o życiu...
--
Grzybol
-
8. Data: 2014-10-08 20:13:59
Temat: Re: Blachoklepka i inni
Od: Piotr Rezmer <p...@b...pl>
W dniu 2014-10-03 o 23:45, Zmrogg pisze:
> .....
> .....Blachoklepka i inni
Sorry, o co pytałeś?
--
pozdrawiam
Piotr
XLR250&bmw_f650_dakar